Sześć i pół godziny informacyjnej pustki. Eksperci wskazują błąd rządu

Sześć i pół godziny informacyjnej pustki. Eksperci wskazują błąd rządu

Premier Mateusz Morawiecki podczas konferencji prasowej po posiedzeniu rządu w nocy z 15 na 16 bm. w związku z eksplozją w Przewodowie
Premier Mateusz Morawiecki podczas konferencji prasowej po posiedzeniu rządu w nocy z 15 na 16 bm. w związku z eksplozją w Przewodowie
Źródło zdjęć: © PAP | PAP/Radek Pietruszka
Patryk Michalski
16.11.2022 14:00, aktualizacja: 16.11.2022 15:29

Polskie władze przez sześć i pół godziny nie przekazały opinii publicznej żadnej konkretnej informacji na temat zdarzenia w Przewodowie. Między g. 19:00 a 22:10 społeczeństwo wiedziało oficjalnie tylko o nadzwyczajnej naradzie w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego i "sytuacji kryzysowej" o nieznanych przyczynach. Eksperci ds. bezpieczeństwa, prof. Daniel Boćkowski i Andrzej Mroczek uważają, że komunikacja władz, choć w zamyśle miała uspokajać społeczeństwo, nie była właściwa, co nakręcało panikę.

W Wirtualnej Polsce z pomocą ekspertów do spraw bezpieczeństwa szczegółowo analizujemy komunikację polskich władz w związku z eksplozją w Przewodowie w powiecie hrubieszowskim. Na komunikacyjne błędy rządzących wskazują naukowcy. Przedstawiona przez nich ocena ma charakter merytoryczny i może pomóc rządzącym wyciągnąć wnioski, by podobnych błędów nie popełniać w przyszłości. Tym bardziej że – według naszych rozmówców – schematy dotyczące komunikacji kryzysowej już teraz powinny być przygotowane, bo wojna za naszą wschodnią granicą trwa od blisko dziewięciu miesięcy.

- W przestrzeni medialnej pojawiły się nieoficjalne informacje o rakietach. Ich wydźwięk wzmocniła oficjalna informacja, że w trybie nadzwyczajnym odbędzie się spotkanie władz w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego z powodu "sytuacji kryzysowej". W tym momencie doszło do przecięcia komunikatu oficjalnego i nieoficjalnego i to już wtedy władze powinny wyjść z kluczowym przekazem: nie wpadajmy w panikę, czekajmy na potwierdzenie informacji, szczegóły na temat zdarzenia są zbierane na miejscu, jesteśmy w kontakcie z naszymi sojusznikami, będziemy na bieżąco przekazywać kolejne informacje – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską prof. dr hab. Daniel Boćkowski z Uniwersytetu w Białymstoku.

Podobne zdanie ma Andrzej Mroczek, ekspert ds. zarządzania w stanach nadzwyczajnych i kryzysowych, wicedyrektor Centrum Badań nad Terroryzmem im. Krzysztofa Liedela. - Kiedy mówi się o "sytuacji kryzysowej", to choćby krótko trzeba powiedzieć, czego ona dotyczy. Informacja powinna być przekazana, aby uspokajać ludzi. Jak mógł wyglądać taki komunikat? "Doszło do wybuchu. Zginęły dwie osoby. Sprawdzamy, co było przyczyną zdarzenia. Jesteśmy w kontakcie z sojusznikami". Tego zabrakło na początkowym etapie, więc w efekcie powstała próżnia informacyjna, która spowodowała domysły. To nie powinno mieć miejsca. Komunikat rządowy może być krótki, może nie zawierać szczegółów, ale komunikat o "sytuacji kryzysowej" powinien być rozwinięty. W dobie szybkości przekazu informacji nie można uniknąć dopowiedzeń, plotek, które działają negatywnie na społeczeństwo – podkreśla.

Tajemnicza "sytuacja kryzysowa"

Przypomnijmy przebieg wydarzeń.

