Jej brat zmarł z powodu alkoholizmu - pił od 15. roku życia
Bratem Swietłany był generał lotnictwa Wasyl Alliłujew. Po śmierci Stalina został oskarżony przez Ławrentija Berię o szpiegostwo i wtrącony do więzienia. Przeszedł ciężkie śledztwo, wypuszczono go dopiero w 1960 r. Był wówczas jednak wrakiem człowieka. Dwa lata później zmarł z powodu alkoholizmu.
"Wasia zawsze bał się ojca. Tylko on mógł jakoś przywołać go do opamiętania. Wasię do cna zepsuli sługusi, którzy go otaczali. Również pić go nauczyli, bodaj czy nie od 15. roku życia. A już później w naszym domu była nieustanna ciżba. Wokół niego tłoczyło się wielu nieznanych lotników. Wszyscy podlizywali się młodziutkiemu dowódcy. Do domu przyjeżdżali sportowcy, aktorzy, muzycy. Panowała atmosfera jakiejś orgii pijackiej, której wcześniej nigdy tu nie było.
Paniczny strach przed ojcem prześladował Wasię całe życie. Pamiętam, że gdy już był generałem lejtnantem (też go sługusi awansowali, gdy nie miał nawet trzydziestki), cały obwieszony orderami (za co?), przy ojcu nawet siadał jakoś tak na brzeżku krzesła. Dosłownie się trząsł. Jeśli ojciec pytał go o coś z dziedziny lotnictwa, w żaden sposób nie mógł znaleźć odpowiedzi. Zaczynał się miotać. Pił, oczywiście, był nerwowy. I wtedy ojciec mówił: 'Ty co? Jesteś pijany czy skacowany? Co z tobą?'. Strasznie było na niego patrzeć. I stopniowo ich stosunki zostały całkowicie zerwane. Żadnej rodzinnej bliskości już nie było".
Stalin osobiście wielokrotnie degradował syna, zwalniał ze stanowisk i wsadzał do aresztu za pijaństwo i orgie. Po wojnie Wasilij dalej prowadził to samo wesołe życie. "Wokół niego zaczęli się zbierać jacyś dziwni ludzie: masażystki, trenerzy, sportowcy popychali go do różnych afer, machinacji z drużynami piłkarskimi i hokejowymi, do budowania z kiesy państwowej jakichś obiektów, basenów i pałaców sportu. Nie liczył się z groszem państwowym, mógł rozporządzać olbrzymimi sumami i nie znał wartości pieniędzy. Mieszkał w swojej ogromnej państwowej daczy, w której rozwinął kolosalne gospodarstwo, psiarnię, stajnię. Wszystko mu dawano, na wszystko pozwalano. Jego kariera wojskowa zakończyła się ostatecznie 1 maja 1952 r. To była ostatnia defilada pierwszomajowa ojca. Od rana pogoda była nielotna i dowództwo zdecydowało o odwołaniu defilady lotniczej. Jednak Wasilij, ignorując rozkaz z góry, kazał poderwać samoloty w powietrze. Piloci przelecieli źle, nierówno, o mało nie zaczepiając iglic Muzeum Historycznego. A
przy lądowaniu kilka samolotów się rozbiło. Ojciec sam podpisał rozkaz o usunięciu Wasilija z dowodzenia lotnictwem Okręgu Moskiewskiego.
Po tym Wasilij ostatecznie się opuścił. Siedział na daczy i pił. W dniu śmierci ojca zjawił się w Kuncewie również pijany. Zachowywał się skandalicznie. Histeryzował, wymyślał, oskarżał o wszystko rząd i lekarzy. (...) Gdy wyszedł na wolność, wszystko się zaczęło na nowo. Przywrócili mu stopień generalski, emeryturę, legitymację partyjną, samochód, mieszkanie i daczę. Wasilijowi wydawało się, że znowu stał się tym, kim był. Wywoływał skandale, wszystkich pouczał i demaskował. Ja się z nim nie kontaktowałam. Niebawem znowu go wsadzili za jakiś incydent z cudzoziemcami, później wysłali do Kazania, nie pozwalając mieszkać w Moskwie i Gruzji. (...) Na ostatniej fotografii, zrobionej po przyjeździe Wasilija do Kazania, trudno go poznać, to był ciężko chory 70-letni starzec, podczas gdy miał zaledwie czterdzieści. Umarł 19 marca 1962 r., przez dobę nie odzyskiwał przytomności po kolejnym pijaństwie z jakimiś Gruzinami. Na pogrzeb nie pojechałam".