W jaki sposób rakieta spadła na teren Polski? Eksperci wskazują wprost

- Incydent w Przewodowie nie świadczy o tym, że system obrony przeciwrakietowej NATO w Polsce zawiódł - przekonują w rozmowie z Wirtualną Polską eksperci od bezpieczeństwa.

Obrona przeciwlotnicza
Obrona przeciwlotnicza
Źródło zdjęć: © EAST_NEWS | East News
Michał Wróblewski

16.11.2022 | aktual.: 16.11.2022 15:15

Po eksplozji w Przewodowie wielu zadawało i zadaje sobie pytanie: czy system obrony przeciwrakietowej NATO, jak twierdzą niektórzy, zawiódł? Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych, odpowiadając na te wątpliwości, poinformowało: "Żadna armia nie dysponuje systemem obrony powietrznej, który chroni terytorium całego kraju. Atak rakietowy charakteryzuje się punktowym uderzeniem w wybrany cel, a nie niszczeniem wielu celów na dużych obszarach".

Z tym stwierdzeniem zgadzają się eksperci od bezpieczeństwa. Dr Michał Piekarski z Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Wrocławskiego wskazuje, że cele balistyczne, czyli typowe pociski rakietowe, poruszają się z prędkością ponaddźwiękową. - Ich zwalczenie, ze względu na ich trajektorię lotu i prędkość, jest znacznie trudniejsze niż zwalczenie celów aerodynamicznych, jak choćby helikoptery. W tej chwili Polska nie posiada własnych, narodowych zdolności do zwalczania celów balistycznych. Jest to zdolność, którą mogą zagwarantować takie państwa jak USA. Dziś możemy zwalczać cele aerodynamiczne - mówi ekspert.

Jak wyjaśnia, obecnie "mamy w Polsce rozmieszczone baterie systemu Patriot (dookoła Rzeszowa) oraz systemy przeciwlotnicze". - One teoretycznie mogą zestrzelić pocisk manewrujący, ale muszą być one odpowiednio rozmieszczone. Obecnie nasze systemy mają zasięg około 25 km. Systemy Patriot mają zasięg nieco większy. Wszystko zależy od tego, jakie cele chcemy zwalczać, w jakim miejscu położona jest wyrzutnia, w jakim miejscu są przeszkody terenowe i jaki jest prawdopodobny kierunek, z którego lecą pociski - wylicza dr Michał Piekarski.

Jak dodaje: - Bardzo rzadką sytuacją jest, że bronimy całego terytorium. Broni się przede wszystkim te cele, które są najbardziej krytyczne i narażone na atak przeciwnika. Ponieważ ich utrata mogłaby przynieść największe straty i najgorsze skutki. W związku z tym nie bronimy samej tylko granicy, bo tam nie ma obiektów infrastruktury krytycznej.

Dr Piekarski zapewnia, że "wobec tego fakt, iż jakiś pocisk ze wschodu wleciał w naszą przestrzeń powietrzną i uderzył kilka kilometrów od granicy, nie jest żadnym dowodem na nieskuteczność systemu, który posiadamy".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

System nie zawiódł

Nasz rozmówca podkreśla, że sytuacja wyglądałaby inaczej, gdybyśmy byli w stanie wojny lub mielibyśmy podstawy, by sądzić, iż jesteśmy atakowani. - Wtedy systemy obrony Patriot mogłyby zostać przestawione na inny tryb działania. Mielibyśmy taką sytuację, że widzielibyśmy coś, co nadlatuje z kierunku naszego potencjalnego przeciwnika, wtedy można byłoby użyć wobec niego uzbrojenia. Ale to także nie wyklucza ryzyka pomyłki. Amerykanie w 2003 roku w ten sposób się pomylili i zestrzelili własny samolot, omyłkowo wzięty za pociski irackie - przypomina dr Michał Piekarski.

- Nie mając stuprocentowej pewności, co wleciało w naszą przestrzeń powietrzną, nikt z osób decyzyjnych i łańcucha dowodzenia nie podejmie się zestrzelenia czegoś, co jest po prostu symbolem na ekranie radaru - zwraca uwagę rozmówca Wirtualnej Polski.

Jak zaznacza, "naruszyciela trzeba dokładnie zidentyfikować - przechwytując go przy pomocy samolotów myśliwskich - bo nawet coś, co wleciało w naszą przestrzeń powietrzną i nie odpowiada na wezwania, może być np. samolotem cywilnym".

- Gdy strzelamy do wszystkiego, co uznamy za wrogie - i wówczas decyzje zapadać mogą bardzo szybko - pozostają ograniczenia przestrzeni i czasu. Dlatego tak ważne jest odpowiednie rozmieszczenie wyrzutni rakiet - tam gdzie najefektywniej bronią ważnych obiektów. Bo to właśnie ich bronimy, a nie całego terytorium - inaczej się nie da - wyjaśnia dr Piekarski.

