Matka Madzi płacze: ktoś ją porwał, ktoś ją porwał...
Mała Madzia zginęła tragicznie 24 stycznia 2012 r. Początkowo matka dziecka Katarzyna W. utrzymywała, że została napadnięta i ogłuszona, a ktoś wykradł jej dziecko z wózka. - Ktoś ją porwał. Ktoś ją porwał... - powtarzała, łkając, kiedy na miejscu pojawili się wezwani policjanci. Tajemnicze "porwanie" wstrząsnęło Polakami, wielu bezinteresownie włączyło się w jej poszukiwania, w Sosnowcu rozklejano plakaty z wizerunkiem Madzi i prośbą o pomoc.
Po trwającym prawie rok śledztwie prokuratura sporządziła akt oskarżenia wobec Katarzyny W. i 31 grudnia skierowała go do sądu. Zrekonstruowano w nim wydarzenia z feralnego dnia. Według śledczych kobieta udusiła dziewczynkę. Przyjmują, że kobieta rozebrała dziecko, następnie cisnęła nim o próg sypialni. Kiedy Madzia straciła przytomność, Katarzyna W. miała dusić Magdę przez cztery minuty kocykiem, żeby mieć całkowitą pewność, że dziecko nie żyje.
Tuż po zabójstwie, jak ujawnił "Super Express", wysłała do swojego męża Bartosza Waśniewskiego SMS: "Kotku, kup trochę pieczarek, jak jesteś w sklepie, i napal w piecach, jak wrócisz, bo chyba będziesz szybciej niż ja, kocham cię". Dwie minuty później wysyła jeszcze SMS-a do brata: "Dziecko właśnie się zbudziło i już wychodzę z domu".