Stracił żonę i syna, teraz żąda sprawiedliwości
Krzysztof Suchan z Barwałdu Średniego koło Wadowic do dzisiaj opłakuje śmierć swojej 20-letniej żony Marty i trzymiesięcznego dziecka. Kobieta z krwiakiem mózgu trafiła na neurochirurgię w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie. Była w ciąży. Pan Krzysztof i rodzina zmarłej mieli wątpliwości, czy lekarze zrobili wszystko, co w ich mocy, by zapobiec tragedii.
12.05.2010 | aktual.: 12.05.2010 10:57
Sprawę zgłosili do prokuratury, ta po dwuletnim śledztwie, postawiła akt oskarżenia dwóm znanym lekarzom, ordynatorowi neurochirurgii Markowi M. i jego zastępcy Markowi P. ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. Grozi im grzywna, ograniczenie wolności lub do roku więzienia.
Rok 2008, styczeń. Na początku stycznia jeszcze nic nie zapowiadało tej tragedii. Pani Marta na nic się nie skarżyła, a ciąża przebiegała prawidłowo. 17 stycznia kobieta nagle źle się poczuła, zaczęła słabnąć i wymiotować. Karetka zabrała ją do szpitala powiatowego w Wadowicach. Tam wiedzieli, że nie zdołają jej pomóc i szybko przewieziono ją do Szpitala Uniwersyteckiego na neurochirurgię w Krakowie. - Powiedzieli, że ma krwiaka na lewej półkuli mózgu. Lekarze zapewniali jednak, że to mały wylew i że szybko się z tym uporają - mówi mąż zmarłej, którego lekarze cały czas zapewniali, że wszystko będzie dobrze.
Panu Krzysztofowi nie dawała spokoju jedna myśl, dlaczego żona nie jest podpięta do żadnej aparatury. - Była podłączona tylko do kroplówki. Ciągle skarżyła się na wielki ból głowy - wspomina Suchan, który mimo wszystko miał przekonanie, że jego żona znajduje się w dobrym szpitalu, pod fachową opieką. - Pielęgniarki ciągle powtarzały, żebym się nie martwił, bo lekarze są tu naprawdę dobrzy, no i jeszcze o tym skoczku się słyszało - mówi pan Krzysztof.
W 2007 roku doktor Marek M. zasłynął bowiem z tego, że wyleczył czeskiego skoczka Jana Mazocha po tragicznym upadku podczas skoków narciarskich na Wielkiej Krokwi w Zakopanem. Niestety, pani Marta nie miała tyle szczęścia. 19 stycznia tuż przed północą jej stan drastycznie się pogorszył. Lekarze zaczęli operować, najpierw jednak trzeba było przeprowadzić cesarskie cięcie. Pana Krzysztofa nie było wtedy przy swojej żonie. Był w domu. 20 stycznia rano, dzwoniąc do szpitala, dowiedział się o operacji żony i o tym, że został ojcem. Niestety, szczęście nie trwało długo. Kobieta zmarła dwa dni po operacji. Pan Krzysztof o śmierci żony dowiedział się telefonicznie. Był bowiem wtedy w sąsiednim szpitalu u swojego synka. Szymon urodził się z silnym niedotlenieniem mózgu, o życie dzielnie walczył przez trzy miesiące i pięć dni, nie udało się.
Krakowska prokuratura oskarżyła ordynatora oddziału neurochirurgii szpitala uniwersyteckiego w Krakowie i Marka P., lekarza tego oddziału o nieumyślne narażenie pacjentki na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. Według biegłych, których powołali śledczy, szanse na uratowanie matki i dziecka były znikome. Ale lekarze te szanse zniweczyli, ponieważ nie zoperowali kobiecie krwiaka. Z opinii ginekologa wynikało, że taka operacja nie zaszkodziłaby dziecku.
Lekarze nie przyznali się do winy. Marek P. stwierdził, że miał mało kontaktu z pacjentką, a prowadził ją ordynator. Marek M. zaś bronił się, że leczył kobietę w oparciu o doświadczenie i w obawie o życie dziecka.
Udało się nam skontaktować się z Markiem M. Znany profesor nie chciał jednak komentować tej sprawy. Marek M. jest uważany za najlepszego neurochirurga nie tylko w Małopolsce, ale też w całym kraju, przyjazny dla pacjentów.
- Mam nadzieję, że wygra sprawiedliwość - mówi Krzysztof Suchan. Dodaje, że on sam nie chce nikogo osądzać.
Oficjalne wydanie internetowe www.polskatimes.pl/Gazeta Krakowska