PolskaSzokująca kradzież w Oświęcimiu - "to nie przypadek"

Szokująca kradzież w Oświęcimiu - "to nie przypadek"

Oryginalny, historyczny napis "Arbeit macht frei" został skradziony w piątek nad ranem znad bramy wejściowej do byłego niemieckiego obozu Auschwitz I - tę informację RMF FM potwierdziła oświęcimska policja. Funkcjonariusze nie mają na razie konkretnych informacji, które mogłyby ich zbliżyć do wykrycia sprawców kradzieży. Komendant Wojewódzki Policji w Krakowie ufundował 5 tys. nagrody dla osoby, która pomoże w schwytaniu sprawców.

Szokująca kradzież w Oświęcimiu - "to nie przypadek"
Źródło zdjęć: © PAP

18.12.2009 | aktual.: 18.12.2009 16:40

Policja poinformowała, że zabezpieczone zostały ślady w okolicy bramy. Sprowadzono psa tropiącego, który początkowo podjął trop. Zgubił go przy drodze, co sugeruje, że złodzieje dysponowali samochodem.

- Wygląda na to, że sprawcy musieli mieć ze sobą drabinę, bo nie ma innej możliwości. Wspiąć się na bramę trudno, odkręcić śruby w takim mrozie też jest trudno. Wygląda na to, że musiały to być dwie, trzy osoby - powiedział rzecznik małopolskiej policji Dariusz Nowak. Dodał, że złodzieje wynieśli napis z terenu muzeum przez wyrwę w murze byłego obozu, która była pierwotnie zabezpieczona siatką.

Nowak dodał, że policjanci przesłuchują wartowników. Przeglądają także zapis z monitoringu. Jednak według nieoficjalnych informacji kamery niczego nie wychwyciły, bowiem istniejące oświetlenie było zbyt słabe.

Prezydencki minister Paweł Wypych powiedział, że Lech Kaczyński jest oburzony kradzieżą. Obóz Auschwitz-Birkenau to bowiem - zdaniem głowy państwa - rzecz nietykalna. - Takiego czynu mógł dokonać tylko szaleniec - powiedział Wypych.

"To nie była przypadkowa kradzież"

Rzecznik Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau Jarosław Mensfelt uważa, że kradzież tablicy nie była przypadkowa. - Sprawcy musieli być dobrze przygotowani: wiedzieć, jak wejść na teren placówki i jak zdjąć symbol - zaznacza.

- Nam się to nie mieści w głowie, by ukraść taką rzecz z takiego miejsca. To zrobił ktoś, kto wiedział, co chce zrobić. Musiał wiedzieć, jak wejść na teren muzeum, jak zdjąć napis i jak chodzą strażnicy. Tego nie zrobił ktoś, kto akurat przechodził i pomyślał: ukradnę bramę. Złodziej musiał się dobrze przygotować - powiedział Mensfelt.

Rzecznik zaznaczył, że samo zdjęcie napisu znad bramy nie jest czynnością skomplikowaną dla kogoś, kto wie, jak to zrobić.

Kradzieżą wstrząśnięty jest także Andrzej Przewoźnik z Rady Pamięci Walk i Męczeństwa. Jego zdaniem do tego typu aktów wandalizmu dochodzi dlatego, że sprawcy czują się bezkarni. Kary za zdewastowanie miejsc pamięci takie jak cmentarze czy pomniki są bowiem z reguły bardzo niskie. Jak zaznacza, w przypadku kradzieży napisu z bramy obozu Auschwitz - Birkenau, który był miejscem śmierci dziesiątków tysięcy ludzi, przekroczono wszelkie granice.

W miejscu skradzionego napisu zawisła kopia

Nad ranem na historycznej bramie w miejscu skradzionego napisu umieszczono jego kopię. Była ona używana, gdy konserwacji został poddany w 2006 roku oryginalny napis.

Brama główna w obozie Auschwitz I, jako jedyna w całym obozie, została wykonana na rozkaz Niemców przez polskich więźniów politycznych. Zostali oni przywiezieni jednym z pierwszych transportów przybyłych z Wiśnicza na przełomie 1940-1941 roku. Wykonanie bramy związane było z wymianą prowizorycznego zewnętrznego ogrodzenia obozu, wspartego na słupach drewnianych, na ogrodzenie stałe na słupach żelbetowych, z drutem kolczastym pod napięciem.

Napis nad bramą - "Arbeit macht frei" (Praca czyni wolnym) - który jest jednym z symboli obozu, wykonali więźniowie z komanda ślusarzy pod kierownictwem Jana Liwacza (numer obozowy 1010). Mieli świadomie odwrócić literę B, jako zakamuflowany przejaw nieposłuszeństwa.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)