O g. 17:58 rzecznik rządu Piotr Muller napisał na Twitterze: "Premier zwołał w trybie pilnym Komitet Rady Ministrów do spraw Bezpieczeństwa Narodowego i spraw Obronnych". Nie podał żadnych szczegółów. Informacja natychmiast uruchomiła falę spekulacji na temat przyczyn pilnej narady. Niedługo później, o g. 18:21, dziennikarz Radia Zet Mariusz Gierszewski napisał (również na Twitterze): "Coś zdarzyło się we wsi Przewodów w woj. lubelskim przy granicy z Ukrainą. Doszło do wybuchu w suszarni zbóż. Przyczyna nieznana. Czy można to łączyć z nagłym zwołaniem komitetu???" – pytał rzecznika rządu. Odpowiedzi nie było.

O g. 18:28 Gierszewski poinformował: "Nieoficjalnie: w miejscowości Przewodów w województwie lubelskim przy granicy z Ukrainą spadły dwie zabłąkane rakiety. Uderzyły w suszarnie zboża. Zginęły dwie osoby. Na miejscu są policja, prokuratura i wojsko". To właśnie te doniesienia błyskawicznie obiegły media społecznościowe. O tym, że coś wydarzyło się w Przewodowie, wiadomo było również za sprawą Radia Lublin, które jeszcze wcześniej przekazało, że "według wstępnych ustaleń ciągnik miał eksplodować po tym, jak nagle wjechał na wagę". W informacji lubelskiej stacji o żadnej rakiecie nie było jednak mowy.

Pytania mnożyły się z każdą minutą. O g. 19:00 rzecznik rządu rozmawiał z dziennikarzami i to wtedy miał okazję odnieść się do nieoficjalnych informacji i podać przyczynę pilnej narady władz. Powiedział wyłącznie o "sytuacji kryzysowej" bez podania powodu tego kryzysu. Nie odniósł się również do informacji o dwóch ofiarach śmiertelnych. Jednocześnie zaapelował o to, by nie publikować niepotwierdzonych informacji.

Władze USA szybsze od polskich

Mimo że Polacy gorączkowo szukali jakichkolwiek szczegółowych informacji na temat zajścia, "sytuacja kryzysowa" musiała wystarczyć jako oficjalny komunikat aż do g. 22:10, kiedy przed budynkiem BBN oświadczenie wygłosili szef BBN Jacek Siewiera i rzecznik rządu Piotr Müller. Przez ponad trzy godziny pustkę informacyjną wypełniały więc domysły i niesprawdzone informacje.

A z czasem polskie media zaczęły cytować depesze światowych agencji informacyjnych – m.in. prestiżowej Associated Press - i zdania z briefingu w Pentagonie.

Jeszcze przed g. 20 agencja AP podała, powołując się na wysokiego rangą urzędnika wywiadu USA, że "rosyjskie pociski zabiły dwie osoby na terytorium Polski". Z perspektywy czasu widać, że słowa dotyczące "rosyjskiego pocisku" były co najmniej nieprecyzyjne. Nie wiadomo, czy odnosiły się do producenta rakiety, czy miały wskazywać na to, przez kogo została wystrzelona. Reakcje ważnych światowych polityków wskazują jednak, że słowa zostały odebrane jednoznacznie - jako informacja o tym, że pociski zostały wystrzelone przez Rosjan i spadły na terytorium Polski, na co – jak już wiemy – nie ma żadnych dowodów.

Chwilę później Pentagon oficjalnie odniósł się do sprawy. Komunikat brzmiał: - Nie możemy potwierdzić informacji o rosyjskich rakietach na terytorium Polski – oświadczył rzecznik Pentagonu, gen. Patrick Ryder. Dodał, że podchodzi do doniesień medialnych poważnie. Głos w sprawie zabrał też rzecznik Departamentu Stanu USA. - Nie chcę spekulować i mówić o hipotezach. Pracujemy z polskim rządem, z sojusznikami, partnerami, zbieramy więcej informacji, żeby ocenić dokładnie, co się wydarzyło. Określimy, co miało miejsce i potem zdecydujemy, jakie będą dalsze kroki - zapewniono na konferencji.

