Szczere wyznanie Pawłowicz po wyroku dla Owsiaka. "Nie używam obraźliwych słów"
Wulgaryzmy Jurka Owsiaka w czasie Przystanku Woodstock to "zwykłe chamstwo", a dosadne słowa na sali sejmowej to "dogadywania i folklor". Znana z ciętego języka Krystyna Pawłowicz z PiS, która krzyczała do posłów opozycji, że są "zdradzieckimi mordami", uważa, iż zamiast na ulicy, lepiej rozładować złe emocje na sali sejmowej. - Nie używam wulgarnych słów, przyprawiają mi taką gębę – mówi Wirtualnej Polsce posłanka.
Jurek Owsiak, szef Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy został skazany przez sąd, który ukarał go naganą o obciążył kosztami postępowania za to, że w czasie Przystanku Woodstock używał m.in. słowa "kur…a". - Kara może się wydawać mała, ale Owsiak będzie miał to w kartotece. To jest wyrok karny, a nie żadna kara administracyjna – mówi Krystyna Pawłowicz. Jak jednak ustaliła Wirtualna Polska, kara nagany dla Owsiaka nie będzie widoczna w rejestrze karnym.
I dodaje, że proces twórcy WOŚP nie był polityczny. - Jak ktoś bluzga na ulicy to jest polityczny? Każdy może tak powiedzieć. Jak ktoś zaczepia ludzi pod budką z piwem i bluzga, to też to jest polityczna kara? Zamiast się ładnie przyznać, przeprosić i powiedzieć, że nie powinien tak mówić, będzie teraz szum, że to polityczne. Wystąpienia Owsiaka oglądają tysiące osób i takie publiczne bluzganie, publiczne wyzywanie ludzi, których nie lubi, jest zwykłym chamstwem – podkreśla posłanka PiS.
Prof. Pawłowicz słynie z ciętego języka i ostrych komentarzy. O Władysławie Bartoszewskim mówiła "słabej klasy pastuch". W Sejmie w czasie prac nad ustawami dotyczącymi sądownictwa krzyczała do polityków opozycji: . - Macie mordy, tak jak prezes powiedział. Zdradzieckie mordy.
Zobacz, jak Krystyna Pawłowicz krzyczała do opozycji:
Wcześniej głośno było o tym, że do posła SLD Marka Balta krzyknęła na sali sejmowej "spier…aj". Wulgaryzm pojawił się w stenogramie z posiedzenia Sejmu. – Nie powiedziałam tak. Nie używam wulgarnych, obraźliwych słów. Przyprawiają mi taką gębę po prostu – tłumaczy posłanka. I dodaje, że zgłosiła do prokuratury sprawę sfałszowania stenogramu przez stenotypistkę. – Ta pani zeznała, że wyczytała to słowo z mojej mimiki. Prokurator jednak umorzył sprawę, nie pamiętam, z jakiego powodu. Byłam wtedy za granicą i nie zdążyłam się odwołać – mówi Pawłowicz.
Na sali sejmowej często padają obraźliwe określenia i gesty. Prezes PiS Jarosław Kaczyński nazwał opozycję "kanaliami". Poseł partii rządzącej Piotr Pyzik pokazywał w czasie obrad Sejmu środkowy palec, a Stefan Niesiołowski mówi do Dominika Tarczyńskiego z PiS, że jest jak meduza, która nie ma mózgu.
- Wulgarne słowa na pewno słyszałam pod adresem premier Szydło, ale nie potrafiono ustalić, kto krzyczał. Wulgaryzmów w Sejmie nie ma, są raczej docinki. To jest folklor, typu "cicho", "zejdź stamtąd". Takie dogadywanie. Na Sali sejmowej są emocje i tam powinny być wyładowywane, a nie na ulicy – uważa Pawłowicz.