Tajemnica śmierci Madzi z Sosnowca
Rok temu zginęła tragicznie mała Madzia z Sosnowca
Jak odkrywano tajemnicę śmierci Madzi z Sosnowca?
Minął już rok od tragicznej śmierci 6-miesięcznej Madzi z Sosnowca. Mimo upływu czasu sprawa wciąż budzi emocje i zainteresowanie mediów. Dziś zaczyna się proces Kataryny W., matki Madzi. Zobacz, jak przebiegały poszukiwania Madzi i jak stopniowo dochodzono do straszliwej prawdy...
Matka Madzi jest jedyną osobą, której w tej sprawie przedstawiono zarzuty. Poza zabójstwem Katarzynie W. zarzuca się też zawiadomienie organów ścigania o niepopełnionym przestępstwie oraz tworzenie fałszywych dowodów, by skierować postępowanie przeciwko innej osobie.
Pierwszą rozprawę Katarzyny W. zaplanowano na 18 lutego. Do 14 lipca Sąd Okręgowy w Katowicach przedłużył okres jej aresztowania.
(js,kab)
Matka Madzi płacze: ktoś ją porwał, ktoś ją porwał...
Mała Madzia zginęła tragicznie 24 stycznia 2012 r. Początkowo matka dziecka Katarzyna W. utrzymywała, że została napadnięta i ogłuszona, a ktoś wykradł jej dziecko z wózka. - Ktoś ją porwał. Ktoś ją porwał... - powtarzała, łkając, kiedy na miejscu pojawili się wezwani policjanci. Tajemnicze "porwanie" wstrząsnęło Polakami, wielu bezinteresownie włączyło się w jej poszukiwania, w Sosnowcu rozklejano plakaty z wizerunkiem Madzi i prośbą o pomoc.
Po trwającym prawie rok śledztwie prokuratura sporządziła akt oskarżenia wobec Katarzyny W. i 31 grudnia skierowała go do sądu. Zrekonstruowano w nim wydarzenia z feralnego dnia. Według śledczych kobieta udusiła dziewczynkę. Przyjmują, że kobieta rozebrała dziecko, następnie cisnęła nim o próg sypialni. Kiedy Madzia straciła przytomność, Katarzyna W. miała dusić Magdę przez cztery minuty kocykiem, żeby mieć całkowitą pewność, że dziecko nie żyje.
Tuż po zabójstwie, jak ujawnił "Super Express", wysłała do swojego męża Bartosza Waśniewskiego SMS: "Kotku, kup trochę pieczarek, jak jesteś w sklepie, i napal w piecach, jak wrócisz, bo chyba będziesz szybciej niż ja, kocham cię". Dwie minuty później wysyła jeszcze SMS-a do brata: "Dziecko właśnie się zbudziło i już wychodzę z domu".
Kto śledził Katarzynę W.?
Tajemnica śmierci Madzi z Sosnowca
Śledczy ustalili, że Katarzyna W. dokonała zbrodni z zemsty na mężu, chciała mu dać "karę i nauczkę". Za jego niewierność i brak zaangażowania w opiekę nad rodziną.
Katarzyna W. odkryła, że jej mąż Bartek Waśniewski miał przyjaciółkę, z którą prowadzi osobiste rozmowy na internetowym czacie - donosiła "Gazeta Wyborcza". Wszystko miało dziać się jeszcze przed styczniową tragedią, czyli gdy Madzia żyła. Z ustaleń gazety wynikało, że matka Madzi natrafiła na te rozmowy w domowym komputerze.
Krzysztof Rutkowski wkracza do akcji
26 stycznia 2012 r. w poszukiwania "uprowadzonej" Madzi zaangażował się właściciel biura detektywistycznego Krzysztof Rutkowski. Sprawę próbowało rozwikłać 30 ludzi Rutkowskiego, mężczyzna ufundował też nagrodę dla osoby, która wskaże miejsce przebywania 6-miesięcznej Madzi.
Niemal codziennie Rutkowski organizował konferencje w sprawie Madzi. Rutkowski na tym etapie powtarzał, że nie ma wątpliwości, że dziewczynka odnajdzie się cała i zdrowa. Wykluczał, że to matka dziecka, mogła mieć coś wspólnego ze zniknięciem Madzi.
