Tajemnica 98 kart do głosowania
Konsulat w Brukseli był siedzibą jednej z największych komisji obwodowych. Trafił na czołówki gazet, kiedy doszło do fałszerstwa w I turze wyborów prezydenckich 20 czerwca - przypomina "Rzeczpospolita". Z urny wyjęto 98 kart do głosowania więcej, niż ich wydano wyborcom. Nadal nie wiadomo skąd się wzięły.
Zgodnie z oficjalnym protokołem opublikowanym na stronie Państwowej Komisji Wyborczej, w komisji wydano 3970 kart do głosowania, a z urny wyjęto ich 4068. Różnica wynosi więc 98 kart.
Najwięcej głosów zdobył Bronisław Komorowski – 2389, drugi był Jarosław Kaczyński – 1051, trzeci Grzegorz Napieralski – 332. - Trzy razy liczyliśmy głosy tej nocy. Ale ciągle wychodziło to samo: 98 dodatkowych kart do głosowania - powiedział gazecie Piotr Ładomirski, przewodniczący komisji obwodowej numer 23, która znajduje się w siedzibie polskiego konsulatu w Brukseli. Przewodniczącego i pozostałych ośmioro członków komisji natychmiast odwołano.
Były przewodniczący komisji powiedział, że już nie może doczekać się śledztwa prokuratorskiego w tej sprawie. - Chciałbym, żeby cała sprawa została wyjaśniona - podkreśla. Pytany, czy dziś zorganizowałby pracę komisji inaczej mówi, że byłby bardziej rygorystyczny. - Stały tak długie kolejki, chcieliśmy ułatwić ludziom głosowanie, przyśpieszyć - wyjaśnia.
Po wejściu do konsulatu trzeba było zejść do podziemi. Stoliki, gdzie członkowie komisji wydawali karty do głosowania, znajdowały się w otwartych salach po lewej i prawej stronie, a w łączącym je pomieszczeniu naprzeciwko wejścia stała urna. - Trzeba było, bym albo ja, albo mój zastępca cały czas przy niej siedział. Ale niczego złego się nie spodziewałem - tłumaczył były szef komisji.