Szef Rady Mediów Narodowych broni Joanny Lichockiej. "Nie chcę w TVP emocji. Chcę równej debaty"
– Czy zrobiłabym to samo? Pewnie. Gdyby taka sytuacja się powtórzyła, to nie miałabym wątpliwości – mówi WP Joanna Lichocka. Posłanka PiS i jednocześnie członki Rady Mediów Narodowych skrytykowała w programie na żywo TVP Info za nierównowagę w doborze gości. Szef RMN Krzysztof Czabański mówi nam, że podziela zdanie Lichockiej.
01.03.2019 | aktual.: 01.03.2019 17:11
– Wolę się nie wypowiadać, jestem na nartach. Nie oglądam tu TVP Info – uśmiecha się były prezes TVP Juliusz Braun, dziś członek Rady Mediów Narodowych z ramienia PO, gdy pytamy go o czwartkowy występ Joanny Lichockiej w "Minęła 8".
A było tak: prowadzący "Minęła 8" Adrian Klarenbach rozpoczyna program od pytania o konferencję Donalda Trumpa. Ale zanim ktokolwiek w tym temacie zabierze głos, dyskusję na inne tory kieruje posłanka PiS.
– Najpierw chciałabym zapytać, dlaczego w tak nieproporcjonalny sposób dobrał pan gości do programu. Dlaczego jest tu dwóch przedstawicieli Koalicji Europejskiej? Dlaczego ten program ma lansować kandydatów opozycji? Co to za proporcje?
Prowadzący jest skonsternowany, ale zachowuje zimną krew. – Wychodzę z założenia, że zarówno PSL, jak i Nowoczesna, to ugrupowania zachowujące podmiotowość – mówi.
– Czyli ma pan dwóch przedstawicieli jednego bloku politycznego i po jednym z innych ugrupowań. Jestem w programie, który w sposób zakłócający proporcje dobiera gości (...). Ten program jest ustawiony!
CZYTAJ WIĘCEJ: Posłanka PiS Joanna Lichocka zaskoczyła gości i prowadzącego
"Nie chcę emocji w TVP, chcę argumentów"
– Podobało się panu zachowanie poseł Lichockiej? – pytamy przewodniczącego Rady Mediów Narodowych.
– Rozumiem, w czym problem, czytałem doniesienia medialne. Choć samego programu nie oglądałem – przyznaje Krzysztof Czabański.
– Podziela pan zdanie pani poseł?
– Powiem tak: do tej pory w programach TVP obowiązywała zasada - w moim przekonaniu przestrzegana - zapraszania przedstawicieli klubów parlamentarnych poszczególnych partii. Ale w tej chwili mamy nową sytuację – tłumaczy szef RMN. – Mamy dwa bloki koalicyjne na czas kampanii do Parlamentu Europejskiego, z czego prawie wszystkie kluby parlamentarne są albo w jednym, albo drugim bloku, z wyjątkiem klubu Kukiz'15. I teraz powstaje pytanie, jak zachować proporcje w doborze gości w programach politycznych.
Czabański sam sobie odpowiada: – Ponieważ została zawiązana Koalicja Europejska (PO, SLD, PSL, Nowoczesna, Zieloni), to musi mieć to też konsekwencje w debacie. W obliczu kampanii muszą obowiązywać nieco inne zasady. Ja jestem za tym, by były równe proporcje, jeśli chodzi o przedstawicielstwa bloków wyborczych. Czyli jeśli mamy w programie i kogoś z PSL, i z Nowoczesnej czy PO, to żeby zachować równowagę, muszą być dwie osoby ze Zjednoczonej Prawicy (PiS, Solidarna Polska, Porozumienie). Wtedy będzie sprawiedliwie.
Jak zaznacza w rozmowie z WP szef Rady Mediów Narodowych, "kluby parlamentarne nie idą już do wyborów osobno, tylko w koalicji, zatem musimy przestrzegać zasad równości w debacie w mediach publicznych, inaczej będzie nierównowaga sił".
– Im więcej w jednym programie jest przedstawicieli opozycji, tym bardziej licytują się oni, kto mocniej "przyłoży" w obóz rządzący. A to już jest gra na emocjach, a nie spór na argumenty – dodaje Krzysztof Czabański.
