Szef NIK Marian Banaś pod ostrzałem. Jarosław Kaczyński czeka na wyjaśnienia, politycy PiS chowają głowę w piasek
Opozycja wzywa do dymisji, politycy PiS unikają dziennikarzy – "zniknęli" z Sejmu – a Jarosław Kaczyński czeka na wyjaśnienia. Szef Najwyższej Izby Kontroli Marian Banaś będzie musiał się wytłumaczyć ze sprawy kamienicy, której był właścicielem, a w której działali sutenerzy. Jego los nie jest jeszcze znany, partia rządząca czeka na dalszy rozwój sytuacji. – Jeśli nie będzie wyjścia, to będzie dymisja – słyszymy.
23.09.2019 | aktual.: 23.09.2019 16:24
Marian Banaś – mówi nam jeden z ważnych polityków PiS – jeszcze dziś ma odnieść się do tematu. Wystąpi w "Gościu Wiadomości" TVP Info.
Politycy PiS długo nie otrzymywali z biura prasowego partii tzw. przekazu dnia w sprawie ujawnionej przez Superwizjer TVN, dotyczącej działalności sutenerów w kamienicy należącej do Mariana Banasia, jednego z kluczowych państwowych urzędników. Banaś od lat związany jest politycznie z prezesem PiS, zna się i współpracuje z Mateuszem Morawieckim. Sprawa zatem jest mocno newralgiczna.
Dlatego próżno na korytarzach sejmowych w poniedziałek – kilkadziesiąt godzin po ujawnieniu afery – szukać polityków PiS. Nikt nie chce komentować tematu, który wzbudza wielkie kontrowersje, a o którym wciąż wiadomo stosunkowo niewiele – bo sam Marian Banaś nie chce odpowiadać na pytania dziennikarzy.
– Powinien wziąć się w garść i wyjść do was. Jeśli jest "czysty", to nie widzę problemu – przekonuje poseł PiS, który nie chce jednak rozmawiać pod nazwiskiem o sprawie. Sprawie, o której – jak twierdzi – "wie tyle, co nic".
– Materiału Superwizjera pan nie widział? – dopytujemy naszego rozmówcę.
– Jakieś urywki w Internecie. Nie wygląda to dobrze, ale to tylko zmontowany film. Z tego, co słyszałem, nie ma tam jakichś twardych dowodów na rzekome "zło" Mariana – odpowiada polityk.
Sprawa kamienicy Banasia. "Marginalna w kampanii"
W niedzielę w Krakowie odbywała się konwencja PiS, na której dziennikarze próbowali zadać politykom obozu władzy pytanie o – jak określają to niektórzy – aferę "pancernego Mariana". Bezskutecznie. W Sejmie także nie ma chętnych do wypowiedzenia się, parlamentarzyści PiS jakby się rozpłynęli.
Jak mówi nam jeden z rozmówców, z którymi wymieniamy wiadomości, prezes PiS zapewne wezwie Mariana Banasia do wyjaśnień – tak, jak miało to miejsce przy okazji afery dot. pensji asystentek Adama Glapińskiego w Narodowym Banku Polskim (nie doszło do dymisji) czy afery z lotami byłego marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego (doszło do dymisji).
– Obstawiam, że będzie tak, jak z "Glapą", a sprawa rozejdzie się po kościach – wieszczy rozmówca z partii. Poza tym – dorzuca polityk – kto z wyborców wie, kim jest Marian Banaś? Z całym szacunkiem, ale ta sprawa "nie wstrząśnie" opinią publiczną – mówi.
Osoba działająca przy sztabie wyborczym: – Nie przewidujemy strat sondażowych. Sprawa może nieładnie pachnie, ale jest kampanijnie marginalna.
Politycy PiS bagatelizują to, że służby tak długo analizują i kontrolują oświadczenia majątkowe Mariana Banasia. Szef NIK miał pozbyć się kamienicy, w której działali sutenerzy, niedługo przed emisją reportażu Superwizjera.
– Pan prezes Banaś przedstawia odmienną wersję tych wydarzeń i zapowiada pozew. Według mojej wiedzy jest tak, że był właścicielem kamienicy, która została wynajęta na hotel. Już dzisiaj nie jest właścicielem tej nieruchomości. Wcześniej wynajął ją i nie miał wpływu na to, co wynajmujący robią – mówił w poniedziałek rano w TOK FM Michał Dworczyk.
Szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów przekonywał ponadto, że szef NIK został wybrany nie głosami PiS, a... głosami Sejmu (czyli de facto głosami PiS, bo to ta partia ma w Sejmie większość).