Brał pod uwagę cztery możliwe wersje porwania. Według pierwszej z nich niemowlę ukradł samotny mąż i ojciec, zrozpaczony tym, że sam stracił niedawno własne dziecko i żonę (np. przy nieudanym porodzie lub podobnej tragedii).
Tak wygląda porywacz Madzi z Sosnowca?
Druga wersja zakładała, że Madzię porwali kobieta i mężczyzna, którzy sami nie mogą mieć dzieci. Pod wpływem impulsu zabrali dziewczynkę z wózka. Trzecia wersja: tzw. kradzież z otoczenia - półroczną Magdę mógł porwać ktoś znajomy, członek dalszej rodziny lub osoba z otoczenia rodziców dziewczynki.
Ostatnie wersja zakładała, że była to tzw. kryminalna adopcja. Oznacza to, że jakieś małżeństwo Polaków zamieszkałych za granicą, być może w Niemczech, postanowiło uprowadzić i przywłaszczyć sobie wypatrzone niemowlę.
Dwa dni później na konferencji prasowej przedstawił portret pamięciowy domniemanego porywacza, który sporządził rysownik detektywa. Powstał na podstawie relacji matki, szczegółów na temat jego wyglądu było mało. Wysoki, szczupły, biała kurtka, czarne spodnie i kaptur na głowie.
Wstrząsające wyznanie matki Madzi: kocyk był śliski, wypadła mi...
2 lutego 2012 r. płacząc i łkając matka małej Madzi z Sosnowca opowiedziała Krzysztofowi Rutkowskiemu, że dziecko wyślizgnęło jej się z rąk. Jej wyznanie detektyw nagrał kamerą. Detektyw film z wyznaniem matki Madzi przekazał mediom. - Mamy ten wysoki próg w sypialni. Ja wychodziłam, ona była w kocu, w tym wszystkim - mówiła. - Spadła ci? - spytał Rutkowski, a kobieta tylko potwierdza kiwając głową: - Nawet nie wiem kiedy. Ten kocyk był śliski. Według relacji matki, Madzia po wypadku była sina.
Katarzyna W. opowiedziała, że ukryła jej ciało. Rutkowski przekazał nagranie mediom i ściągnął je w miejsce, gdzie miało być ciało Magdy. Policjanci bezskutecznie przeczesywali teren nad rzeką Przemszą, gdzie - według Rutkowskiego - miało znajdować się ciało. Ale dziewczynki tam nie znaleziono.
Zaangażowanie Rutkowskiego w tej sprawie badała później gliwicka prokuratura, ale nie znalazła dowodów na to, że doszło do przestępstwa.
"Ciało Madzi było przykryte kawałkami gruzu"
Dzień po wyznaniu złożonym Rutkowskiemu zatrzymana przez policję Katarzyna W. sama pokazała policjantom miejsce, gdzie ukryła ciało. Zwłoki były zawinięte w kocyk - ten sam, który pokazywano na plakatach, rozwieszanych w Sosnowcu po zaginięciu dziewczynki. Wciąż trwają spekulacje, czy ktoś pomagał matce Madzi w ukryciu zwłok. Nikt jednak nie usłyszał dotąd w tej sprawie zarzutów, poza samą Katarzyną W., która powtarzała wersję o nieszczęśliwym wypadku.
Ciało Magdy znaleziono w zrujnowanym budynku w kompleksie parkowym przy ul. Żeromskiego, przy torach kolejowych za halą Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji. To ok. 1,5 km od miejsca, wskazanego wcześniej jako prawdopodobne miejsce ukrycia zwłok przez Krzysztofa Rutkowskiego. - Ciało znajdowało się w załomie ceglanego muru - pozostałości po zabudowaniach infrastruktury kolejowej. Było przykryte m.in. śniegiem, liśćmi, kamieniami, fragmentami gruzu - relacjonował rzecznik śląskiej policji, podinspektor Andrzej Gąska.
Matka Madzi nie była na pogrzebie córki, obawiała się linczu
Po przekazaniu informacji, że Magda nie żyje, okazywane dotąd matce dziecka współczucie w wielu przypadkach przekształciło się w demonstrowany publicznie gniew i potępienie. Takie emocje towarzyszyły pogrzebowi dziecka 15 lutego 2012 r., w którym wzięło udział około tysiąca osób.