– Ale uważa pan, że TVP traktuje przedstawicieli władzy niesprawiedliwie? Bronisław Komorowski też narzekał w 2015 r., że przegrał wybory z Andrzejem Dudą m.in. przez TVP... – zauważamy.
Szef Rady Mediów Narodowych się uśmiecha: – Wie pan, zwykle jest tak, że rządzący mają większą skłonność do narzekania na media publiczne.
– A słowa pani poseł Lichockiej? Może nie powinny paść na antenie, tylko np. po programie? – dopytujemy.
– Pani poseł jest dziennikarką, zna się na mediach, ma prawo do swoich ocen. Jeśli chodzi o jej stanowisko, to ja się z nim zgadzam. Miała prawo zarzucić TVP, że jest stronnicza na korzyść opozycji w tym programie, o którym pan mówi. Oczekuję od TVP zrównoważonego przekazu. Nie chcę emocji w TVP. Chcę argumentów. Kiedy w mediach publicznych jest przewaga jednej ze stron, to wtedy jest źle – konkluduje Czabański
To nie był atak
– Zrobiłaby pani raz jeszcze to samo? – pytamy Joannę Lichocką (rozmawiamy dzień po burzliwej wymianie zdań w programie na żywo).
– Pewnie! – nie ma wątpliwości nasza rozmówczyni. – Jeśli znów będę w takiej sytuacji, to tak. I podkreślam, to nie jest kwestia ataku na prowadzącego, nie. To, co powiedziałam, to była informacja dla widzów, że jest dysproporcja w doborze gości, że program jest "ustawiony", że jest trzech na jednego. Chciałam to podkreślić, zanim program się zaczął – tłumaczy nam Lichocka (która także zasiada w Radzie Mediów Narodowych).
– A wiedziała pani, kto jest zaproszony oprócz pani?
– Nie, nie wiedziałam. Powiem panu, że w piątek jestem w programie "Forum", ale on się rządzi innymi zasadami. Tu przyjęło się, że zaprasza się po jednym z przedstawicieli wszystkich klubów parlamentarnych. Siłą rzeczy PiS jest zatem na straconej pozycji, ale rozumiem to, sama w przeszłości "Forum" prowadziłam. Więc nie ma co marudzić. Ale jeśli powtórzy się sytuacja z czwartkowego "Minęła 8" z moim udziałem, to znów powiem, że tak być nie powinno.
Dzień po występie Lichockiej program "Minęła 8" – jak co piątek – prowadził dziennikarz Krzysztof Świątek.
Problemu nie było: w programie uczestniczyło dwóch przedstawicieli Zjednoczonej Prawicy (Robert Telus z PiS i Jacek Ozdoba z Porozumienia) oraz dwóch przedstawicieli Koalicji Obywatelskiej.
– Jeśli tak było, to w porządku. Proporcje zostały zachowane – mówi nam poseł Lichocka.
TVP to nie propaganda
Pięcioosobowa Rada Mediów Narodowych, której członkinią jest Lichocka (oprócz niej z ramienia PiS zasiadają w niej posłowie Elżbieta Kruk i wspomniany Krzysztof Czabański, a także dwóch przedstawicieli opozycji), odwołuje i powołuje prezesa Telewizji Publicznej.
W ostatnich miesiącach w kuluarach sejmowych (i nie tylko) krażyły plotki, że Lichocka – była dziennikarka "Gazety Polskiej" i TVP – ma chrapkę na stanowisko prezesa Telewizji Polskiej, a jej relacje z obecnym prezesem Jackiem Kurskim – delikatnie mówiąc – najlepsze nie są.
Kilka tygodni temu w programie "Tłit" Wirtualnej Polski posłanka PiS była pytana wprost, czy zastąpi Jacka Kurskiego w fotelu prezesa TVP.
– Bawi mnie to bardzo i oczywiście przysparza popularności, więc proszę bardzo - proszę spekulować. Ale przypomnę, że Jacek Kurski ma jeszcze rok do zakończenia kadencji i nic nie wskazuje na to, by miała ona zostać przerwana. Uważam, że Kurski powinien dokończyć kadencję, ma wiele sukcesów. Są też wpadki i błędy, ale nie będę teraz o tym mówić, bo nie chce się dołączać do niesłychanego i podłego hejtu, który zalewa media publiczne – mówiła wtedy Lichocka.