"PiS sobie nie poradzi"
Czy premier rozmawiał już z Marianem Banasiem o sprawie i czy wezwał szefa służb Mariusza Kamińskiego do wyjaśnień ws. szefa NIK i jego majątku? – Z Banasiem musiał rozmawiać, a czy z Kamińskim? Wątpię – mówi nam polityk PiS.
Oficjalnie nawet szef Kancelarii Premiera nie chce tego przyznać. A szef Komitetu Stałego Rady Ministrów, wicepremier Jacek Sasin, mówi jedynie, iż Banaś jest postacią krystalicznie uczciwą, a celem "ataku" stał się dlatego, że... bohatersko walczy z mafiami VAT-owskimi.
– Marian Banaś wydał oświadczenie, w którym wszystkiemu zaprzecza. Nie ma potrzeby, by podawał się do dymisji – uważa minister cyfryzacji Marek Zagórski. Jak dodaje, prezes NIK zapowiedział wytoczenie sprawy sądowej, więc "kwestia z pewnością będzie wyjaśniona". – W swojej karierze też spotkałem się z wieloma przypadkami, że ktoś się na mnie powoływał, twierdząc, że mnie zna i wszystko ze mną załatwi – podkreśla Zagórski.
Opozycja jest sceptyczna.
– Nie wierzę, że PiS sobie z tym poradzi. Będą to zamiatali pod dywan, bo to tematy szkodliwe dla kampanii – przekonuje w rozmowie z WP poseł PSL Piotr Zgorzelski.
A poseł PO Tomasz Siemoniak dorzuca: – Banaś wiele zawdzięcza Kaczyńskiemu. Jeżeli prezes zadzwoni, to Banaś poda się do dymisji. Ta sprawa ma ogromny kaliber.
Pancernik nie do ruszenia
Marian Banaś, w partii pseudonim "pancerny", jest niemal nie do ruszenia. Trudno będzie go odwołać z funkcji prezesa NIK, mimo tak mocno nadszarpniętej reputacji. Co musiałoby się wydarzyć, by stracił stanowisko?
Ustawa o Najwyższej Izbie Kontroli jasno określa, kiedy Sejm, który na wniosek Marszałka Sejmu lub grupy co najmniej 35 posłów powołuje szefa NIK bezwzględną większością głosów za zgodą Senatu, może tegoż szefa odwołać. W ustawie, w drugim rozdziale zatytułowanym "Organizacja Najwyższej Izby Kontroli", art. 17 głosi, że Sejm odwołuje prezesa NIK, jeżeli:
1) zrzekł się on stanowiska;
2) uzna, że stał się on trwale niezdolny do pełnienia obowiązków na skutek choroby;
3) został on skazany prawomocnym wyrokiem sądu za popełnienie przestępstwa;
3a) złożył on niezgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne, stwierdzone prawomocnym orzeczeniem sądu;
4) Trybunał Stanu orzekł w stosunku do niego zakaz zajmowania kierowniczych stanowisk lub pełnienia funkcji związanych ze szczególną odpowiedzialnością w organach państwowych.
Dopisano też, że do odwołania Prezesa Najwyższej Izby Kontroli stosuje się odpowiednio przepisy art. 14. To oznacza, że przy odwołaniu obowiązują te same przepisy, co przy powołaniu szefa Izby. Więc wniosek o jego odwołanie musi najpierw złożyć Marszałek Sejmu lub grupa minimum 35 posłów. Tych ostatnich, choćby z opozycji, na pewno udałoby się uzbierać. Problem pojawia się w kwestii merytorycznej. Marian Banaś ani nie zrzekł się stanowiska, ani też nie jest trwale niezdolny do pełnienia obowiązków, żaden sąd nie orzekł wobec niego prawomocnym wyrokiem, że złożył niezgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne i w końcu nie został też skazany prawomocnym wyrokiem sądu za popełnienie przestępstwa. Trybunał Stanu nie orzekł w stosunku do niego zakaz zajmowania kierowniczych stanowisk.
Co więcej, gdyby wniosek o odwołanie Banasia trafił do Sejmu, to i tak rządzące Prawo i Sprawiedliwość, z którego ramienia wywodzi się obecny szef NIK, musiałby zostać przegłosowany bezwzględną większością głosów, czyli za jego odwołaniem musiałoby się opowiedzieć co najmniej pół Sejmu plus jeden poseł (232 posłów).
Więc opozycja, która z pewnością będzie domagała się jego odwołania, ma związane ręce. Jeśli nie odejdzie sam lub politycy PiS nie zmuszą go do podjęcia takiej decyzji, Marian Banaś na stanowisku prezesa NIK jest nie do ruszenia. Z racji, że na szefa NIK-u został powołany pod koniec sierpnia, a kadencja trwa 6 lat, obowiązki przestanie pełnić najszybciej w 2025 r.