- Napady jedzenia są tak duże, że nawet jeśli chce się wymiotować, boli brzuch, a ciało nie może już tego znieść, je się dalej. Nie można przestać. Taki stan potrafi trwać przez kilkadziesiąt dni non stop. Wstawałam rano, przysięgałam sobie, że dziś tego nie zrobię i szłam do pracy. Katowałam się w myślach: "nie będę, nie będę, nie będę". Wracałam do domu i znów to robiłam. Potrafiłam zjeść kilka kilogramów na raz. Słodycze zajadałam ogórkami, a ogórki kaszką manną i tak w kółko bez końca i sensu. Później pojawiały się wyrzuty sumienia. To najgorszy moment. Zaczynały się głodówki i katorżnicze ćwiczenia. Biegałam po 8 km dziennie, do tego 2 godziny szybkiego marszu, treningi siłowe i fitness. Spalałam więcej kalorii, niż przyjmowałam. Wyrzuty sumienia, które ciągle mi towarzyszyły, prowokowały kolejny stres. A stres powodował kolejne napady jedzenia. To było błędne koło - opowiada Wirtualnej Polsce 28-letnia dziewczyna.