Strzelanina w fabryce w Moskwie. Jedna osoba nie żyje
W fabryce słodyczy w Moskwie padły strzały. Co najmniej jedna osoba nie żyje. Strzelec ukrywa się na terenie fabryki.
Jak informuje TASS i Ria Novosti strzelał dyrektor i były współwłaściciel fabryki. Mężczyzna twierdzi, że na podstawie sfałszowanych dokumentów doprowadzono go do bankructwa i komornik chciał przejąć zakład.
- Mam ośmioro dzieci. Ja już cztery lata walczę - powiedział radiostacji Business FM. - Rano przyszedłem do pracy, oni już czekali, chcieli mnie wziąć szturmem, z pistoletami, z bronią - opowiadał.
Były współwłaściciel przyznał się, że "niestety, zastrzelił jedną osobę".
Według policji ofiara to pracownik ochrony. Dyrektor strzelił do niego kilka razy, ochroniarz wykrwawił się. Według świadków ranne miały zostać dwie lub trzy osoby.
Przedstawiciel Federalnej Służby Komorniczej Rosji potwierdził Ria Novosti, że jej pracownicy byli rano na terenie fabryki. Zaprzeczył jednak, by podejmowali jakieś czynności wobec dyrektora.
Były współwłaściciel fabryki, jak wynikało z doniesień mediów, mial zabarykadować sie w jednym z pomieszczeń razem z zakładnikami. Policja zaprzeczyła jednak tym informacjom.
Na miejscu jest kilka radiowozów i wóz straży pożarnej. Przybyli także policyjni negocjatorzy. Trwają poszukiwania strzelca, który ukrył się gdzieś na terenie zakładu.