Zadziwiająca tajemnica "Andromedy". Nieoczekiwany zwrot ws. Nord Stream
Niemieckie, duńskie, szwedzkie i polskie służby starają się rozwiązać tajemnicę wybuchu gazociągów Nord Stream. Ujawniono nowe fakty ze śledztwa.
W jednej z publikacji "The Wall Street Journal" wskazano, że Polska "stanowiła hub logistyczny dla operacji wysadzenia Nord Stream". Prokuratura Krajowa stanowczo zaprzeczyła doniesieniom amerykańskiego dziennika.
"PK prowadzi własne postępowanie ws. wysadzenia pod koniec września nitek bałtyckiego gazociągu Nord Stream i Nord Stream 2, którymi transportowano rosyjski gaz do Niemiec" - czytamy w artykule "Rzeczpospolitej".
Śledztwo ws. eksplozji Nord Stram. Tajemnica "Andromedy".
"RZ" informuje, że śledztwo prowadzone przez Pomorski Wydział do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Gdańsku nie potwierdza brzmiącej sensacyjnie wersji strony niemieckiej, że za wybuchem mogła stać załoga jachtu "Andromeda".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"WSJ" ujawnił, że jacht pływał wokół każdego z miejsc, w których chwilę później miały miejsce wybuchy - użyto do tego oktogenu. Brak jest na to bezpośrednich dowodów - odpowiedziała "Rz" prokuratura.
Polscy śledczy nie wykluczają, że "Andromeda" mogła raczej mieć inny cel niż sabotaż - posłużyć skierowaniu sprawy na ślepy tor.
Z nowych ustaleń polskich śledczych - jak podaje dziennik - wynika, że jacht przypłynął do Polski z Wiek - wodniackiej wioski na wyspie Rugia w Niemczech, a na jego pokładzie znajdowało się sześć osób. Zacumował w jednym z polskich portów na 12 godzin i po tym czasie opuścił polskie wody terytorialne.
Serwis Frontstory.pl wskazał, że "Andromeda" zacumowała w Kołobrzegu. Dziennikarze portalu zaznaczają, że polskie służby "nie wierzą", że gazociągi wysadzono, używając turystycznego jachtu. "W toku śledztwa brak jest bezpośrednich dowodów wskazujących na udział osób znajdujących się na jachcie Andromeda w dokonaniu uszkodzenia rurociągu Nord Stream" - podkreśliła PK w rozmowie z serwisem.
- Z ustaleń śledztwa wynika, że podczas postoju jachtu w polskim porcie nie dokonywano na jego pokład załadunku żadnych przedmiotów, a załoga jachtu była poddana kontroli przez polską Straż Graniczną - przekazała 'Rz" PK.
Prokuratura Krajowa zaznaczyła też, że "brak jest jakichkolwiek dowodów, które wskazywałyby na udział obywateli polskich w wysadzeniu rurociągu Nord Stream". Członkowie załogi posiadali bułgarskie paszporty.