ŚwiatSzczyt EU-Turcja. "Unia Europejska postawiła się w roli drobnego restauratora płacącego pruszkowskiej mafii za ochronę"

Szczyt EU‑Turcja. "Unia Europejska postawiła się w roli drobnego restauratora płacącego pruszkowskiej mafii za ochronę"

• UE płaci "łapówkę" Turcji, by nie prowadziła szkodliwych działań

• Unia staje się zakładnikiem Turcji w kwestii imigrantów

• Umowa UE-Turcja ws. imigrantów będzie negocjowana jeszcze 17 marca

• Wiele krajów zgłasza własne zastrzeżenia dot. jej ostatecznego kształtu

• Władze Turcji coraz aktywniej zwalczają Kurdów i wolność mediów

• W świetle tych wydarzeń negocjacje UE-Turcja są wątpliwe moralnie

Szczyt EU-Turcja. "Unia Europejska postawiła się w roli drobnego restauratora płacącego pruszkowskiej mafii za ochronę"
Źródło zdjęć: © AFP | Emmanuel Dunand

14.03.2016 | aktual.: 14.03.2016 17:06

To, co w normalnym świecie jest przestępstwem ściganym przez prawo, w polityce międzynarodowej przedstawia się jako sukces negocjacyjny. Mowa o ostatnich ustaleniach pomiędzy Turcją a Unią Europejską w sprawie kryzysu imigracyjnego. Unia Europejska postawiła się bowiem w roli drobnego restauratora płacącego pruszkowskiej mafii za ochronę.

Polecamy również: Krytycy islamu muszą żyć w ukryciu

Płacimy łapówkę - bo o kontroli przekazanych Turcji 6 miliardów euro nie może być mowy - za to, że Turcja nie będzie prowadzić przeciwko Europie szkodliwych dla nas działań migracyjnych. Dzisiaj można być już pewnym, że Turcja przynajmniej biernie współtworzyła falę imigracyjną ze swojego terytorium do Europy w roku 2015, bo dzisiaj zapewnia Unię, że jest w stanie kontrolować swoje granice. Oczywiście dopóki będzie dla niej to opłacalne, bo stawka, jak w pruszkowskiej analogii, poszła już o 100 proc. w górę. Turcy dobrze zdają sobie sprawę, że Niemcy na swój jeden milion imigrantów planują w 2016 roku wydać 17 mld euro, więc "sky is the limit".

Turcja podwyżkę "swoich usług" tłumaczy wzrostem liczby uchodźców na jej terytorium o milion osób w roku ubiegłym. Prawdziwość tych danych jest wątpliwa. Jak wylicza portal Balkanist, oznaczałoby to, że granicę turecko-syryjską średnio miesięcznie przekraczało 80 tysięcy uchodźców syryjskich, a jest to niemożliwe, bo w marcu 2015 granice na znacznej długości zostały zamknięte.

Jeszcze dalej idzie Witold Repetowicz z Defence24.pl, analizując deklarowany przez Turcję wzrost o 750 tysięcy liczby uchodźców przebywających na jej terytorium, jedynie w samym drugim półroczu 2015 r. Jednocześnie w tym samym okresie 200 tysięcy osób powróciło do syryjskiej Rożawy, a 500 tysięcy przyjechało do Europy. Repetowicz dochodzi do wniosku, że do Turcji musiałoby wjechać 1,5 mln osób - prawie 60 tysięcy osób tygodniowo.

Akceptując dwukrotnie wyższą, nie poddaną kontroli kwotę dotacji dla Turcji, Unia Europejska zgadza się być na łasce i niełasce tego państwa. I to jest chyba jeden z tragiczniejszych wniosków szczytu Turcja-UE. Unia Europejska, chociaż jest większa w każdej kategorii - ekonomicznej, militarnej, demograficznej itd. - jest skłonna przyjąć wygórowane warunki tylko z powodu swojej słabości politycznej. Jest to wręcz niemoralne, ale to nie jedyny problem wynikający z tego układu.

Turcja przeciw Kurdom i wolnym mediom

Można się spodziewać, że Unia, mieniąca się wspólnotą opartą na prawach człowieka, nie będzie jednak głośno protestować w sprawie niszczenia wolności prasy w Turcji, a także coraz agresywniejszego postępowania władz wobec Kurdów.