Matka Madzi pozostała w areszcie, takie rozwiązanie doradził rodzicom Madzi Krzysztof Rutkowski. - Absolutnie odradzałem rodzinie, żeby mama Madzi uczestniczyła w pogrzebie - mówił Wirtualnej Polsce Rutkowski. Tłumaczył to względami bezpieczeństwa i ewentualnym zagrożeniem - jak szyderstwa czy zamieszki - do których mogłoby dojść nawet przy spokojnym pogrzebie. Rutkowski pytany, czy Katarzyna W. chciała wziąć udział w pogrzebie córki, odpowiedział, że kobieta chciała w nim uczestniczyć.
"Przyczyną zgonu dziecka był tępy uraz głowy"
Początkowo prokuratura zarzuciła Katarzynie W. nieumyślne spowodowanie śmierci dziecka. Kobieta spędziła blisko dwa tygodnie w areszcie. Podczas pobytu za kratkami połknęła detergent do mycia naczyń i... sama zawiadomiła o tym Służbę Więzienną. Prokuratura nie potraktowała zachowania Katarzyny W. jako próby samobójczej.
Wersję o wypadku, podawaną przez matkę, potwierdziły wyniki sekcji zwłok, z której wynikało, że przyczyną zgonu dziecka był "tępy uraz głowy". - Wyniki sekcji zwłok Madzi nie dają podstaw do zmiany zarzutów dla matki i kwestionowania na obecnym etapie jej wyjaśnień - powiedziała po ujawnieniu 6 lutego 2012 r. wstępnych wyników sekcji zwłok rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Katowicach Marta Zawada-Dybek.
15 lutego 2012 r., czyli w dniu pogrzebu dziecka, sąd uznał zażalenie obrony na zastosowanie aresztu i zdecydował, że matka może wyjść na wolność, co stało się kilka godzin po pogrzebie dziewczynki. W marcu prokuratura postawiła jednak matce Magdy dwa kolejne zarzuty. Dotyczą one zawiadomienia organów ścigania o niepopełnionym przestępstwie oraz tworzenia fałszywych dowodów.
Katarzyna i Barłomiej zamieszkali w 150-metrowym apartamencie w Łodzi
8 marca 2012 r. łódzki "Express Ilustrowany" poinformował, że Rutkowski przygotował dla Katarzyny W. i Bartłomieja 150-metrowe mieszkanie w Łodzi. Pomagał im też w znalezieniu pracy. Stwierdził, że w Łodzi małżeństwu nic nie grozi. - Nie będzie żadnych kamer, ani podsłuchów. Będą wiedli spokojne życie, tak myślę, że co najmniej trzy, cztery miesiące. Nikt nie będzie ich śledził, a gdy zajdzie taka potrzeba dostaną urządzenia z systemem anty-napadowym. Myślę jednak, ze to nie będzie konieczne - zapewniał Rutkowski.
Później odwrócił się od Katarzyny, uznał bowiem, że został oszukany. Wtedy zaczęły pojawiać się informacje, że Madzia mogła zostać zabita celowo. Kobieta wyprowadziła się z mieszkania w Łodzi, zostawiła męża i tułała się po kraju.
"Odeszłam od męża i nie chcę do niego wracać!"
4 kwietnia 2012 r. Katarzyna W., która miała tego dnia zostać przebadana wariografem, uciekła z mieszkania w Łodzi. Zniknęła i pozostawiła listy pożegnalne. W jednym z nich napisała: "Bartek kocham Cię, mój miły. Nie chcę Ci robić problemów. Ale nie mogę patrzeć, jak przy mnie umierasz każdego dnia. Nie szukaj mnie proszę. Jakoś sobie poradzę. Powiedziałam, co mogłam, ale bez mediów i tego szumu, który się wokół mojej osoby zrobił".
W. odnalazła się już następnego dnia. Kobieta przebywała na terenie ogródków działkowych w Sosnowcu. Rozmawiali z nią miejscowi policjanci. Matka Madzi, zapytana przez nich o powody nagłego wyjazdu z Łodzi, odpowiedziała: "Odeszłam od męża i nie chcę do niego wracać!".
- Nie będą pomagał osobie, która podchodzi do tej sprawy niepoważnie. Ona zawiodła męża i i jego rodzinę - oświadczył Rutkowski.
Katarzyna W. próbowała się zabić!
