Ciężki żywot striptizerek
Kluby go-go były bardzo ważne na gangsterskiej mapie Warszawy. Mafiosi z Pruszkowa woleli je nawet od agencji towarzyskich, bo dziewczyny były piękniejsze od zwykłych prostytutek i przyjemniej płynął tam czas. - "Wizyta w takim klubie stanowiła coś w rodzaju ukoronowania dnia wypełnionego określonymi rytuałami: najpierw rano spotykaliśmy się w barze Al Capone, potem, późnym popołudniem, jechaliśmy do kawiarni Telimena na Krakowskim Przedmieściu, następnie około dwudziestej obowiązkowa wizyta w hotelu Marriott, a na koniec Polonia. Często kończyło się na ostrym pijaństwie, ale nierzadko chłopakom chciało się popukać i wtedy z odsieczą przybywały panienki z go-go" - wspomina "Masa".
Gangster nie ukrywa, że w tamtych czasach był bezlitosną bestią, której wszyscy się bali. Striptizerki w szczególności, bo wiedziały do czego jest zdolny. - "W Sofii, kiedy ochrona dawała dziewczynom cynk, że nadciąga "Masa", uciekały w panice, gdzie się dało. Wychodziły z głupiego założenia, że "Masa" posiedzi z pół godziny, znudzi mu się i pójdzie sobie w piz... A tu takiego wała! Skoro "Masa" już się pofatygował, to nie wyjdzie bez fantów." - opowiada skruszony gangster.
"W końcu je znajdowałem. Potem oczywiście następowała kara: robiłem musztrę. Wszystkie musiały stanąć w szeregu i rozebrać się do naga, a potem padała komenda: na kolana! Wtedy chłopcy rozpinali rozporki i wkraczali do akcji" - czytamy w książce.