Świetlik: "Rytualny spór o Kaczyńskiego w Sejmie – nie pierwszy i nie ostatni" [Opinia]
W czasie gdy europejskie rządy toczyły jedną z kluczowych batalii dotyczących największego budżetu w historii kontynentu, polski Sejm zajmował się ulubionym tematem polskiej polityki – Jarosławem Kaczyńskim. W temacie tym z roli nie wolno wyjść nikomu i wszyscy je odegrali jak należy.
Słusznie zauważył Paweł Kukiz, że weta wobec polityków dysponujących większością sejmową nie mają mocy sprawczej. Wynik przecież jest z góry przesądzony.
Z drugiej strony funkcjonowanie Sejmu od dawna sprowadza się bardziej do roli politycznego "infotainmentu", czyli formuły "bawiąc – uczy, ucząc – bawi", która pół wieku temu proroczo przyświecała Papciowi Chmielowi, twórcy komiksów o Tytusie. Efektowne sejmowe filipiki mają popularyzować tego czy innego polityka wśród elektoratu, a także uwiarygodnić wewnątrz własnej organizacji.
Nie ma ku temu wdzięczniejszego tematu niż Jarosław Kaczyński. Opozycja może być skłócona, obóz władzy szarpany walką koterii, ale jedna reguła jest niezmienna: powiedz mi, co myślisz o Jarosławie Kaczyńskim, a powiem ci, po której stronie jesteś.
Debata nad wotum nieufności dla Kaczyńskiego. Kalumnie i hołdy
- Jarosław Kaczyński okazał się tym wszystkim, z czym obiecał walczyć, stworzył prawdziwy układ, stał się symbolem elit oderwanych od rzeczywistości, uczynił Polskę słabą i odizolowaną – mówił w środowy wieczór w Sejmie lider KO Borys Budka. Liderzy opozycji mówili o emocjach Kaczyńskiego, jego ścieżce politycznej.
- Wizja Polski Jarosława Kaczyńskiego opierała się zawsze o sprawiedliwość, godność i prawo – ripostował premier Mateusz Morawiecki, przeciwstawiając ją egoizmowi i polityce "ciepłej wody w kranie". Szef rządu w jednym ze swoich ostrzejszych przemówień krytykował nie tylko obecną opozycję, ale niesprawiedliwości i zaniechania całej III RP i jej "liberalnych" elit politycznych.
Te słowa dość dobrze pokazują, że środowe nocne głosowanie, jak i wcześniejsza dyskusja, dotyczyły całokształtu, w którym nikną szczegóły. Ten całokształt to emocje wobec lidera PiS i ocena nie ostatnich kilku tygodni, a jego ścieżki politycznej, która zaczęła się trzy dekady temu.
Politycy opozycji uważają Jarosława Kaczyńskiego za wcielenie zła. Gdy nie był w rządzie, jego przewiną było to, że w nim nie jest. Gdy się w nim znalazł, jego przewiną jest to, że w nim jest.
Zdaniem jednych, sobie nie radzi i nic nie robi. Zdaniem drugich, robi aż za dużo. Zdaniem jednych, odpowiada za policyjną agresję, zdaniem drugich, przyzwala na lepsze traktowanie demonstrantów lewicowych niż narodowych. Zdaniem jednych, ma zbyt dużą władzę w Polsce, zdaniem drugich, jest ministrem bez teki z nieokreśloną odpowiedzialnością, co nie ma mieć sensu.
W gruncie rzeczy nawet wewnątrz poszczególnych formacji nie ma konkretnego przekazu (a przecież bywa tak często) za co złego odpowiada Kaczyński. W tej sprawie panuje wolnoamerykanka.
Podobnie jest z drugiej strony, tylko że tu w stylu dowolnym bije się hołdy. W szeroko rozumianym obozie władzy nie ma polityka, który do tego stopnia nie podlegałby krytyce. Nawet podczas sporu o "Piątkę Kaczyńskiego" koalicjanci, czyli politycy przywracanej do pionu grupy Zbigniewa Ziobry, jak ognia unikali ostrych wycieczek pod adresem samego szefa PiS.
Wotum nieufności dla wicepremiera. Jarosław Kaczyński forever
Wydawałoby się, że jeśli w tym momencie któryś z wysokich urzędników powinien dyskutować w Sejmie na temat sposobu zarządzania siłami porządkowymi podczas protestów, to powinien to być Mariusz Kamiński, polityczny zwierzchnik policji. Jeśli chodzi o zarządzanie kwestiami ochrony zdrowia, powinien być to minister zdrowia i tak dalej.
Ale to nie ten kaliber, prezes PiS jest tylko jeden.
Środowa debata sejmowa i "sąd nad Jarosławem Kaczyńskim" ze z góry przesądzonym wynikiem, nikogo nie przekonają do zmiany zdania w jakiejkolwiek sprawie. To czysty rytuał. Może on jednak utwierdzać w jednym. Były premier - obecny wicepremier i prezes PiS - to najbardziej wpływowy i budzący największe emocje polski polityk po 1989 roku.
Jego czołowymi adwersarzami byli Tadeusz Mazowiecki, Lech Wałęsa, Adam Michnik, Aleksander Kwaśniewski czy Leszek Miller. Po drugiej stronie ideologicznym punktem odniesienia niezmiennie jest Jarosław Kaczyński. Zawsze ten sam polityk, ze swoją krytyką systemu polityczno-biznesowego zrodzonego po 1989 roku i koncepcją silnej władzy państwowej jako najlepszego wyjścia dla Polski, a także upodobaniem do gwałtownych przesileń politycznych.
Jarosław Kaczyński nie dba dziś o sondy popularności polityków, bo dla niego istotną jest grupa elektoratu twardo go popierająca od wielu lat. Zbyt wiele politycznych (by użyć określenia Bronisława Komorowskiego) brojlerów - czyli szybko rosnących, ale zarzynanych na koniec kur hodowlanych - już widział, ba niektóre sam wyhodował, jak choćby Kazimierza Marcinkiewicza.
Oni znikają lub zostają bohaterami serwisów plotkarskich, a o Jarosława Kaczyńskiego spory będą toczyć historycy i politycy za wiele lat. O ile oczywiście po drodze wszyscy się nie pozabijamy nawzajem w ramach polskiego sporu polityczno-kulturowego.
Wiktor Świetlik dla WP Opinie