PolskaSzpital we Wrocławiu odpiera zarzuty NFZ ws. śmierci 8-letniego chłopca

Szpital we Wrocławiu odpiera zarzuty NFZ ws. śmierci 8‑letniego chłopca

65 tys. zł kary nałożył dolnośląski oddział NFZ na Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu za uchybienia formalne. Kontrola spowodowana była sprawą odesłania 8-letniego pacjenta po wypadku do innej placówki. Szpital zapowiedział złożenie zażalenia na tę decyzję. - Ta tragedia jest związana z szeregiem błędów systemowych na poziomie powyżej szpitala. Postępowanie wykazało, że błędy ze strony szpitala nie były popełnione - powiedział prof. Romuald Zdrojowy, prorektor Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. To wniosek z postępowania wyjaśniającego, które przeprowadziły Uniwersytecki szpital kliniczny we Wrocławiu oraz wrocławski Uniwersytet Medyczny ws. śmierci 8-letniego chłopca na terenie placówki.

We wrześniu ubiegłego roku pogotowie lotnicze przetransportowało 8-letniego pacjenta po wypadku drogowym do USK, gdzie działa jedyne w regionie całodobowe centrum urazowe. Lekarze po obejrzeniu pacjenta w helikopterze zdecydowali, że wymaga on operacji neurochirurgicznej i zasugerowali przetransportowanie do innej placówki. Pacjent trafił do 4. Wojskowego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu, gdzie mimo ponadgodzinnej reanimacji zmarł.

Jak poinformowała teraz dyrektor dolnośląskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia Violetta Niemiec, kontrola dotyczyła sposobu realizacji umowy, którą USK na świadczenia medyczne ma podpisaną z NFZ.

- Ustaliliśmy, że tego dnia na szpitalnym oddziale ratunkowym nie było lekarza ze specjalizacją medycyny ratunkowej. Stwierdzono też uchybienia w dokumentacji medycznej. Z tego powodu nałożyliśmy karę 65 tysięcy złotych - powiedziała Niemiec.

Dodała, że NFZ zawiadomił również rzecznika odpowiedzialności zawodowej. "Nie możemy kontrolować decyzji lekarzy i oceniać czy działali zgodnie ze sztuką. Ta kwestia należy do rzecznika odpowiedzialności zawodowej" - wyjaśniła

Szefowa dolnośląskiego oddziału NFZ podkreśliła, że kontrola objęła okres od 1 sierpnia do 30 września 2014 r. i wykazano, że w tym czasie kilkukrotnie na SOR nie dyżurował specjalista medycyny ratunkowej. "Kontrola wykazała również, że godzinę po odesłaniu pacjenta w tym szpitalu odbyła się operacja neurochirurgiczna" - dodała dyrektor.

W ocenie NFZ, centrum urazowe działa w USK w oparciu o umowę zawartą na świadczenia dla poszczególnych szpitalnych oddziałów, dlatego "była możliwość udzielenia pomocy w ramach centrum urazowego".

Kierownictwo USK poinformowało na konferencji prasowej, że złoży zażalenie na decyzję NFZ o karze finansowej dla tej placówki. W ich ocenie NFZ nie może ukarać za uchybienia formalne w ramach centrum urazowego, ponieważ szpital nie ma w tym zakresie podpisanej odrębnej umowy.

Dyrektor USK Piotr Pobrotyn powiedział, że w ramach wewnętrznej kontroli nie znaleziono błędów proceduralnych. - Nie mogę odnosić się do indywidualnych decyzji lekarzy. To wyjaśnia teraz prokuratura - dodał.

W związku ze sprawą dwoje lekarzy zostało zwolnionych z pracy w SOR.

Zdaniem specjalistów z USK mały pacjent nie powinien w ogóle trafić do ich placówki, ponieważ nie działa w niej oddział chirurgii dziecięcej. Jak podkreślili, na Dolnym Śląsku brakuje specjalistów medycyny ratunkowej, dlatego zwrócono się do ministra zdrowia z wnioskiem o "dostosowanie wymogów i możliwości alternatywnego zatrudnienia w centrum urazowym lekarzy o konkretnych kwalifikacjach i doświadczeniu".

- To dziecko było cały czas w stanie wstrząsu. Żeby móc operować, trzeba uzyskać minimum stabilizacji czynności życiowych. Tej stabilizacji nie udało się uzyskać. Jeśli rozpatrujemy tę tragedię w wymiarze indywidualnym, to była ona nieunikniona - mówił prof. dr hab. Marian Klinger z uniwersyteckiego szpitala klinicznego.

8-latek potrącony przez dwa auta

Do wypadku doszło 22 września w Oleśnicy (Dolnośląskie). Według informacji policji, chłopiec w niedozwolonym miejscu wtargnął na jezdnię, gdzie został potrącony przez jadącą fordem focusem 37-letnią kobietę. Chwilę później dziecko uderzył jeszcze nadjeżdżający z przeciwnej strony ford mondeo, kierowany przez 33-latkę. Obie kobiety nie były pod wpływem alkoholu i nie zostały zatrzymane.

Chłopca z miejsca wypadku transportował do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu przy ul. Borowskiej śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Według LPR, informacja o tym, że szpital nie może przyjąć pacjenta, została przekazana dopiero, gdy śmigłowiec wylądował już na szpitalnym lądowisku. Zanim ośmiolatek trafił do drugiej placówki, w której udzielono mu pomocy, minęło prawie 20 minut.

Bogusław Beck, dyrektor szpitala, który nie przyjął dziecka tłumaczył, że na dyżurze był tylko jeden neurochirurg. - Do operacji dziecka potrzeba dwóch. Ściągnięcie go zajęłoby około 40 minut - mówił Beck TVN24. Zdaniem szpitala, ośmiolatek szybciej by otrzymał pomoc w innej placówce.

Dyrektor dodał, że w tym dniu ostry dyżur neurochirurgiczny sprawował inny szpital i dlatego Szpitalny Oddział Ratunkowy odesłał dziecko właśnie tam.

Tymczasem według LPR, Szpital Uniwersytecki najpierw wydał zgodę na przyjęcie pacjenta, a dopiero po wylądowaniu śmigłowca poinformował o tym, że nie ma dyżuru neurochirurgicznego i odesłał dziecko do Szpitala Wojskowego przy ul. Weigla. Transport trwał kolejne cenne minuty, a stan ośmiolatka był na tyle ciężki, że nie udało się go uratować mimo 1,5-godzinnej reanimacji w drugiej placówce.

Zobacz też: Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu udostępnił nagranie z monitoringu

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (62)