Następnego dnia na łamach prasy kolejne alarmujące wieści: Matka Madzi próbowała popełnić samobójstwo! W katowickim parku Kościuszki dziewczyna chciała się zabić, połykając jakieś tabletki. Jej matka wezwała na pomoc straż miejską. Matka Madzi była nieprzytomna, przewieziono ją do szpitala w Katowicach. Stamtąd trafiła do szpitala psychiatrycznego na 10-dniową obserwację.
Po ucieczce od męża Katarzyna W. zamieszkała z rodzicami. Potem wyjechała do znajomych do Krakowa i Warszawy. Dopiero 14 maja 2012 r. wróciła do mieszkania przy ul. Piotrkowskiej w Łodzi, które udostępnił młodym Krzysztof Rutkowski. Przyjechała, by zabrać swoje rzeczy i wręczyć mężowi pozew rozwodowy.
Matka Madzi tańczy przy rurze!
Pod koniec czerwca Polskę obiegły sensacyjne zdjęcia matki tragicznie zmarłej Madzi tańczącej na rurze. Jak donosił "Fakt", pięć miesięcy po śmierci córeczki, młoda kobieta zatrudniła się w klubie go-go w Krakowie, gdzie tańczy na rurze i rozbiera się za pieniądze.
Miesiąc wcześniej (23 maja 2012 r.) miała miejsce premiera książki "Wybaczcie mi" o Katarzynie W., której autorką była Iza Bartosz, redaktor naczelna dwutygodnika "Gala".
Jej małżeństwo istniało już wtedy właściwie tylko na papierze. Bartłomiej Waśniewski wyjechał do pracy w Wielkiej Brytanii, by móc spłacić zaciągnięte przez Katarzynę długi. Jak pisał "Fakt" Katarzyna nie tylko brała pieniądze i nie płaciła rachunków, oszukiwała też męża, mówiąc, że studiuje. Nie przyznała się mężowi, że nie ma matury...
Łóżkowa spowiedź Katarzyny W.
W trakcie śledztwa wyszło na jaw, że W. wcale nie chciała dziecka. Miała także problemy małżeńskie, które szczegółowo opisywała w swoim pamiętniku. Podobno seks z Bartkiem nie zadowalał jej, a mąż chętnie spotykał się z innymi kobietami.
W styczniu 2013 r. fragmenty jej pamiętnika opublikował "Super Express". Opisywała w nim m. in. ich pierwszy raz. "Współżyliśmy u mnie, było kiepsko. Nie chcę nawet póki co kontynuować tego, tym bardziej że Bartek tego nie traktuje jako wyrażenia miłości, tylko jak pocałunek, może być krótki, w miejscu publicznym (...) chce przez to wyrazić, że ma dziurkę na własność, którą może penetrować do woli. Jestem przez to trochę rozżalona." - skarży się Waśniewska, w cytowanych przez "Super Express" fragmentach pamiętnika.
"W związku z zachowaniem mojego męża wstrzymuję seks, nie mogę się mu oddać w zaufaniu, nie zadowala mnie" - pisała wściekła. To ostatnie zdanie stoi w sprzeczności z tym, co pisze w innym miejscu. Bo okazuje się, że mieli także dobry seks. Jednak to wszystko przeminęło. "Skończyły się motyle, zabieganie o mnie, romantyczne SMS-y, rozmowy, spotkania, skończył się podryw, kwiaty, czułości, nie stroi się dla mnie; nie pokazuje mi swojego świata, nie interesuje się moimi uczuciami, obowiązkami, nawet dobry sex się skończył" - użala się W.
Katarzyna W. z zarzutem zabójstwa, aresztowana na trzy miesiące
12 lipca 2012 r. Katarzynie W. postawiono zarzut zabójstwa, po uzyskaniu opinii biegłych z Zakładu Medycyny Sądowej Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach. Po przeprowadzeniu szczegółowych badań histopatologicznych i toksykologicznych biegli wskazali, że śmierć dziecka miała charakter nagły i gwałtowny. Eksperci uznali, że przyczyną śmierci było uduszenie.
Zdaniem prokuratury - jak podano w jej oświadczeniu z 2 października - opinia biegłych "w sposób kategoryczny wskazuje na przyczynę i mechanizm śmierci dziewczynki".
