Strategia rządu: mniej cesarskich cięć i nic o in vitro. "Próby zmuszania nie przynoszą skutku"

Rząd robi, co może, by jakkolwiek poprawić fatalne statystyki urodzeń. Zatwierdzono "Strategię demograficzną 2040", w ramach której rysują się założenia, których realizacja ma odmienić sytuację. W dokumencie znajdziemy wiele o porodzie siłami natury, za to ani słowa o in vitro. - Strategia to tylko wytwór papierowy, który nie przekłada się na realne szanse poprawy sytuacji - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską dr nauk med. ginekolog Grzegorz Południewski.

Czy rządowy projekt przyczyni się do wzrostu dzietności?
Czy rządowy projekt przyczyni się do wzrostu dzietności?
Źródło zdjęć: © Getty Images | Justin Paget
Żaneta Gotowalska-Wróblewska

W 2021 roku w Polsce urodziło się najmniej dzieci od czasów II wojny światowej. Co piąty mieszkaniec Polski ma więcej niż 65 lat. W 2021 roku na tysiąc mieszkańców kraju urodziło się niespełna dziewięcioro dzieci.

Rząd, by poprawić trudną sytuację, przyjął "Strategię Demograficzną 2040". Projekt ma na celu zwiększenie dzietności w Polsce między innymi poprzez wspieranie trwałości rodzin (aspiracja na 2040 to choćby obniżenie liczby rozwodów). Władzom zależy również na zabezpieczeniu finansowym par, w planach jest też zadbanie o potrzeby mieszkaniowe.

Strategia składa się z trzech celów. Pierwszy z nich to wzmocnienie rodziny, w skład którego wchodzi: zabezpieczenie finansowe, wsparcie w zaspokojeniu potrzeb mieszkaniowych, wsparcie trwałości rodzin, popularyzacja kultury, która im sprzyja, wzmocnienie współpracy z III sektorem i innymi podmiotami.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Cel drugi to znoszenie barier dla rodziców chcących mieć dzieci, czyli rozwój form opieki nad dziećmi, rozwój rynku pracy przyjaznego rodzinie, poprawa jakości i organizacji edukacji, rozwój opieki zdrowotnej, rozwój Infrastruktury i usług potrzebnych rodzinom.

Cel trzeci to podniesienie jakości zarządzania i wdrażania polityk, poprzez podniesienie jakości zarządzania i wdrażania polityk na szczeblu centralnym oraz podniesienie jakości zarządzania i wdrażania polityk na szczeblu samorządowym

Cel: rodzenie siłami natury. "Polityczna ingerencja to błąd"

To jednak nie wszystko. W "Strategii demograficznej 2040" możemy przeczytać: "Istotne jest dobre przygotowanie rodziców do porodu, dostępność wysokospecjalistycznej opieki nad rodziną spodziewającą się dziecka, unikanie zbędnych procedur medycznych, zmniejszenie skali porodów poprzez cesarskie cięcia, czy wsparcie rodziców w przypadkach szczególnych – w tym poronienia, powikłań, urodzenia dziecka chorego".

Zgodnie z zaleceniami WHO odsetek cięć cesarskich powinien wynosić maksymalnie 10-15 proc. Według danych Ministerstwa Zdrowia na początku lat 90. osiągnął on w Polsce 16 proc., w 2000 – 19,6 proc., a w 2010 – 33,9 proc., a obecnie w siedmiu województwach zaczyna przekraczać 50 proc. Dla porównania najniższy odsetek cesarskich cięć występuje w Islandii (14,8 proc.), krajach skandynawskich (ok. 17-22 proc.), a najwyższy na Cyprze (niemal 57 proc.) i w Rumunii (blisko 47 proc.). W strategii ujęto informację, że odsetek ciąż zakończonych przez cesarskie cięcie wynosi 44,7 proc. (stan na 2018 rok). Aspiracja do 2040 roku to ich spadek.

To właśnie fragment zakładający zwiększenie skali porodów siłami natury wywołał kontrowersje. Przypomnijmy, że według danych, na jakie powołuje się Fundacja Rodzić po Ludzku, 51 proc. kobiet ma nacinane krocze podczas porodu, co trzecia bez zapytania o zgodę. 18 proc. kobiet uważa, że poród to traumatyczne lub negatywne doświadczenie

- To powinno zależeć wyłącznie od sytuacji medycznej i od sytuacji pacjentki - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską dr nauk med. ginekolog Grzegorz Południewski.

Ekspert podkreśla, by pamiętać, że pacjentki, które będą zachodzić w ciążę po raz pierwszy, będą to robić coraz później. Dlatego też - w jego ocenie - nie należy zmniejszać odsetka liczby cesarskich cięć bez uwzględnienia wieku rodzących - Pojawią się niewątpliwie liczne wskazania medyczne do tego, by ciąża została zakończona cięciem cesarskim. Jakakolwiek polityczna ingerencja w część działania medycyny to błąd. A wręcz jest to niestosowne - ocenia.

