Świetlik: Pięć złotych za godzinę – tak niestety pięć lat temu było [OPINIA]
Pięć złotych za godzinę, w dodatku na umowę o dzieło, bez ubezpieczenia, składki emerytalnej, a do tego… w firmie ochroniarskiej. Taka sytuacja była niestety za rządów PO-PSL dość powszechna. Trudno by Mateusz Morawiecki nie wykorzystywał tego w walce politycznej.
Jednym z nieszczęść lepiej sytuowanej części naszego społeczeństwa, szczególnie elit politycznych, kulturalnych czy medialnych, jest to, że mają umiarkowany kontakt z całą resztą.
Znana prezenterka kpiąca z biedniejszych od niej ludzi na plaży, znany dziennikarz dzielący ludzi na jedzących ryby i kiełbasę. Ta wszędobylska kastowość ma swój wymiar praktyczny i swoje konsekwencje, którym jest brak komunikacji i znajomości własnego kraju.
Pamiętam, kilka lat temu jak po powrocie z mojego kochanego Beskidu Niskiego opowiadałem znajomemu małżeństwu, że spotkałem w sumie kilka osób zarabiających poniżej tysiąca złotych miesięcznie za czasowo, pełnowymiarową pracę. – To tylko tam, sytuacje marginalne – odpowiadali. Ta przerażająca izolacja i nieznajomość własnego kraju to dużo szerszy temat, ale myślę, że dotykał też ówczesnej władzy. Pewnie i przez to w końcu przegrała.
Wybory prezydenckie 2020. Andrzej Duda: "Moi kochani, przecież wszyscy śpiewamy: jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy"
Legalna szara strefa
Podczas konwencji PiS w Warszawie Mateusz Morawiecki mówił, że jeszcze 5 lat temu płacono 5 złotych za godzinę, a dziś płaci się 17 złotych. Jeden z najbardziej wpływowych polskich portali ekonomicznych Money.pl w odpowiedzi przypomniał, że 5 lat temu średnia stawka wynosiła 11 złotych.
Oczywiście formalnie to wyliczenie się broni, bo dokładnie tak było w przypadku umów o pracę. Problem w tym, że te pięciozłotówki dotyczyły faktycznej pracy na etacie, którą wykonywano w ramach umowy – zlecenia, a często nawet umów o dzieło.
Osobiście przepracowałem wiele godzin w życiu na podstawie umów o dzieło. Tyle, że jestem dziennikarzem, piszę tekst, oddaje i go "sprzedaję”. Może i arcydzieło z niego nie jest, ale dzieło w sensie prawnym jak najbardziej.
Ale dopuszczanie i tolerowanie sytuacji, gdzie na umowach o dzieło pracowali ochroniarze (i nie tylko) przez tyle lat było wręcz niewiarygodne. Stawki faktycznie były głodowe. Ludzie ci nie mieli ubezpieczenia, składki emerytalnej. Do tego często byli rencistami, dorabiającymi emerytami. Metodę tę oczywiście chętnie stosowano w najbiedniejszych częściach kraju, jako legalne uzupełnienie szarej strefy.
Dzieło nieubezpieczone
Dopiero w 2016 roku Sąd Najwyższy ogłosił banalną prawdę, że "wykonywanie zadań polegających na pilnowaniu i strzeżeniu obiektów stanowi czynności powtarzalne, które nie prowadzą do uzyskania określonego rezultatu”.
Także w 2016 roku rząd PiS zajął się z kolei kwestią zleceń i "jednoosobowych firm” (kolejnych konstrukcji, które pozwalały na wypłacanie trzecioświatowych stawek) wprowadzając minimalną stawkę dla wszystkich umów (także własnej działalności gospodarczej). W 2017 roku stawkę podniesiono do 17 złotych i dziś tyle za godzinę każdy pracodawca – bez względu na umowę – musi zapłacić.
Tu trzeba dokonać jeszcze jednego zastrzeżenia. Zawsze mówi się o firmach ochroniarskich i one stosowały ten model zatrudnienia niemal jako regułę. Ale dotyczyło to wielu warsztatów, firm budowlanych, całego gigantycznego obszaru gospodarczego. Ludzie ci pracowali - nie dość, że za grosze - to bez ubezpieczenia.
Czy dzisiejsza stawka 17 złotych nie jest nadmiernie wyżyłowana "pod wyborcę” i może zaszkodzić gdzieniegdzie drobnemu biznesowi? Można mieć taką obawę. Być może rządzący powinni pomyśleć o zróżnicowaniu stawek zależnie od zamożności regionów. Tyle, że to magazynek z amunicją dla opozycji ("Przez rząd warszawiak może zarabiać więcej niż rzeszowianin”).
Skąd ten Meksyk?
Zastanawiające jest jednak najbardziej, nawet uwzględniając wysokie bezrobocie, kryzys, kłopoty gospodarcze w latach 2008 – 2015, jak to jest, że do takiej sytuacji dopuszczono.
Szkodliwej społecznie, ale i w końcu politycznie dla rządzących. Będącej dowodem na finansowy rozjazd w społeczeństwie, co powszechnie kojarzy się raczej z Indiami, Meksykiem lub Ameryką Południową, a nie światem naszych aspiracji. Nie stała za tym żadna liberalna doktryna, bo w innych miejscach przecież łamano ją z kretesem.
Poza tym niech ktoś pokaże mi wolnorynkowego klasyka, który napisał, że należy dopuszczać sytuację, w której odtwarzalna praca na godziny udaje dzieło?
Śmiem twierdzić, że kluczowa była ignorancja. Władza zamknięta w słoniowej kości swoich wyobrażeń straciła kontakt z rzeczywistością. Nie ona pierwsza i nie ostatnia. Spora przestroga dla obecnie rządzących.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.