PolitykaŚwiadek ws. Katynia: wizyta Lecha Kaczyńskiego była początkiem kampanii prezydenckiej

Świadek ws. Katynia: wizyta Lecha Kaczyńskiego była początkiem kampanii prezydenckiej

"Stronniczy" zdaniem rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej świadek Wojciech D. zeznał, że nie można mówić o "rozdzielaniu" wizyt prezydenta i premiera w Katyniu 2010 r., ponieważ każdą z nich organizowano oddzielnie. Podobnie podczas procesu o niedopełnienie obowiązków przy organizacji wizyty w Katyniu zeznawał wcześniej były szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Tomasz Arabski.

Świadek ws. Katynia: wizyta Lecha Kaczyńskiego była początkiem kampanii prezydenckiej
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons | Serge serebro

- W moim przekonaniu wizyta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu była początkiem kampanii prezydenckiej o ponowny wybór - mówił świadek przed Sądem Okręgowym w Warszawie.

To kontynuacja procesu byłego szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Tomasza Arabskiego i czworga innych urzędników, oskarżonych w trybie prywatnym przez część rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej o niedopełnienie obowiązków przy organizacji wizyty prezydenta z 10 kwietnia 2010 r.

Wojciech D. to ówczesny doradca premiera Donalda Tuska, a obecnie pracownik gabinetu prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Podczas procesu zeznał, że zajmował się polityką historyczną rządu, której częścią były m.in. obchody 70-lecia Zbrodni Katyńskiej. Na podstawie słów ministra Andrzeja Przewoźnika z grudnia 2009 r. odniósł wrażenie, że przygotowania nie toczą się w tempie właściwym dla dobrego przygotowania uroczystości.

Zdaniem D. ustalono, że obchody przygotowuje rząd, a to, kto ma stać na czele delegacji, było "kwestią polityczną" i "nie było rozstrzygane na poziomie organizacyjnym". - Kiedy pojawiła się kwestia udziału pana prezydenta, mówiliśmy, że to jest wola prezydenta; będzie chciał, to będzie uczestniczył - zeznał świadek, powołując się na obchody 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej, w których prezydent wziął udział.

Putin zrobił wielką rzecz

- Nie można mówić o rozdzieleniu obu wizyt - oświadczył D. i dodał, że gdyby 3 lutego nie pojawiło się "osobiste zaproszenie premiera Rosji dla premiera Tuska, wówczas kwestia ta byłaby do rozstrzygnięcia przez pana prezydenta i premiera". Podkreślił, że nie rozmawiał z Tuskiem o ewentualnym rozdzielaniu wizyt.

D. zaznaczył, że zaproszenie ze strony premiera Władimira Putina dla Tuska z 3 lutego było czymś precedensowym. - Wszyscy byliśmy tym zaskoczeni i przekonani, że dla sprawy katyńskiej to jest bardzo wielka rzecz - mówił świadek. Dodał, że dla rodzin katyńskich było ważne, że to premier Rosji "chyli głowę przed grobami polskich oficerów". - Dziś o tym nie pamiętamy, bo tragedia 10 kwietnia wszystko zepchnęła na margines - powiedział D.

Świadek przypomniał, że wcześniej władze Rosji na obchodach w Katyniu reprezentował wiceminister kultury lub gubernator Smoleńska. Według D., zaproszenie od Putina zmieniło charakter wizyty Tuska w Katyniu.

Świadek zeznał, że wiceszef MSZ Andrzej Kremer (zginął w katastrofie z 10 kwietnia 2010 r.) mówił mu, że po zaproszeniu Putina są tylko dwa możliwe scenariusze obchodów: spotkanie Tuska i Putina w Katyniu oraz wizyta prezydenta w innym terminie. - Kremer usłyszał datę 10 kwietnia od ministra w kancelarii prezydenta - dodał świadek.

Kancelarie współpracowały bez problemów

- Wizytą prezydenta w Smoleńsku zajmowała się Kancelaria Prezydenta RP na czele z ministrem Władysławem Stasiakiem (również zginął w katastrofie z 10 kwietnia ) - dodał D. Powołując się na słowa Kremera, D. mówił, że "współpraca w tym zakresie KPRM i KPRP układała się bardzo przyjaźnie".

- W moim przekonaniu wizyta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu 10 kwietnia była początkiem kampanii prezydenckiej o ponowny wybór - powiedział D. Według niego, można to zdefiniować przez ocenę składu delegacji i znaczenie nadawane tej wizycie przez prezydenta i jego współpracowników. - To się wpisywało w pewien projekt polityki historycznej, która charakteryzowała Lecha Kaczyńskiego jako prezydenta RP - dodał D.

- Miałem wrażenie, że kwestia lotniska leżała w gestii rosyjskiej - powiedział D. Przypomniał, że wcześniej "każda delegacja lądowała na lotnisku w Smoleńsku".

Oskarżyciele prywatni w rozmowie z dziennikarzami powiedzieli, że uważają Wojciecha D. za stronniczego świadka.

Sąd uchylił na wniosek obrony pytanie pełnomocnika oskarżycieli prywatnych mec. Stefana Hambury o to, w jakim języku rozmawiali Tusk z Putinem 7 kwietnia w Katyniu. Sąd uznał, że ta okoliczność nie ma znaczenia dla rozstrzygnięcia sprawy, która jest przedmiotem procesu.

Na następnej rozprawie 11 kwietnia ma zostać przesłuchany były szef MSZ Radosław Sikorski.

Sasin ma na ten temat inne zdanie

W 2016 r. Arabski zeznał, że KPRM nie uczestniczyła w organizacji lotu prezydenta, bo organizatorem była Kancelaria Prezydenta RP. - Nigdy nie był organizowany tzw. wspólny wyjazd do Katynia, więc co za tym idzie, tzw. rozdzielenie wizyt nigdy nie miało miejsca - mówił.

- Organizatorem tego lotu, bez żadnej wątpliwości, była Kancelaria Prezesa Rady Ministrów; mieliśmy przekonanie, że Kancelaria Prezydenta RP jest pomijana przy uzgodnieniach podejmowanych przez stronę rządową - zeznawał Jacek Sasin, były wiceszef KPRP.

Prywatny akt oskarżenia złożono w 2014 r. - po tym, gdy cywilna prokuratura umorzyła prawomocnie śledztwo ws. organizacji lotów prezydenta i premiera do Smoleńska. Oskarżycielami prywatnymi są bliscy kilkunastu ofiar katastrofy, m.in. Anny Walentynowicz, Janusza Kochanowskiego, Andrzeja Przewoźnika, Władysława Stasiaka, Sławomira Skrzypka i Zbigniewa Wassermanna. W rozprawach uczestniczą dwaj prokuratorzy.

Podsądni nie przyznają się do zarzutów. Pozostali oskarżeni to urzędnicy: KPRM - Monika B. i Miłosław K., oraz ambasady RP w Moskwie - Justyna G. i Grzegorz C. Grozi im do 3 lat więzienia.

10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku zginęło 96 osób, w tym Lech Kaczyński i jego małżonka. Śledztwo w sprawie początkowo prowadziła Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Postawiła ona zarzuty dwóm kontrolerom lotów ze Smoleńska (dotychczas nie zdołano im ich przedstawić) oraz dwóm oficerom rozwiązanego po katastrofie 36. pułku. 4 kwietnia 2016 r. śledztwo przejęła Prokuratura Krajowa z nowym zespołem śledczym. Własne śledztwo prowadzi strona rosyjska, która wiele razy podkreślała, że przed jego zakończeniem nie zwróci Polsce wraku Tu-154 i jego "czarnych skrzynek".

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (25)