Kilka miesięcy wcześniej, przed wyborami samorządowymi, posłanka pytana o prezesa Kurskiego w "Polsce The Times" przyznała: "Nie będę bronić wszystkiego w TVP pod rządami Jacka Kurskiego, bo wszędzie i każdemu zdarzają się błędy. Ale protestuję przeciwko twierdzeniu, że przekaz TVP to propaganda (...). Mam wrażenie, że Jacek Kurski i szefowie poszczególnych anten czy redakcji słuchają krytycznych uwag i wyciągają wnioski".
"Dociskana" przez przeprowadzającą wywiad dziennikarkę, Lichocka przyznała szczerze: "Jak już chcesz, bym skrytykowała obecny zarząd TVP, to powiem coś, za co Jacek Kurski nie będzie mnie lubić - zaskakuje mnie jak swobodnie prezes TVP wykorzystuje telewizję do… pokazywania siebie samego. Prawie nie ma dnia, żeby nie było jakiegoś eventu, w którym widać jego miłą buzię w telewizji - cóż, mało kto nie ma słabości do kamer, a szef telewizji jest niewątpliwie w tym szczęśliwym położeniu, że tej słabości może się oddawać łatwiej niż inni".
Prezes Kurski pewny swego
Dziennikarze "Rzeczpospolitej", "Do Rzeczy" czy "Wprost" – a także konserwatywni publicyści tacy jak Piotr Zaremba – pisali na początku tego roku, że politycy PiS przekonywali Jarosława Kaczyńskiego, żeby zdecydował o odwołaniu Jacka Kurskiego z funkcji prezesa Telewizji Polskiej.
Za to według portalu wPolityce.pl, pozycja Kurskiego w TVP nie jest i nie była nigdy zagrożona, a krytyczne opinie o nim to tylko... "efekt walk frakcyjnych". Dyskusja rozgorzała po tym, gdy członek Rady Mediów Narodowych z ramienia Kukiz '15 wnioskował o odwołanie Kurskiego i wiceprezesa TVP Macieja Staneckiego.
Według ustaleń wyżej wymienionych redakcji, politycy PiS namawiając Jarosława Kaczyńskiego do dymisji Kurskiego, mieli zwracać uwagę na wzbudzające olbrzymie kontrowersje – również po "prawej" stronie – materiały w "Wiadomościach” dotyczące okoliczności śmierci prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza.
Inne wersje przedstawiał portal wPolityce.pl, który po krytycznych wobec Kurskiego tekstach zamieścił artykuł z jednoznacznym tytułem: "Nie ma mowy o odwołaniu prezesa TVP” (tweeta z tą informacją polubił sam Kurski).
"Nie ma o tym mowy, te przecieki prasowe to tylko myślenie życzeniowe niektórych frakcji wewnętrznych i ich medialnych odnóg. Na Nowogrodzkiej panuje pełna zgoda co do tego, że pomimo nieuniknionych czasami błędów, gdyby nie pluralizm zapewniany przez TVP, wściekłe antypisowskie media dawno już rozjechałyby tę ekipę" – stwierdził anonimowo rozmówca portalu.
Mniej więcej w tym samym czasie pojawiły się plotki, jakoby Jacek Kurski rzekomo zamierzał wrócić do polityki. Między innymi tabloid "Fakt” podał, że obecny szef publicznej telewizji jest dogadany z PiS w sprawie startu w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Sam Kurski jednoznacznie zaprzeczał tym pogłoskom.
Choć o tym, że Kurski ma wystartować w wyborach do PE, pisał już latem 2018 r. w "Dzienniku Gazecie Prawnej” wspomniany Piotr Zaremba, analizując sytuację TVP pod rządami obecnego prezesa.
Jak słychać jednak w PiS, nikt w partii nie ma wątpliwości, że prezes Kurski utrzyma stanowisko co najmniej do końca tej kadencji Sejmu. Ale krytyka TVP ze strony polityków PiS wyrażana publicznie – tak jak przez poseł Lichocką – może w przyszłości się powtarzać.
– TVP i tak nie zmieni swojej prorządzowej linii – słychać w szeregach Zjednoczonej Prawicy.