PolskaSzczęśliwa dziewiątka

Szczęśliwa dziewiątka

W Zgorzelcu powstał pierwszy rodzinny dom dziecka. – Jest dobrze. Fajnie. Miło. Bezpiecznie. Normalnie – wyliczają jego mali mieszkańcy. Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie zapowiada, że takich placówek wkrótce powinno być więcej.

Szczęśliwa dziewiątka

04.07.2007 | aktual.: 04.07.2007 09:02

Wielki pusty dom? Nie tak go sobie wyobrażała Krystyna Zielińska z Bogatyni. Dlatego, kiedy już kupiła budynek w Zgorzelcu, pomyślała, że warto pustą przestrzeń wypełnić śmiechem, radością, rozmową, a czasem łzami. – Już od dawna nosiłam się z zamiarem zaopiekowania się dziećmi, które potrzebują pomocy. Wcześniej jednak nie było na to warunków – mówi pani Krystyna. Dwa lata temu, kiedy już urządziła się w Zgorzelcu, poszła do PCPR i powiedziała: – Daję siebie i dom, a wy zastanówcie się, czy chcecie to wykorzystać. Chcieli. Najpierw jednak musiała skończyć kurs dla rodziców zastępczych. Po pół roku była gotowa. Dała sobie jednak jeszcze trochę czasu. Żeby się lepiej przygotować, żeby do jej nowej roli przywykły jej własne, dorosłe już dzieci. – Ta decyzja była u mnie bardzo mocno przemyślana. Nie można robić takich rzeczy na pół gwizdka, na trochę – mówi Krystyna Zielińska. – To dlatego, że kiedy zrobi się już krok w przód, odwrotu właściwie nie ma – dodaje.

Jak to w rodzinie

Pierwsi pojawili się u niej bracia Rafał, Norbert i Artur. Pani Krystyna pamięta doskonale ten dzień. Był 17 listopada 2006. Pamięta zresztą wszystkie kolejne daty. 25 listopada: Justyna i Łukasz. 1 grudnia: Mikołaj i Marzena. 8 stycznia: Damian. 25 stycznia Tobiasz. Całkiem spora gromadka…Teraz, kiedy wszyscy zbierają się przy dużym stole w kuchni, jest wesoło. Wspólnie jedzą posiłki, odrabiają lekcje, żartują, czasem się kłócą. – Jest fajnie – mówi mały Dominik i szturcha w bok Artura, który podpowiada mu, co ma powiedzieć. Najstarsza i najbardziej rezolutna z całej gromadki jest Justyna. Jak mówi, cieszy się, że teraz mieszka u cioci Krysi. Dzieli pokój z Marzeną. Dwa łóżka, biurka, półki z książkami, maskotki, wieża stereo. Normalnie, jak w domu. Są też domowe obowiązki zapisane w grafiku dyżurów. Układają go wspólnie, dzieląc się sprzątaniem i pomaganiem w przygotowywaniu posiłków. – Dla takiej gromadki trzeba się sporo nagotować – śmieje się ciocia Krysia.

Na dobre i na złe

Cała dziewiątka pod jej skrzydłami powoli staje się rodziną, a rada powiatu zdecydowała właśnie, że może tak być już prawie na zawsze. Wcześniej dzieci mieszkały u pani Krystyny na zasadzie rodzinnego pogotowia opiekuńczego. W każdej chwili ktoś mógł zdecydować o tym, że muszą się spakować i wyjechać, czasem nawet na drugi koniec Polski. Bali się tego. Nie chcieli. Pytali, kiedy ktoś w końcu zechce ich na dobre i na złe... – Dlatego właśnie zdecydowałam się rozpocząć starania o utworzenie rodzinnego domu dziecka. Ze względu na nich, na ich przyszłość i poczucie bezpieczeństwa – mówi Krystyna Zielińska. I choć czasem przychodzą trudne chwile, choć chłopcy potrafią być niegrzeczni, a dziewczynki niemądrze uparte, nie żałuje swojej decyzji.

Nie ma odwrotu

W podobnej sytuacji do dziewiątki podopiecznych Krystyny Zielińskiej każdego roku jest w powiecie zgorzeleckim ok. 50 dzieci. Brak placówek opiekuńczych na trenie powiatu sprawiał, że dzieci były wysyłane do domów dziecka czasem setki kilometrów od domu. – To bardzo złe rozwiązanie. Przez tworzenie rodzinnych domów dziecka chcemy to zmienić – mówi Renata Andrysz, kierownik PCPR w Zgorzelcu. – Kiedy dzieci wyjeżdżają, tracimy możliwość pracy z nimi, a one same tracą kontakt z najbliższymi. Pozostając w rodzinnych domach tu, na miejscu, mogą odwiedzać rodziny, mogą spędzać z nimi święta. To dla wszystkich najlepsze rozwiązanie – tłumaczy. Zapowiada też, że dom Krystyny Zielińskiej, choć pierwszy, nie powinien być ostatni.

Janusz Pawul

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)