Już jesienią ubiegłego roku, podróżujący w sprawie kryzysu imigracyjnego do Turcji - przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk i kanclerz Niemiec Angela Merkel - nie potępili działań wojska przeciwko Kurdom, mających na celu umocnienie władzy przez prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdogana przez wyeliminowanie kurdyjskiej opozycji. Z protestem nie spotkały się późniejsze naloty na pozycje kurdyjskie w Syrii - zamiast deklarowanego przez Turcję uderzenia w Państwo Islamskie. Nie potępia się masakr ludności cywilnej dokonywanej przez tureckie wojska, co doprowadziło do wewnętrznego uchodźstwa kilkaset tysięcy mieszkańców. Co więcej, to Turcja teraz nalega, żeby Europa poparła jej antykurdyjskie działania pod hasłem walki z terroryzmem PKK (Partii Pracujących Kurdystanu). Chociażby ostatni atak w Ankarze, którego sprawstwo przypisywane jest Kurdom, pojawia się akurat w momencie kiedy Turcja chce wykluczyć syryjskich Kurdów z negocjacji pokojowych w Syrii i naciska na Stany Zjednoczone, żeby wstrzymały dla
nich dostawy uzbrojenia.

Szczyt odbywał się także w cieniu zamachu na wolność słowa, gdy rząd islamistów sądownie przejął największy opozycyjny dziennik "Zaman". Gazetę oskarżono o próbę destabilizacji kraju. Jednak w rzeczywistości był to ciąg dalszy rozgrywek w łonie islamistów i konfliktu pomiędzy obecnym prezydentem Erdoganem a ideologiem islamistów i założycielem wpływowego w Turcji ruchu Fethullahem Gülenem - niegdysiejszymi sojusznikami.

Niemoralnie, ale skutecznie?

Te dwa obszary, łamanie wolności słowa i praw mniejszości, w obliczu zgody na przyspieszenie negocjacji akcesyjnych z Turcją, podważają same fundamenty Unii Europejskiej. Pozwalając Turcji rozpocząć rozmowy w sprawie członkostwa w 2004 roku, UE zdawała sobie sprawę z niedostatków tego kraju w dziedzinach praw człowieka i demokracji i zobowiązała go do jak najszybszej poprawy tych standardów. Dzisiaj, po prawie 12 latach, jest gorzej.

Naszej uwadze nie może też umknąć, że liczne organizacje praw człowieka i Wysoki Komisarz ds. Uchodźców ONZ uznają masowe zawracanie uchodźców za sprzeczne z międzynarodowym prawem. Tu jednak architekci porozumienia powołują się na jego legalność, ich zdaniem zawrócenie uchodźców nastąpi do państwa, gdzie ich życie nie jest zagrożone. Chociaż biorąc pod uwagę wspomniany wewnętrzny konflikt turecko-kurdyjski nie musi to być prawdą, ale to też kolejny dobry powód, żeby o Kurdach milczeć.

No cóż, choć ten kompromis, delikatnie mówiąc, nie jest najszczęśliwszy moralnie, może jednak okaże się skuteczny w przeciwdziałaniu kryzysowi imigracyjnemu? Przyjęty mechanizm "jeden za jednego", który zakłada zawrócenie z Grecji wszystkich nielegalnych imigrantów i uchodźców, a w zamian za każdego syryjskiego uchodźcę przyjmowanie uchodźcy z obozów na terenie Turcji, może skutecznie odstraszyć nielegalnych imigrantów przed podróżą. Brak sukcesu w poszukiwaniu lepszego życia na Zachodzie może wysuszyć strumień imigracji. Przemawia za tym coraz większa liczba dobrowolnie powracających do swoich krajów imigrantów, których Europa najwyraźniej rozczarowała.

Warunki, których nie da się spełnić?

Pojawia się jednak wcześniej wspomniana kwestia wiarygodności Turcji. Czy nie zostaną otwarte inne szlaki, niż przez Grecję? Jeszcze przed szczytem Bułgaria domagała się uwzględnienia w negocjacjach, ale się tego nie doczekała. Wyższy rangą unijny dyplomata zdradził brytyjskiemu "The Guardian", że Turcja nie weźmie z Grecji żadnych osób, którym nie przysługuje prawo azylu, dopóki nie podpisze stosownych umów o readmisji z państwami ich pochodzenia. Jest tych państw około 70.

Przyjmowanie z Turcji syryjskich uchodźców też nie jest jeszcze w jasny sposób rozwiązane. Nie wiadomo, które kraje unijne będą ich przyjmować W trakcie negocjacji premier Polski Beata Szydło wprowadziła zapis, że z tego tytułu nie powstaną nowe zobowiązania w zakresie przesiedleń i relokacji. Tym samym zabezpieczyła Polskę, lecz komplikuje to realizację ustaleń Unii z Turcją.