Świat słał kondolencje, a rząd wciąż nie podawał szczegółów

Mieliśmy więc w przestrzeni medialnej dwa niespójne ze sobą komunikaty – dużych amerykańskich mediów powołujących się na źródła w wywiadzie USA oraz samego rządu USA. W tym czasie w Polsce wciąż jedynym oficjalnym komunikatem była "sytuacja kryzysowa". Tymczasem, choć polska opinia publiczna nie została poinformowana o dwóch ofiarach śmiertelnych, łotewski wicepremier i minister obrony Artis Pabrikis już przekazał "kondolencje dla naszych polskich braci w broni". Na Twitterze napisał, że "rosyjski reżim wystrzelił rakiety, które były wycelowane nie tylko w ukraińskich cywilów, ale wylądowały na terytorium NATO w Polsce. Łotwa w pełni popiera polskich przyjaciół i potępia to przestępstwo" – przekazał.

Dopiero o g. 22:10 polskie władze przekazały więcej szczegółów - choć niewiele więcej w stosunku do tego, o czym mówił już niemal cały świat. - Na terenie powiatu hrubieszowskiego doszło do eksplozji, która doprowadziła do śmierci dwóch obywateli Polski – powiedział wówczas rzecznik Müller. Dodał, że na miejscu przebywają służby, podkreślił, że wdrożone zostały procedury, m.in. zdecydowano, aby podwyższyć gotowość bojową niektórych jednostek wojskowych na terenie Polski i zwiększyć gotowość bojową jednostek innych służb mundurowych. Podkreślił, że trwa weryfikacja, czy zachodzą przesłanki do uruchomienia artykułu 4. Paktu Północnoatlantyckiego – czyli sojuszniczych konsultacji. Szef BBN Jacek Siewiera przekazał informację o rozmowie Andrzeja Dudy z szefem NATO Jensem Stoltenbergiem, zapewnił o kontakcie ze stroną amerykańską.

Następne komunikaty pojawiły się tuż przed północą i tuż po niej. Najpierw Mateusz Morawiecki zaapelował do Polaków o spokój i rozwagę, a do całej klasy politycznej o powściągliwość i odpowiedzialność. Dopiero później Andrzej Duda wypowiedział ważne zdanie: "nie mamy żadnych jednoznacznych dowodów, kto wystrzelił rakietę". Co ciekawe, pomiędzy wypowiedziami premiera i prezydenta komunikat wydało też Ministerstwo Spraw Zagranicznych. To pierwsze rządowe oświadczenie, w którym napisano o tym, że "spadł pocisk produkcji rosyjskiej, w wyniku czego śmierć poniosło dwóch obywateli Rzeczypospolitej Polskiej". Wcześniej z ust rządzących nie padało ani słowo "pocisk", ani nikt nie wskazywał na jego producenta. Niedługo później Andrzej Duda – nieco bardziej zachowawczo – dodał "najprawdopodobniej produkcji rosyjskiej".

"Milczący rząd dolewał oliwy do ognia"

Po odtworzeniu kolejności zdarzeń nasi eksperci zwracają uwagę na komunikacyjne błędy popełnione przez rządzących.

– Przez to, że na początku nie było żadnych komunikatów, wybuchła medialna histeria. Ludzie dopowiadali sobie różne rzeczy. W miejsce niepewności pojawiły się doniesienia zagranicznych mediów, które często odnosiły się do przestrzeni informacyjnej albo dezinformacyjnej w Polsce. Spirala zaczęła się nakręcać. Milczący rząd, ukryty za fasadą nadzwyczajnego posiedzenia w BBN tylko dolewał milczeniem oliwy do ognia. Po zwołaniu nadzwyczajnego posiedzenia i wypuszczeniu oficjalnego komunikatu ludzie, którzy słyszeli o jakichś rakietach, wyobrażają sobie znacznie więcej, niż powinni. Kompletnie zawiódł kluczowy przekaz, kiedy zaczął się chaos informacyjny – mówi prof. Boćkowski.