Następnego dnia Katarzyna W. została aresztowana na trzy miesiące, ale 1 sierpnia Sąd Okręgowy w Katowicach ponownie ją zwolnił. Uznał, że grożąca podejrzanej surowa kara i duże prawdopodobieństwo popełnienia przez nią zarzucanej jej zbrodni nie jest to wystarczającą przesłanką do stosowania aresztu.
Szokujące zdjęcia. "Teraz mam czas na swoje pasje"
14 października 2012 r. "Super Express" opublikował intymną sesję zdjęciową matki małej Madzi, w której kobieta ubrana w kostium kąpielowy jeździła konno. Szokującym zdjęciom towarzyszył wywiad. "Gdybym mogła, w ogóle nie schodziłabym z konia" - wyznawała 22-latka na łamach gazety. Kobieta zdradziła też m.in., że o formę dba jeżdżąc na rowerze, pływając i strzelając z łuku. Relaksować lubi się także przy dobrej książce.
W rozmowie z "Super Expressem" Katarzyna W. opowiadała o pobycie w areszcie, gdzie "była strasznie wredna dla otoczenia", przyjaźni z matką Szymonka z Będzina, która zakatowała syna na śmierć), oraz paskudnym, więziennym jedzeniu: "W kółko to samo. (...) Mortadele, konserwy, kotlety sojowe. Ja tego na pewno nie polubię".
Wspomina również, jakie wrażenie wywarła na niej Beata Ch. - Bardzo ciepła, sympatyczna osoba. Pogadałyśmy. Dałam jej kilka rad, ona mi też coś poradziła... - mówiła. Katarzyna W. przyznała, że często rozmawiały. Wynikało to z łączonych cel, w których przebywały obie kobiety.
Matka Madzi pytana o Beatę Ch., która także utrzymuje, że nie zabiła swojego dziecka, powiedziała, że nie będzie wypowiadać się na ten temat, gdyż "u niej (u Beaty Ch. - przyp. red.) to jest w ogóle dłuższa historia". - Obiecałam jej, że nic na ten temat nie powiem - mówi. I dodawała: "Mogę jedynie powiedzieć, że oceniam ją jako bardzo sympatyczną kobietę. Na pewno kocha resztę swoich dzieci. I to bardzo".
Matka Szymonka z Będzina pogrążyła Katarzynę W.
Później okazało się, że to zeznania koleżanki z celi, oskarżonej o zabójstwo swojego synka, Szymonka Beaty Ch. z Będzina obciążające Katarzynę W. były jednymi z ważniejszych, które posłużyły prokuratorom do sporządzenia aktu oskarżenia przeciwko matce Madzi. To także dzięki jej relacjom z rozmów z Katarzyną W. mogli postawić tezę, że Madzia została uduszona z pełną premedytacją.
- To proces poszlakowy, który ma udowodnić winę Katarzyny W., oskarżonej o najcięższą zbrodnię. To jednak tylko zestaw luźno powiązanych domysłów, które nie świadczą o tym, że popełniała to przestępstwo. Podobnie jak zeznania świadków, którzy zeznawali, że Katarzyna zawsze była jakaś dziwna i nie lubiła dzieci, a zbrodni miała się dopuścić z zazdrości o męża - mówił Arkadiusz Ludwiczek, obrońca Waśniewskiej z urzędu.
Matka Madzi zatrzymana w okolicach Białegostoku
21 października 2012 r. matka Madzi, podejrzana o zamordowanie swej półrocznej córki Magdy, została zatrzymana w domu koło Białegostoku, gdzie ukrywała się z nowym kochankiem.
Kilka tygodni wcześniej Katarzyna W. zniknęła i nie wiadomo było, gdzie jest. Zerwała kontakt z rodziną i swoim obrońcą. Matka Katarzyny W. formalnie zgłosiła policjantom jej zaginięcie. Właśnie dlatego katowicki sąd rejonowy zdecydował, że kobieta ma wrócić do aresztu. Po decyzji sądu prokuratura rozesłała za podejrzaną list gończy.
7 stycznia 2013 r. Sąd Okręgowy w Katowicach przedłużył okres aresztowania Katarzyny W. do 14 lipca. Decyzję o przedłużeniu aresztowania kobiety sędzia Adam Chmielnicki argumentował m.in. dużym prawdopodobieństwem popełnienia zarzucanych jej czynów, na podstawie dotąd zgromadzonego materiału.
(js)