Ekspert zakładu Studiów nad Bezpieczeństwem Uniwersytetu Wrocławskiego przekonuje zatem, że nie można mówić dziś o tym, iż system obrony przeciwrakietowej NATO w Polsce zawiódł. - Takie twierdzenia mogłyby się pojawić, gdybyśmy byli w stanie wojny. A nie jesteśmy - podkreśla dr Piekarski.

Jednostki przeciwlotnicze Sił Zbrojnych RP
Jednostki przeciwlotnicze Sił Zbrojnych RP© WP | WP

Czy zdaniem naszego rozmówcy incydent z Przewodowa może powtórzyć się w innym miejscu przy granicy? Ekspert przyznaje, że niestety tak. - Nie możemy stwierdzić, że jakaś rakieta nie ulegnie awarii i nie poleci w naszą stronę. W Przewodowie mieliśmy do czynienia z tragicznym wypadkiem. Ale nie powinniśmy ulegać prowokacjom i zachować spokój - mówi dr Piekarski.

Nawet Izrael nie ma takich możliwości

Niemniej - jak uważają wojskowi - Polska powinna domagać się od swoich sojuszników wzmocnienia obrony przeciwlotniczej. - Powinny zostać rozmieszczone dodatkowe baterie Patriot. Tak było w Turcji, gdy przestrzeń powietrzna tego kraju była naruszana przez samoloty rosyjskie w czasie wojny w Syrii. Najważniejsze jednak jest to, że mamy dziś solidarność sojuszniczą w ramach NATO. Dlatego nasze społeczeństwo powinno być uspokojone, zwłaszcza jeśli nie był to intencjonalny atak Rosji - mówi gen. Mieczysław Bieniek, były szef Pionu Szkolenia i Ćwiczeń Kwatery Głównej Sojuszniczych Sił Zbrojnych NATO w Europie.

Gen. Bieniek podziela opinie dr. Michała Piekarskiego i podkreśla, że "nie ma nawet najbardziej wiarygodnego systemu przeciwlotniczego, który w ciągu kilku sekund mógłby zwalczyć nadlatujący pocisk". – Nawet słynny izraelski Iron Dome nie zwalcza wszystkich rakiet nadlatujących z zachodniego brzegu Jordanu czy z terytorium Libanu. Musimy mieć to na względzie - podkreśla wojskowy.

Gen. Bieniek twierdzi też, że Polska ma efektywnie obsługiwane systemy Patriot, a oprócz tego do obrony przeciwlotniczej wchodzą samoloty bojowe, "których mamy dosyć sporo i których zdolność bojowa została podniesiona". - To skuteczny sposób obrony, co niejednokrotnie udowodniliśmy w czasie patrolowania państw bałtyckich. Dlatego chciałbym uspokoić mieszkańców miejscowości przygranicznych - to nie był intencjonalny atak i, mam nadzieję, nie będzie kolejnych. A działania Polski i naszego Sojuszu zmierzają w tym kierunku, by wzmocnić jeszcze bardziej naszą obronę i zapobiegać tego rodzaju incydentom - mówi były szef Pionu Szkolenia i Ćwiczeń Kwatery Głównej Sojuszniczych Sił Zbrojnych NATO w Europie.

Podobną opinię przedstawił na Twitterze ekspert od wojskowości Jarosław Wolski. "Nie istnieje obrona przeciwlotnicza, która pokrywa cały kraj. Zawsze będą obszary które nie będą osłaniane. Tylko krytycznie ważne cele mogą być ‘przykryte’ ‘parasolem’ obrony. Nawet maleńki Izrael nie ma takich możliwości. Zawsze jest za mało radarów i rakiet żeby osłonić cały kraj średniej wielkości" - napisał autor książki "Spokojnie o wojnie".

Gen. Roman Polko w Radiu Zet stwierdził, że "ma nadzieję, że po tym zdarzeniu zostaną przyspieszone dostawy systemów obrony powietrznej, bo musi być ona wzmocniona". Przyznał też, że Polska obrona przeciwlotnicza powinna chronić też część terytorium Ukrainy. - Zamknięcie jakiegoś pasa przestrzeni powietrznej, wychodzącego w terytorium Ukrainy i zbudowanie systemów obrony powietrznej. Nie możemy dopuścić do sytuacji, że będą ginąć polscy obywatele - powiedział były dowódca GROM.

Więcej o systemach obrony przeciwlotniczej w Polsce można przeczytać TUTAJ.

Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
obronawojnawojna w Ukrainie
Wybrane dla Ciebie