"Skazanie Poczobuta zasługuje na potępienie"
Ministerstwo Spraw Zagranicznych cieszy się, że Andrzej Poczobut po kilkudziesięciu dniach aresztu będzie mógł zobaczyć rodzinę, ale fakt, że został uznany za winnego, zasługuje na potępienie - oświadczył rzecznik resortu Marcin Bosacki. Z kolei wiceszef sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych Tadeusz Iwiński (SLD) powiedział, że z radością przyjął wyrok dla korespondenta "Gazety Wyborczej", gdyż obawiał się, że dziennikarz trafi do więzienia.
Andrzej Poczobut, korespondent "Gazety Wyborczej" i działacz Związku Polaków na Białorusi, został skazany przez sąd w Grodnie na 3 lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata. Został uniewinniony z oskarżeń o znieważenie prezydenta Alaksandra Łukaszenki. Sprawa dotyczy ośmiu artykułów Poczobuta w "GW", jednego na opozycyjnym portalu internetowym Biełorusskij Partizan i jednego na jego prywatnym blogu. Sąd uznał go jednak winnym zniesławienia głowy państwa.
- Cieszymy się z tego, że Andrzej Poczobut, po 90 dniach całkowicie niesprawiedliwego pobytu w areszcie, dzisiaj po raz pierwszy będzie mógł spędzić wieczór ze swoją rodziną - powiedział Bosacki. Natomiast - jak podkreślił - fakt, że został on uznany za winnego i skazany na karę więzienia, chociaż w zawieszeniu, "zasługuje z całą pewnością na potępienie".
W ocenie Bosackiego, to że Poczobut dostał wyrok w zawieszeniu jest częściowym efektem starań Polski, UE i całej wspólnoty międzynarodowej na rzecz uwolnienia Poczobuta oraz wszystkich więźniów politycznych na Białorusi.
Przyznał jednak, że trudno mówić o sukcesie, w sytuacji gdy Poczobut "został uznany za winnego tylko dlatego, że napisał swoje poglądy i przedstawił je publicznie w prasie". - Tutaj nie ma żadnej winy. Ten wyrok również został zaprezentowany po procesie, który trudno nazwać prawomocnym, a państwo, które go przeprowadziło trudno nazwać państwem prawa, skoro oskarżony nie miał możliwości de facto dobrej obrony oraz proces był utajniony - powiedział rzecznik MSZ. Dlatego - jak mówił - resort nie mówi o sukcesie, ale o "mniejszym źle".
Bosacki wyraził ponadto nadzieję, że wszyscy więźniowie sumienia na Białorusi zostaną zwolnieni. Podkreślił przy tym, że warunkiem powrotu do normalnych stosunków politycznych oraz ewentualnej pomocy gospodarczej dla tego kraju ze strony Unii Europejskiej, jest nie tylko zwolnienie wszystkich więźniów sumienia, ale także rehabilitacja wszystkich skazanych, nawet skazanych na karę w zawieszeniu.
- Konsekwentnie apelujemy i będziemy naciskać dyplomatycznie, zarówno poprzez rozmowy dwustronne jak i na forach międzynarodowych do władz Białorusi, aby zawróciły ze ścieżki represji, weszły na ścieżkę po pierwsze dialogu z opozycją, po drugie - być może przygotowania demokratycznych wyborów parlamentarnych - mówił Bosacki.
Rzecznik MSZ dodał, że wskutek fali represji po grudniowych wyborach prezydenckich na Białorusi dotychczas zatrzymanych i skazanych zostało ponad 700 osób. Jego zdaniem, represje na Białorusi nie słabną, a przeciwnie - wciąż rosną.
"Łukaszenko nadal prowadzi grę"
- Przyjmuję ten wyrok z radością, dlatego że można było przypuszczać, iż będzie skazany nie w zawieszeniu. Naturalnie, oznacza to, że za dwa lata wróci się do rozprawy, ale za dwa lata sytuacja na Białorusi może być już kompletnie inna - podkreślił Tadeusz Iwiński.
Jak dodał, również bliscy Poczobuta obawiali się, że wyrok będzie bardziej surowy.
Zdaniem polityka Sojuszu, wyrok w sprawie korespondenta "GW" może oznaczać "nie tyle początek jakiejś odwilży, ale to, iż władze na Białorusi są jednak bardziej realistyczne". - Oznacza to, że Łukaszenko nadal prowadzi grę i stara się być zręczny, z pewnością uwzględnia rację opinii międzynarodowej - ocenił Iwiński.
Zwrócił też uwagę, że nastroje społeczne na Białorusi pogarszają się. - Wczoraj rozmawiałem z jednym z opozycjonistów białoruskich tu w Warszawie i on mi mówił, że nastroje się bardzo pogarszają, ponieważ jest znacząca podwyżka cen, ludzie też mają kredyty w obcej walucie i godzinami wyczekują pod kantorami, żeby można było kupić chociaż sto dolarów. Atmosfera się więc pogarsza, ale dopóki nie będzie jakiegoś sprzeciwu robotników, to nie sądzę, żeby Łukaszenko upadł - podkreślił Iwiński.
Dzięki temu na pewno zapadł dzisiaj taki, a nie inny wyrok
Szefowa nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi (ZPB) Andżelika Orechwo powiedziała, że jest zaskoczona wyrokiem. - Nie spodziewaliśmy się takiego wyroku. Stało się to pewnie dzięki temu, że proces nie toczył się w cieniu - powiedziała Orechwo.
Jak przypomniała, podczas rozpraw w toczącym się od 14 czerwca procesie zawsze pod budynek sądu przychodziło "sporo ludzi, w tym działacze ZPB, sporo dziennikarzy". O procesie również "było głośno w Polsce" - wskazała Orechwo. Tutaj "były organizowane różne akcje dzięki Fundacji Wolność i Demokracja; 'Gazeta Wyborcza' mocno wspierała Andrzeja. Dzięki temu poparciu na pewno zapadł dzisiaj taki, a nie inny wyrok - uważa szefowa ZPB.
Orechwo była jedną z siedmiu osób z rodziny i przyjaciół Poczobuta, które wpuszczono na ogłoszenie wyroku. Wcześniej adwokaci przekazali, że ogłoszenie wyroku ma być publiczne, jednak prasy nie wpuszczono do środka.
Szefowa ZPB wyjaśniła, że gdy rodzina i działacze ZPB weszli na salę, było tam już 15 osób. - Poznaliśmy wśród nich te osoby, które nas bacznie obserwowały przed sądem we wszystkie dni, kiedy toczył się proces, i osoby, które zatrzymywały niektórych działaczy, a także niektóre osoby absolutnie postronne. Siedzieli i tylko spuszczali oczy, gdy pytaliśmy ich, dlaczego tutaj są - opisała działaczka.
W rezultacie zgromadzeń po budynkiem sądu działacz ZPB Igor Bancer, prywatnie mąż Orechwo, został skazany na 10 dni aresztu; sąd uznał go za winnego udziału w odbywającej się bez zezwolenia pikiecie. Dwoje innych działaczy ZPB dostało wezwanie do sądu z powodu podobnych zarzutów.
W obronie Poczobuta wypowiadali się przedstawiciele Unii Europejskiej, Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE), polskie władze i politycy opozycji. Organizacja obrony praw człowieka Amnesty International uznała Poczobuta za więźnia sumienia.