Sprawa Michała Figurskiego, radiowego prezentera, znakomicie pokazuje przedziwne zjawisko, z którym mamy do czynienia w Polsce od dawna. Wiadomo, że pewnych rzeczy robić nie należy, są niedopuszczalne, wstydliwe itp. Środowiska, które mienią się elitą, oburzają się, gdy ktoś przekracza granice dopuszczalnej poprawności politycznej. Lewicowo-liberalna, bliska rządowi prasa i stacje telewizyjne grzmią, gdy kibole udają małpy na widok czarnoskórego piłkarza. W tym przypadku słusznie, że grzmią, bo rasizm, jak antysemityzm jest czymś haniebnym. Grzmią, gdy któryś prawicowy polityk czy publicysta wypowie bardziej ostre słowo. Nie znajdują słów potępienia, gdy jakaś publiczna osoba spoza warszawsko-krakowskiego salonu czymś narazi się jakimś nieprawnym politycznie sądem czy słowem. Pamiętacie Państwo, co się działo, gdy Joachim Brudziński mówił o "ruskiej trumnie"? Słowo "ruska" jest przecież tak obraźliwe...