Szpital Narodowy "farsą"? "Od początku miał być symbolem"
Kontrowersje wokół Szpitala Narodowego. Po wypowiedzi lekarza, który stwierdził, że praca na tym obiekcie jest farsą, zapytaliśmy o opinie przedstawicieli środowiska lekarskiego i dyrektora samego szpitala.
Rozmowę z pracującym w Szpitalu Narodowym "doktorem M." przeprowadził dziennikarz tygodnika "Polityka" Paweł Reszka. M. uważa, że warunki pracy w szpitalu są wręcz za dobre. Zgłaszając się na ochotnika, myślał, że będzie musiał ratować ludzkie życie. Tymczasem na Narodowy trafiają pacjenci, chorzy na COVID-19, których życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Świetny sprzęt stoi nieużywany, a łóżka pozostają puste. Sami lekarze zostali zaś zakwaterowani w bardzo dobrym pięciogwiazdkowym hotelu.
W "Faktach po Faktach" na antenie TVN24 Reszka dodawał: - W Szpitalu Narodowym jest więcej personelu medycznego niż pacjentów. Za jedno łóżko płacimy 800 złotych dziennie, a za łóżko respiratorowe 3000 złotych. To jest najwyższy moment, żeby te łóżka zapełnić. Tworzy się tezę, że miejsc w szpitalach nie brakuje, ale na Mazowszu nie ma w ogóle miejsc na oddziałach chirurgicznych czy na intensywnej terapii.
Przytoczyliśmy te wypowiedzi w rozmowie z dyrektorem szpitala Arturem Zaczyńskim. - Żałuję, że ten lekarz, który tu się wypowiedział, nie zgłosił się do mnie, ponieważ każdy pracownik ma możliwości, jeśli tylko chce pomagać w szpitalu na Wołoskiej - mówi lekarz w rozmowie z Wirtualną Polską. - Pierwszy raz widzę pracownika, który skarżyłby się na dobre warunki pracy - dodaje.
Medycy zakwaterowani w luksusowym hotelu
Medycy mieszkają w pięciogwiazdkowego Regent Warsaw Hotel. Zaczyński zwraca uwagę na to, że koszty zakwaterowania pokrywa Polski Holding Hotelowy. Podkreśla, że lekarze są zameldowani osobno, co może sprawiać wrażenie przepychu, ale to podstawowa zasada bezpieczeństwa w sytuacji epidemicznej. Łóżka szpitalne pozostają zaś wolne, bo szpital powstawał z myślą o 27 tys. zachorowań dziennie. Dopóki liczba nowych chorych będzie niższa, dopóty pełne możliwości Szpitala nie będą wykorzystane.
Z kolei Paweł Reszka sugeruje, że w takiej sytuacji lepiej byłoby te środki relokować i zainwestować w szpitale już istniejące lub zrobić szkolenia respiratorowe. - Kilometry kabli na Stadionie Narodowym w końcu zostaną zdemontowane. Inne inwestycje mogłyby służyć przez lata - kwituje.
Lekarze: Ten szpital miał być głównie symbolem
Lekarze zaangażowani w walkę z epidemią koronawirusa, z którymi rozmawialiśmy, przyznają rację Zaczyńskiemu w najważniejszej sprawie. - Ten szpital był budowany z myślą nawet o 30 tys. zachorowań dziennie, więc nie dziwię się, że mają tam wolne łóżka. Dziwię się za to rozmiarom propagandy sukcesu z nim związanym. Żartujemy, że to jest sanatorium. Tam nie trafiają naprawdę chorzy ludzie - słyszymy.
Podobne głosy docierają do nas z administracji rządowej. - Proszę nie pisać, że ten szpital jest niepotrzebny, bo on odciąża przepełnione szpitale. Zresztą liczba pacjentów cały czas się w nim zwiększa. Natomiast nie mam wątpliwości, że na Narodowym nikt nie umrze. Tam nie będzie scen, które można było oglądać w innych szpitalach zakaźnych - mówi nasz informator.
Lekarze zwracają uwagę, że medialny szum wokół Stadionu odciąga uwagę od chorych na inne schorzenia niż COVID-19. - Osoby z problemami kardiologicznymi czy chorobami płuc teraz są naprawdę pozbawione opieki. A ten szpital miał być głównie symbolem - słyszymy od lekarza zajmującego dyrektorskie stanowisko w jednym z publicznych szpitali.