Szef Klubów "GP": Jarosław Kaczyński nie powinien ujawniać tajnych rozmów z Wiktorem Orbanem
- To służby dyplomatyczne zawiodły. Jako pierwszy powinien się uderzyć w piersi minister Witold Waszczykowski. W polityce takich rzeczy jak dymisje nie załatwia się z dnia na dzień, bo wtedy źle to rzutuje na całe środowisko polityczne. Myślę, że działania będą podjęte, ale z tym trzeba jeszcze trochę zaczekać - mówi Ryszard Kapuściński, szef Klubów "Gazety Polskiej", który co rok organizuje wielki wyjazd do Budapesztu z okazji narodowego święta Węgier. W rozmowie z WP tłumaczy, dlaczego nie odwołuje wyjazdu de facto wspierającego Wiktora Orbana, który w czasie szczytu w Brukseli - wbrew obietnicy - wsparł Donalda Tuska.
WP: Dlaczego jedzie pan właśnie z Klubami "GP" na Węgry, żeby wspierać "zdrajcę"? Czyli premiera Wiktora Orbana.
Ryszard Kapuściński: Rozdzielamy dwie rzeczy. Nie jedziemy do Wiktora Orbana, ale żeby spotkać się z naszymi przyjaciółmi Węgrami. Jeździliśmy wspierać Orbana w latach 2012 czy 2013, jednak ostatnio jeździmy pokłonić się przed pomnikami.
WP: Ale jakby nie patrzeć, to Orban nie jest już takim przyjacielem. Zawiódł - to wprost mówi prezes Jarosław Kaczyński.
Ja to rozumiem, ale większość może jeszcze nie rozumie uwarunkowań, w wyniku których Orban nie zdecydował się popierać Jacka Saryusza-Wolskiego, ale Donalda Tuska. To jest polityka i Orban miał swoje priorytety.
WP: Czy Orban po takim zawodzie może być przyjacielem PiS?
Będzie przyjacielem. Są ważniejsze głosowania przed nami od tego ws. Donalda Tuska. Do tej pory Orban się sprawdzał.
WP: Tym razem dla PiS uderzenie w Tuska była kwestią honorową.
Orban miał dużo spraw do załatwienia w Unii. Chodzi na przykład o wstrzymywanie przez Komisję Europejską budowy elektrowni atomowej na Węgrzech - dziwnym trafem w ubiegły poniedziałek na nią zezwolono. Może to był szantaż wobec Budapesztu?
WP: Pan sugeruje, że Orban sprzedał lojalność wobec rządu w Warszawie w zamian za interesy Węgier? W polityce nie byłoby to nic dziwnego.
Interes narodowy był dla niego istotniejszy. Jestem przekonany, że gdyby chodziło o ważniejszą rzecz niż stanowisko Tuska, to postąpiłby lojalnie wobec Polski. Nie było, o co kruszyć kopii i walczyć.
Szkoda jednak, że wcześniej polski rząd nie porozumiał się z Orbanem. Przed szczytem Unii Europejskiej do pani premier Beaty Szydło i prezesa Jarosława Kaczyńskiego dotarła informacja o tym, że Orban jednak poprze Tuska, więc nasza dyplomacja mogła się lepiej przygotować. Dyplomatycznie powinno to zostać załatwione inaczej. Niepotrzebnie rozdęto sprawę Tuska na całą Europe. W innych państwach jego reelekcja nie była przecież istotna, a polski rząd niepotrzebnie tylko lansował Tuska.
WP: W rzeczywistości sprzeciw wobec Tuska to była osobista decyzja Jarosława Kaczyńskiego. Jeśli szukać winnego, to właśnie w nim?
To służby dyplomatyczne zawiodły. Jako pierwszy powinien się uderzyć w piersi minister Witold Waszczykowski.
WP: Prezes PiS i rząd popełnili tutaj zatem wielki błąd?