- Co jest ważne w tym kontekście, widać, że ani rząd, ani Kancelaria Prezydenta nie miały przygotowanej operacji medialnej na taki wypadek. Biorąc pod uwagę działania wojenne w Ukrainie, powinno się na poziomie biura prasowego opracować procedury postępowania na wypadek takich właśnie zdarzeń. Każdy, kto zajmuje się bezpieczeństwem i analizował, w jaki sposób Rosjanie ostrzeliwali tereny przygraniczne, mógł mieć świadomość, że prędzej czy później może nastąpić sytuacja, że coś trafi na terytorium Polski. Tutaj całkowicie zawiedliśmy, bo chaosu nie dało się opanować – dodaje.

"Rząd powinien uspokajać"

Ekspert z Uniwersytetu w Białymstoku podkreśla, że nie oczekuje od rządu natychmiastowego odnoszenia się do nieoficjalnych informacji czy podawania szczegółów, ale oczekuje klarownego przekazu, który nie pozostawia przestrzeni na domysły. - Rząd powinien cały czas być w kontakcie ze strukturami informacyjnymi, żeby informacje mogły służyć uspokojeniu. A tak mieliśmy panikę i to była kompletna klęska - mówi.

Taką opinię podziela również Andrzej Mroczek. - Odniosłem wrażenie, że dla rządzących to było bardzo duże zaskoczenie i nie byli przygotowani do takiej sytuacji. Procedury mogą istnieć, a życie życiem, nie zadziałały mechanizmy, które pozwalałyby uspokoić społeczeństwo. Komunikacja ze społeczeństwem powinna być zaktywizowana. W godzinach nocnych wiele osób spało, nie śledziło bieżących komunikatów, a o poranku rządzący dalej nie przekazywali kolejnych informacji. I znów mieliśmy powtórzenie schematu: nieoficjalną informację, że rakieta mogła zostać wystrzelona przez siły ukraińskie i wypowiedź prezydenta USA, który poinformował, że to mało prawdopodobne, że rakieta została wystrzelona z Rosji. Uważam, że Polska również miała te informacje, że Stany Zjednoczone je przekazały jako pierwsze, bo Polska zwlekała – dodaje.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Nieszczęśliwe zdarzenie"

Prezydent i premier przekazali nowe informacje podczas konferencji prasowej w środę w południe.

- Wczoraj na większe ośrodki miejskie na Ukrainie spadły rakiety. Ukraina broniła się. Mieliśmy do czynienia z poważnym starciem wywołanym przez Rosję – poinformował Andrzej Duda.

Prezydent podkreślił: - Nic nie wskazuje na to, że był to intencjonalny atak na Polskę. Najprawdopodobniej była to rakieta produkcji rosyjskiej typu S-300. Nie mamy w tej chwili dowodów na to, że była to rakieta wystrzelona przez stronę rosyjską. Jesteśmy w bezpośrednim kontakcie z naszymi sojusznikami z NATO. Podkreślam - nie mamy żadnej poszlaki, która pozwalałyby stwierdzić, że był to atak na Polskę – mówił prezydent.

- Nic nie wskazuje na to, żeby wczorajsza sytuacja była atakiem na terytorium Polski. Mieliśmy do czynienia najprawdopodobniej z nieszczęśliwym zdarzeniem, w wyniku którego zginęli polscy obywatele – wtórował mu premier Mateusz Morawiecki.

Agencja Reuters przekazała, że Joe Biden poinformował państwa G7 i partnerów z NATO, że eksplozja w Przewodowie była wynikiem działań ukraińskiej obrony przeciwlotniczej, jeszcze przed wystąpieniem prezydenta i premiera.

Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także