Ruch bezwizowy dla tureckich obywateli - kolejny warunek, który UE musi spełnić - rodzi kolejne pytania. Czy zamiast uchodźców syryjskich w Europie nie pojawią się na przykład posiadający tureckie paszporty Kurdowie, którzy opuścili domy w wyniku działań armii tureckiej? Co więcej, na terenie Turcji odbywa się masowe podrabianie paszportów syryjskich; czy tureckie będą równie trudne do podrobienia? W negocjacjach o ruchu bezwizowym Unia zabezpiecza się wymagając danych biometrycznych, ale w terminie do czerwca może to być niewykonalne.

Nie zapominajmy też, że otwieramy ruch bezwizowy z państwem o nieszczelnych granicach, do którego napływają bez kontroli mieszkańcy Afganistanu, Pakistanu, Iraku, którego nadgraniczne tereny przemierzają terroryści z ISIS, w tym ci przybyli z Europy. To oznacza więc osłabienie kontroli imigracji, ale także osłabienie bezpieczeństwa antyterrorystycznego krajów unijnych.

Wiara w to, że "dni nielegalnej imigracji dobiegły końca", jak chciałby Donald Tusk, jest naiwna. To rozwiązanie nie może być traktowane jako długofalowe. Sytuacja demograficzna i ekonomiczna sąsiedztwa Europy nie polepszy się, a wręcz wszystko wskazuje na to, że się pogorszy. Kolejne konflikty, jak i bieda, będą generować następne fale imigracyjne.

Nie można polegać na tym, że Turcja za Europę będzie pilnować jej granic. To jest sprawa, w której należy wykazać solidarność europejską i wspólnie umocnić zewnętrzne granice. Zawracanie łodzi, czy będzie robiła to Turcja, czy państwa unijne, będzie zawsze wyglądało tak samo. Odsyłanie nielegalnych imigrantów do Turcji czy do ich krajów pochodzenia, będzie rodziło problemy i będzie dramatyczne. Tego nie unikniemy.

Umowa z zastrzeżeniami

Umowa pomiędzy Unią Europejską a Turcją nie jest jeszcze domknięta i 17 marca strony spotkają się ponownie. Do układu może nie dojść lub może wkrótce zostać zerwany, bo niektóre państwa zapowiadają jego blokowanie. Cypr nie zgadza się na dopisanie kolejnych rozdziałów bez uznania władz Nikozji przez Turcję i otwarcia granic. Bułgaria chce być objęta takimi samymi postanowieniami jak Grecja. Francja nie chce zgodzić się na obniżanie wymagań zarówno w procesie akcesyjnym, jak i przy przyznaniu ruchu bezwizowego. W Wielkiej Brytanii wizje członkostwa Turcji w UE i bezwizowego ruchu mogą napędzać zwolenników Brexitu przed planowanym referendum. Także w rządzącej koalicji i w największej frakcji w Parlamencie Europejskim, Europejskiej Partii Ludowej, liderzy są przeciwni członkostwu Turcji, obstając za lansowanym niegdyś przez Merkel uprzywilejowanym partnerstwie.

Dlaczego liderzy unijni godzą się na tak tymczasowe i nieuczciwe rozwiązanie?

Kompromisy z reguły nie są najlepszymi dla poszczególnych stron rozwiązaniami, ale Unia od miesięcy nie potrafi sobie jako wspólnota poradzić z kryzysem imigracyjnym. Indywidualne działania państw, które poprzez zamykanie granic wewnętrznych Unii zagroziły układowi Schengen, powodują, że potrzeba wspólnego rozwiązania stała się koniecznością. Sukcesu potrzebowała też główna negocjatorka ze strony Europy, kanclerz Merkel, której notowania osłabły, kiedy otwarta postawa wobec uchodźców wymknęła się spod kontroli. Spotkanie Turcja-UE odbywało się na tydzień przed wyborami do parlamentów trzech krajów związkowych niemieckiej federacji, które to wybory powszechnie uważane były za test dla CDU i popularności polityki migracyjnej pani kanclerz. Testu kanclerz nie zdała, we wszystkich trzech landach antyimigracyjna Alternatywa dla Niemiec weszła do parlamentów, w Saksonii zdobywając 24 proc. głosów. W pozostałych landach CDU przegrała z SPD i Zielonymi. Logika wyborów i potrzeba pokazania, że "cesarzowa Europy"
panuje nad sytuacją, mogła zdominować pierwszą rundę rozmów z Turcją.

Czy rozsądek powróci w powyborczym tygodniu? Trudno być optymistą, obserwując polityków zadowolonych z tego, że ktoś zdjął im problem z barków. To raczej płonne nadzieje, ale jako blok państw nie odzyskamy wiarygodności, pozwalając traktować się w ten sposób. Turcji trzeba przypomnieć, że w relacjach z Unią Europejską ma nie tylko coś do zyskania, ale także sporo do stracenia.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (184)