"Prezydentura była ostatnią ofiarą, jaką Wałęsa poniósł dla swojego kraju"
"Prezydentura była ostatnią ofiarą, jaką Wałęsa poniósł dla swojego kraju. Przypłacił za nią zejściem ze sceny wielkiej polityki, na którą po 1995 r. przestał już mieć wpływ" - stwierdza Reinhold Vetter. Jako prezydent Wałęsa "zakochał się" w uprawianiu polityki zagranicznej. Podczas licznych podróży dał się poznać jako raczej niekonwencjonalna głowa państwa: wielokrotnie łamał zasady protokolarne, a gdy dochodził do wniosku, że międzynarodowe ambicje jego kraju nie są w sposób odpowiedni respektowane, bez ogródek sygnalizował to swoim gospodarzom.
Z dużym trudem zniósł porażkę, jaką poniósł wtedy w starciu z Aleksandrem Kwaśniewskim. Powodów klęski było kilka. On sam przyznał później, że w obu decydujących debatach telewizyjnych nie wypadł zbyt dobrze i że brakowało mu energicznej kampanii wyborczej, poza tym części społeczeństwa nie odpowiadała zapewne demonstracyjna pewność siebie Wałęsy i pokaz posiadanej przez niego władzy. Negatywny wpływ na wynik wyborczy dotychczasowego prezydenta mogła mieć też kontrowersyjna polityka personalna uprawiana przez jego kancelarię.
Wałęsie udało się wywołać spore zamieszanie, kiedy 2 kwietnia 1996 r. pojawił się o szóstej rano w Stoczni Gdańskiej, aby powrócić do pracy jako elektryk. Twierdził, że jego decyzja wynikała z konieczności utrzymania rodziny, ponieważ parlament nie uregulował kwestii emerytur dla byłych prezydentów kraju. Wkrótce jednak prezydent Kwaśniewski doprowadził do rozwiązania tej sprawy i Wałęsa mógł poświęcić się swojej ulubionej aktywności.
(js)