PolskaSzkolny ciucholand

Szkolny ciucholand

Minister edukacji chce ubrać uczniów w mundurki. Według nauczycieli szkolny strój to temat zastępczy, a nie prawdziwy problem polskiej edukacji.

Szkolny ciucholand
Źródło zdjęć: © NTO | Tadeusz Kwaśniewski

25.07.2006 | aktual.: 25.07.2006 09:59

Zapis o możliwości wprowadzenia w szkołach wszystkich typów jednolitych strojów - jak poinformował wczoraj minister Roman Giertych - powinien się znaleźć w nowelizacji ustawy o systemie oświaty. - A po co? - zastanawia się Wanda Sobiborowicz, prezes zarządu okręgu ZNP w Opolu - Nie widzę powodu, żeby minister decydował o tym, w czym uczniowie przychodzą do szkoły. On powinien się skupić na procesie wychowania i kształcenia, czyli sprawach dla edukacji najważniejszych. Ministerstwo, namawiając do ubierania uczniów w mundurki, przekonuje jednak, że ma na względzie przede wszystkim bezpieczeństwo dzieci. Uniformy pozwolą bowiem dostrzec na szkolnych korytarzach nieproszonych gości, np. dilerów narkotykowych, a także ukrócić konkurowanie między sobą dzieci, pochodzących z rodzin o różnym statusie majątkowym.

- Ale nie ma mowy o żadnym przymusie - zastrzega Kaja Małecka, rzecznik MEN. - To rady rodziców w porozumieniu z dyrekcjami szkół będą decydować o obowiązku noszenia mundurków, o ich kroju i kolorze. Chcemy tym samym zwiększyć rolę rodziców w szkole, chcemy, żeby mieli wpływ na to, co się w niej dzieje. Nauczyciele nie kryją zdziwienia, według nich minister Giertych próbuje wyważać drzwi dawno otwarte. Bo możliwość wprowadzenia w szkole jednolitego stroju zawsze była i niektórzy już dawno z niej skorzystali. - Kiedy powstały gimnazja dwujęzyczne pod egidą Towarzystwa Szkół Twórczych, wprowadziliśmy we wszystkich jednakowe odzienie. Nasi uczniowie noszą granatowe kamizelki ze znakiem szkoły i TST. Od święta dziewczyny zakładają jeszcze spódnice w szkocką kratę, a chłopcy granatowe spodnie - opowiada Joanna Raźniewska, dyrektor gimnazjum nr 9 w Opolu. - Jest bardzo wiele szkół w Polsce, które mają mundurki. Z tym, że one nie są wyrazem jakiejś uniformizacji, ale wyróżnikiem, wskazują na przynależność do pewnej
elity. I najczęściej to wcale nie dyrektorzy szkół mundurków nie chcą.

- Próbowałem je wprowadzić w naszym gimnazjum, ale niestety, ponad połowa uczniów i rodziców była przeciw - mówi Wojciech Rerich, dyrektor PG nr 8 w Opolu. - Dzieci nie chciały, bo uważały, że to obciach, a dorośli mi tłumaczyli, że ich na to nie stać. Agata Lipińska, mama 14-letniej Kasi, też nie zamierza przyklaskiwać pomysłowi ministra. Jej zdaniem szkoła i tak dużo ją kosztuje, podręczniki są drogie, a tu jeszcze byłby dodatkowy wydatek. - Strój i tak wcale nie odzwierciedla tego, co się ma w głowie - przekonuje Joanna Raźniewska. - A odgórne wprowadzanie jakiejś urawniłowki tylko zrodzi bunt. Hasło mundurek źle się kojarzy. Rodzice pamiętają ze swoich szkolnych lat te koszmarne stylonowe fartuchy i bluzy. Dlatego mundurki nie wszystkim dobrze się kojarzą. (fot. Tadeusz Kwaśniewski)

szkołareforma edukacjiroman giertych
Zobacz także
Komentarze (0)