"Presja na porody siłami natury w praktyce nie wyjdzie"

Dr Południewski zaznacza, że "polityka demograficzna w sensie długofalowym powinna być w Polsce wprowadzona". - Punkty nacisku nie powinny się jednak skupiać na medycynie, a na sprawach socjalnych - dodaje.

- Sztuczna presja na porody siłami natury w praktyce nie wyjdzie. Ten punkt się po prostu nie sprawdzi - mówi dr Południewski. I podkreśla, że "praktyka uczy, że próby zmuszania kobiet do porodu siłami natury, próby wymuszania pewnych działań biologicznych na nich, nigdy nie przynoszą pozytywnego skutku".

Jak dodaje, "próby decydowania o tym, jak ciąża ma być zakończona, w jaki sposób powinna być prowadzona, nie powinna być w strategii demograficznej, lecz w strategii medycznej".

Odsetek cesarskich cięć w Polsce
Odsetek cesarskich cięć w Polsce© Wirtualna Polska

Ekspert odniósł się także do wysokiego odsetka cięć cesarskich w Polsce. - Cięcie cesarskie jest zakończeniem ciąży tak naprawdę trochę na skróty. Ma swoje wskazania medyczne, które powinny być zachowane i nie powinny być ograniczane. Moim zdaniem z biegiem czasu ilość wskazań będzie tylko rozszerzana. Kobietom musimy zostawić też decyzję o tym, jak ciąża ma się zakończyć. Zwiększy to ich zaufanie do placówek medycznych, w których mają rodzić. Będą łatwiej decydować się na ciążę - dodaje.

Zero informacji o in vitro. "Niesprawiedliwe, dyskryminacja"

Ponadto w projekcie nie znalazło się miejsce dla zapłodnienia in vitro. W całym 82-stronicowym dokumencie hasło to nie pada ani razu. Przypomnijmy, że do lipca 2020 roku z rządowego programu leczenia niepłodności metodą in vitro urodziło się 22 191 dzieci. Tymczasem według danych resortu zdrowia, w wyniku programu kompleksowej ochrony zdrowia prokreacyjnego doszło do 209 poczęć (dane za 2021 i I kw. 2022 r.). Projekt, który zastąpił rządowy program in vitro, kosztował 40 mln zł.

- To niesamowicie przykre. Trudno nam zrozumieć, dlaczego po raz kolejny się nas ignoruje. Kolejny dokument pokazuje, że nie możemy liczyć na wsparcie państwa i rządzących. Jesteśmy kompletnie pomijani - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Marta Górna, przewodnicząca zarządu Stowarzyszenia na Rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji "Nasz Bocian".

Nasza rozmówczyni podkreśla, że osoby, które mają problem z zajściem w ciążę "chciałyby móc być traktowane jak inni obywatele". - Chcielibyśmy mieć równy dostęp do leczenia, mieć szansę na terapię, by urodziły nam się dzieci - dodaje.

- Jak można pomijać kwestie leczenia niepłodności metodą in vitro, kiedy mówi się o chęci zwiększenia dzietności w Polsce? Dziwię się, że chcemy przekonywać do rodzenia dzieci osoby, które nie chcą ich mieć. Podczas gdy w Polsce mamy 1,5 mln par, które chcą je mieć, a wystarczy im pomóc, dając dostęp do leczenia. To niesprawiedliwe. Po prostu jest to dyskryminacja - podkreśla Marta Górna.

Dziś ruszyła akcja "Tak dla in vitro", podczas której zbierane będą podpisy. Do końca stycznia trzeba zebrać ich 100 tys., by obywatelski projekt ustawy trafił do Sejmu.

"Wytwór papierowy, nie przekładający się na realne szanse poprawy sytuacji"

Doktor Grzegorz Południewski podkreśla, że brak procedury in vitro w "Strategii demograficznej 2040" to błąd. - Jeżeli chcemy ująć strategicznie plan działania prodemograficznego, musimy ująć też leczenie niepłodności. Par, które będą wymagać takiego leczenia, będzie coraz więcej. Terapia i forma pomocy medycznej powinny być w rękach medyków, a nie polityków - zaznacza.

Czy strategia przyniesie skutki? W ocenie dr Południewskiego żadne. - Jeżeli chcemy coś odsunąć w czasie i się tym nie przejmować, zbierzmy komisję i ustalmy strategię. A tak naprawdę to tylko wytwór papierowy, nie przekładający się na realne szanse poprawy sytuacji - ocenia ginekolog.

Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
in vitrodziecicesarskie cięcie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (892)