Popełnił samobójstwo, bo przeraził się swych zeznań?
"Zośkowcy", którzy siedzieli w więzieniu, o śmierci Janka dowiadywali się z wielkim opóźnieniem. Henryk Kozłowski "Kmita", który był przełożonym "Anody" w powojennej konspiracji, usłyszał o niej dopiero latem 1949 r. Aresztowani przekazywali sobie informacje więziennym kodem, poprzez pukanie albo mruganie. Cztery lata później, w 1953 r., Kozłowski siedział w więzieniu z Krzymowskim, byłym legionistą (nie zapamiętał jego imienia). Ten opowiadał, że w styczniu 1949 r. przebywał w jednej celi z Jankiem i kilkoma innymi osobami. Podobno "Anoda" był wówczas w dobrym zdrowiu i humorze. Uśmiechnięty, dowcipami i zabawnymi opowieściami rozweselał współwięźniów. Wierzył, że wkrótce zostanie zwolniony. Krzymowski nie wspominał, aby Janka w śledztwie bito.
Andrzej Wolski "Jur" o śmierci "Anody" dowiedział się od swojego adwokata, kiedy sam siedział w więzieniu. Mecenas powiedział: "Umarł w śledztwie, to wszystko, co wiem". Nad przyczyną śmierci Janka zastanawiała się Anna Jakubowska "Paulinka". Pamiętała, jak wielkim poważaniem "Anoda" darzył swojego wuja, generała Władysława Bortnowskiego. Może któryś ze śledczych powiedział coś złego o nim? W takiej sytuacji "Anoda" mógłby się rzucić z pięściami. Ubecy mogliby go w odwecie zakatować albo zastrzelić.
Niektórzy "zośkowcy" przypuszczali, że Janek popełnił samobójstwo, bo przeraził się swych zeznań. Mógł w pewnym momencie uznać, że zeznając o miejscach ukrycia broni, szkodzi kolegom.
Inni uważali, że to było jednak samobójstwo, które nastąpiło w efekcie brutalnego, trudnego do wytrzymania śledztwa. Albo że "Anodę" pobito na śmierć i dla zatuszowania zbrodni ciało wyrzucono przez okno. Tadeusz Sumiński, kolega "Anody" z batalionu "Zośka", powiedział: - Dla mnie nie ma znaczenia, czy Janka zabito, czy popełnił samobójstwo. Zmuszenie go do samobójstwa było mordem, być może gorszym niż zwyczajny.