Sylwetka prestiżu
Piąta rano. Ciemno i chłodno, sklepy i knajpki jeszcze zamknięte, ale siłownie i kluby sportowe już pełne. To typowy widok w wielu światowych metropoliach, coraz częściej także w Warszawie. Tak klasa wyższa pracuje nad sylwetką - oznaką pozycji społecznej - pisze Marta Fita-Czuchnowska w tygodniku "Wprost".
18.04.2006 | aktual.: 18.04.2006 13:42
Prawnicy, urzędnicy państwowi, menedżerowie, lobbyści czy sekretarki z podziwu godną determinacją starają się zadbać o kondycję i zdrowie, a przede wszystkim o prestiż. Grubasy wtedy jeszcze śpią. Ale grubasy należą do innej kasty. W USA zarabiają o połowę mniej niż ci, którzy pracują nad sylwetką, a prestiż raczej nie będzie ich udziałem.
Brzuch Wassermanna
W cywilizowanym świecie kształtują się nowe grupy społeczne. Są to grupy wagowe, estetyczne i klasowe. Elity obnoszą wysportowane szczupłe sylwetki jak emblemat pozycji społecznej. Taka sylwetka jest informacją na temat wykształcenia, odpowiedzialności i dyscypliny, jakiej wymaga się od elit. Klasę panującą, zamożną i wykształconą rozpoznaje się właśnie po zadbanym ciele.
- Nie zatrudniłbym kogoś zaniedbanego. Po pierwsze dlatego, że w zdrowym ciele zdrowy duch, a po drugie, wiem z własnego doświadczenia, że kiedy na spotkaniu ktoś w moim wieku wygląda o wiele lepiej ode mnie, gorzej mi się negocjuje - mówi "Wprost" Jan Wejchert, współwłaściciel firmy ITI, znany z dbałości o sylwetkę. - Jeśli człowiek potrafi zapanować nad własnym ciałem, potrafi też zapanować nad własnymi emocjami. Dlatego zwracam uwagę na wygląd. Gdy spotykam kogoś o widocznej nadwadze, wiem, że ta osoba ma słaby punkt - tłumaczy Zbigniew Wassermann, minister ds. służb specjalnych.
W rozmowie z "Wprost" przyznaje, że regularnie i intensywnie ćwiczy. - Ćwiczę rano przez pół godziny, przed wyjściem do biura: najpierw ćwiczenia na brzuch, potem sprężyny i trochę ćwiczeń atletycznych. Czasami, gdy uda mi się wcześniej wyjść z ministerstwa, serwuję sobie bardziej intensywne treningi z rozbiciem na poszczególne partie mięśni - mówi Wassermann. - Dobra sylwetka nie tylko buduje wizerunek dżentelmena; jest atutem, którego nie sposób przecenić w trakcie biznesowych negocjacji - dodaje przedsiębiorca Zbigniew Niemczycki.
Politycy, biznesmeni, ludzie mediów zdali sobie sprawę, że ich dobry wygląd jest koniecznym elementem zawodu, wyrazem szacunku dla wyborców, klientów czy widzów. Nie zaskakuje więc, że dbający o sylwetkę premier Kazimierz Marcinkiewicz intensywnie pływa, chętnie pokazuje się też na nartach czy w tańcu, bo w ten sposób demonstruje, że pracuje nad wyglądem, że potrafi sobie narzucić dyscyplinę. Podobnie jest z przewodniczącym Platformy Obywatelskiej Donaldem Tusk, często fotografowanym na piłkarskim boisku. Taką samą filozofią kieruje się szef Samoobrony Andrzej Lepper, który lubi - na zapleczu swego gabinetu - ćwiczyć z gruszką bokserską.
Komunikaty o tym, że dbają o swoją sylwetkę, płyną też od byłego średniodystansowca, a obecnie prezesa NBP Leszka Balcerowicza, od byłego premiera Leszka Millera, od zapalonego tenisisty i biznesmena Ryszarda Krauzego czy wielkiego sympatyka tenisa i właściciela Polsatu Zygmunta Solorza. Także wicepremier Zyta Gilowska nieustannie demonstruje (nie tylko swoją sylwetką, ale i rozpierającą ją energią), że jest sprawna i intelektualnie, i fizycznie. A to oznacza, że sprawując władzę, jest odpowiedzialna i przewidywalna.
- Obserwuję wyraźną tendencję do zwracania szczególnej uwagi na wygląd polityków. To słuszne, bo reprezentują oni społeczeństwo. Zwłaszcza ci z pierwszych stron gazet powinni dbać o kondycję oraz starać się słuchać rad stylistów i wizażystów - uważa Lena Dąbkowska-Cichocka, podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP (uznana za miss wyborów parlamentarnych w 2005 r.). Zarówno w Urzędzie Rady Ministrów, jak i w Pałacu Prezydenckim urządzono siłownie. Niestety, korzystają z nich głównie funkcjonariusze BOR - pisze Marta Fita-Czuchnowska w tygodniku "Wprost".