Ponowny wybór Tuska należało przemilczeć. Podejść tak: niech już on sobie będzie tym szefem Rady Europejskiej przez dwa i pół roku i na tym koniec. Mamy przecież ważniejsze sprawy w Unii.
WP: Skoro polska dyplomacja zanotowała blamaż, to należałoby wyciągać konsekwencje, czyli zdymisjonować szefa MSZ? I to szybko?
W polityce takich rzeczy jak dymisje nie załatwia się z dnia na dzień, bo wtedy źle to rzutuje na całe środowisko polityczne. Myślę, że działania będą podjęte, ale z tym trzeba jeszcze trochę zaczekać.
WP: Ministra Dawida Jackiewicza szybko zdymisjonowano i była to decyzja prezesa PiS. Wcale nie trzeba długo czekać.
Ministra Waszczykowskiego krytykuję nie od wczoraj.
WP: Orban obiecał Kaczyńskiemu, że jeśli Tusk nie będzie miał poparcia ze strony polskiego rządu, to za nim nie zagłosuje. Słowa nie dotrzymał. I jest po tym godny zaufania?
Nie znamy kulis, więc możemy się tylko domyślać.
WP: Jeśli wierzyć Jarosławowi Kaczyńskiemu, to wiemy, bo to prezes PiS wprost powiedział o tej obietnicy.
No tak. Co ja mogę na to odpowiedzieć?
WP: Może pan załamać ręce i powiedzieć, że Orbanowi nie można wierzyć. Albo, że mimo złamanego słowa, można mu ufać.
Uważam, że nie powinno się ujawniać tajnych rozmów. I tyle.
WP: Jednak to Jarosław Kaczyński upublicznił słowa Orbana.
Wiem. I potem są takie efekty, jak teraz widzimy.
WP: Prezes PiS popełnił błąd?
Na pewno zawiódł się na Orbanie. Mam nadzieję, że w ważniejszych sprawach się jednak porozumieją. Za dwa tygodnie do Polski przyjeżdża prezydent Węgier i pewnie spotka się z prezydentem Andrzejem Dudą. Kontakty i rozmowy dyplomatyczne cały czas mają miejsce.
WP: Wiceminister spraw zagranicznych Jan Dziedziczak z dnia na dzień jednak odwołał wizytę na Węgrzech, choć miał być tam w czasie święta, z okazji którego pan tam jedzie.
I na takich prztyczkach w nos reperkusje po szczycie UE powinny się już zakończyć.
WP: Może pan też powinien powiedzieć to, co w istocie oznacza odwołana wizyta wiceministra: nie jadę, bo nie dotrzymaliście słowa ws. Tuska?
Nie jedziemy z transparentami popierającymi Orbana. Jedziemy pod nasze i wspólne pomniki na, mówiąc patetycznie, spotkanie z narodem węgierskim.
WP: Z Orbanem rok temu się spotykaliście. A teraz?
Miałem wtedy zaszczyt być na prywatnej audiencji u Wiktora Orbana. To było wspaniałe. Jesienią ubiegłego roku też widziałem się z premierem Węgier - w Krakowie. A w tym roku może bym... Inaczej: nie jestem zaproszony, więc nie będę go widział. Nie nalegaliśmy na takie spotkanie, bo w Klubach "GP" nie jesteśmy głowami państw.
WP: Teraz zapał do wyjazdu na Węgry stopniał?
Mieliśmy bardzo dużo negatywnych opinii i takich, aby wyjazd odwołać. Nie ukrywam tego. Jednak w polityce sprawy załatwia się inaczej - nie obrażając się. Nie możemy przecież być w Europie osamotnieni.
WP: Będzie pan na Węgrzech i...
...już tam na nas czekają. Wysocy dostojnicy państwowi - ministrowie i wiceministrowie - będą uczestniczyć we wspólnych uroczystościach. To nie będzie tak, że pojedziemy, pomachamy flagami i wrócimy.