Świat reaguje na wydarzenia w Izraelu. Co mogą USA, a czego nie może Europa
Kolejne kraje na świecie reagują na zaostrzający się konflikt izraelsko-arabski. Do mediacji włączyły się m.in. Stany Zjednoczone i Egipt. O tym komu, kiedy i czy w ogóle uda się doprowadzić do deeskalacji, mogą zdecydować najbliższe dni. Ale przede wszystkim może o tym zdecydować Izrael.
W środę z premierem Izraela Benjaminem Netanjahu rozmawiali prezydent USA Joe Biden i sekretarz stanu USA Antony Blinken. Przywódca Stanów Zjednoczonych wyraził nadzieję, że konflikt między Izraelczykami i Palestyńczykami wkrótce się zakończy. Dodał też, że Izrael ma prawo się bronić przed atakami rakietowymi Hamasu.
Andrzej Kohut, amerykanista z Klubu Jagiellońskiego i autor podcastu "Po amerykańsku", mówi Wirtualnej Polsce, że prezydent Joe Biden znalazł się w tym momencie w bardzo trudnym położeniu. - Naturalnym kierunkiem dla Stanów Zjednoczonych jest poparcie dla Izraela, ale z drugiej strony Biden jest przedstawicielem tej administracji, która mocno mówi o prawach mniejszości w samych Stanach Zjednoczonych - zauważa ekspert.
Stany Zjednoczone głównym mediatorem?
Według Andrzeja Kohuta, jeśli konflikt nadal będzie eskalował i gdyby doszło do najbardziej czarnego scenariusza, czyli wojny lądowej, Stany Zjednoczone będą miały jedno wyjście. - Biden musiałby stanąć po stronie Izraela jako wieloletniego sojusznika Stanów Zjednoczonych - uważa ekspert Klubu Jagiellońskiego.
- Moment, w którym Stany Zjednoczone nie przyszłyby z pomocą Izraelowi, byłby ogromnym wyłomem. Trzeba też pamiętać, że wycofanie jednoznacznego poparcia dla Izraela to też gest, który zachęci liczne państwa arabskie do akcji przeciwko Izraelowi, czego Stany Zjednoczone chciałyby uniknąć - podkreśla Andrzej Kohut.
"Dopiero wtedy będą zainteresowani mediacją"
Ale Stany Zjednoczone nie mają monopolu na bycie mediatorem w konflikcie izraelsko-palestyńskim. Ważną rolę mogą odegrać kraje do tej pory również aktywne w rozmowach pokojowych. - Dużo będzie zależało od Egiptu i Kataru, ale także innych państw arabskich - mówi Michał Wojnarowicz z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Na razie jednak Egiptowi, który zwykle bierze udział w negocjacjach między Izraelczykami i Palestyńczykami, nie udało się doprowadzić do deeskalacji konfliktu. - Tym razem Izraelczycy odrzucili mediację. Oznacza to, że państwa arabskie, takie jak Egipt, niewiele mogą zrobić w momencie, gdy konflikt już trwa. Izrael ma teraz konkretny cel do osiągnięcia, czyli redukcję potencjału rakietowego Hamasu i zdolności odtwarzania tego potencjału - podkreśla dr Agnieszka Bryc z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
- Tak długo, jak Izraelczycy nie zdecydują, że to już jest ten moment, który ich satysfakcjonuje, jeśli chodzi o zmniejszenie potencjału Hamasu, nie będą zainteresowani mediowaniem - uważa ekspertka.
Odstraszyć Izrael
W negocjacje mogą się też włączyć takie państwa z Półwyspu Arabskiego, jak Jordania i Katar. Jordania, gdzie żyje wielu Palestyńczyków, zawsze była bliska problemom Palestyny, oba kraje łączą silne więzy, choć nie są wolne także od wzajemnych pretensji i roszczeń. Na początku tego roku jordański król Abdullah wyraźnie dał jednak do zrozumienia, że Jordania będzie wspierała Palestynę, a pokój nie jest możliwy bez rozwiązania kwestii palestyńskiej.
Palestyna może liczyć na poparcie Turcji, która umacnia się w roli głównego politycznego sojusznika Palestyńczyków na Bliskim Wschodzie. Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan już zdążył nazwać Izrael "państwem terroru" i wezwać premiera Benjamina Netanjahu do przerwania ataków na Strefę Gazy. Ankara ma się także starać o zbudowanie koalicji międzynarodowej, która miałaby na celu podjąć realne działania zmierzające do udzielenia "odstraszającej lekcji" Izraelowi.
Europa załamuje ręce
Europa włącza się w negocjacje między Izraelem a Palestyną od 1980 roku, czyli od czasu podpisania Deklaracji Weneckiej, w której poparto wyraźnie prawo do samostanowienia narodu palestyńskiego oraz postulat włączenia Organizacji Wyzwolenia Palestyny (OWP) do rozmów pokojowych na Bliskim Wschodzie.
Nie ma jednak mocnego mandatu negocjacyjnego, właściwie jej głos w konflikcie izraelsko-palestyńskim jest zwykle słabo słyszalny i nie ma dużej siły przebicia w regionie. - Europa jako taka, czy Unia Europejska jako całość nie ma wiele do powiedzenia. Bardziej chodzi o potencjał i wpływ poszczególnych krajów - zauważa dr Agnieszka Bryc. - Europa jest trochę w potrzasku. Opowiada się za rozwiązaniem dwupaństwowym, ale jak przychodzi co do czego, załamuje ręce - dodaje ekspertka z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Unia Europejska forsuje wspomniane rozwiązanie dwupaństwowe, czyli podział terytorium między Żydów a Palestyńczyków. Jest ono także od kilkunastu dekad propagowane w planie podziału sporządzonym przez ONZ w 1947 roku, czyli jeszcze przed utworzeniem państwa Izrael. W tym momencie wydaje się ono jednak niewykonalne m.in. z uwagi na kwestie powrotu palestyńskich uchodźców na tereny wcześniej zajmowane oraz coraz liczniejsze osiedla żydowskie na spornych ziemiach.