Stopy w dół, by partia poszła w górę [OPINIA]
Rada Polityki Pieniężnej zaskoczyła niemal wszystkich ekonomistów swoją decyzją o tak istotnej obniżce stóp procentowych. Trudno to czytać inaczej niżeli prezent wyborczy złożony Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Obniżka stóp procentowych o 75 punktów bazowych - do poziomu 6 proc. stopy referencyjnej. Tego nie spodziewał się w zasadzie nikt. Analitycy przed posiedzeniem Rady Polityki Pieniężnej przypuszczali bowiem, że do obniżki dojdzie - ale o 25 punktów bazowych.
Taka decyzja oznacza - w największym uproszczeniu - że kredytobiorcom będzie lepiej. Ale hamowanie inflacji może, nomen omen, wyhamować, a złoty może stracić na wartości. A w zasadzie już stracił - w trakcie pisania tego tekstu osłabił się w stosunku do euro o 5 groszy.
Perspektywa wyborcza
Ignacy Morawski, znakomity fachowiec z "Pulsu Biznesu", napisał, że decyzja Rady Polityki Pieniężnej jest "tak niekonwencjonalna, że trudno powiedzieć, z jakiej strony należałoby do niej podejść".
Czytaj również: Kuriozalne słowa Glapińskiego. "Nie mają żadnego znaczenia"
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
I w zasadzie w słowach Morawskiego jest ujęta cała prawda.
Analitycy będą w najbliższych dniach podchodzić zapewne z różnych stron, ale każde podejście będzie miało swoje słabe punkty.
Z wyjątkiem jednego.
Najzwyczajniej w świecie Rada Polityki Pieniężnej, organ teoretycznie zupełnie niezależny od władzy politycznej, postanowiła pomóc Prawu i Sprawiedliwości przed zbliżającymi się wyborami.
Raz, że odetchną kredytobiorcy, wśród których była grupa osób przytłoczonych wysokością wpłacanych miesiąc w miesiąc do banków odsetek.
W ich postrzeganiu rządzących nie pomagało wprowadzenie 2-proc. tzw. bezpiecznego kredytu - niektórzy uznawali bowiem, że rząd o jednych się zatroszczył, a o innych, poza wprowadzeniem wakacji kredytowych, niezbyt.
Ale, po drugie, jeszcze istotniejszy może być sygnał, który Rada Polityki Pieniężnej postanowiła wysłać w świat: że stan polskiej gospodarki się poprawia. I że my, Polacy, także dzięki skutecznym rządom, możemy sobie już pozwolić na obniżanie stóp procentowych.
Zmiana stóp, zmiana zdania
Michał Żuławiński ze Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych napisał na Twitterze, że na studiach uczono go, że bank centralny może zaskoczyć rynek, ale tylko raz. Na dłuższą metę lepiej jest, gdy rynek rozumie, dokąd zmierza bank.
- Pożółkłe podręczniki nie przewidywały wielu późniejszych monetarnych szaleństw, ale sądzę, że na dłuższą metę się nie myliły - wskazał Żuławiński.
I trudno odmówić temu stwierdzeniu racji. Narodowy Bank Polski i Rada Polityki Pieniężnej postanowiły bowiem zaskoczyć wszystkich. Tak istotne obniżenie stóp procentowych - przy inflacji przekraczającej 10 proc. - ekonomicznie ani gospodarczo się nie broni.
Zobacz także: Glapiński wściekł się. Zaatakował media w Polsce
Ba, do niedawna nawet członkowie Rady Polityki Pieniężnej - z Adamem Glapińskim na czele, publicznie o tym mówili. Wskazywali, że czas na obniżki przyjdzie, ale dopiero wtedy, gdy inflacja spadnie poniżej 10 proc. I z zapowiedzi tych wynikało raczej, że będzie to powolny proces, a nie ostry zjazd w dół.
I właśnie dlatego, szukając uzasadnienia podjętej decyzji, trzeba sięgać po przyczyny polityczne. Choć zaraz bez wątpienia członkowie RPP, wśród których są byli parlamentarzyści Prawa i Sprawiedliwości, zapłoną z oburzenia, że jakiś pismak kwestionuje ich niezależność.
Ale też szukajmy pozytywów w całej sytuacji.
Złoty stracił na wartości? Stracił.
Inflacja może wzrosnąć? Może.
Na całe szczęście jednak już jutro na kurs naszej waluty może wpłynąć prezes Narodowego Banku Polskiego prof. Adam Glapiński podczas rytualnego stand-upu.
Patryk Słowik jest dziennikarzem Wirtualnej Polski
Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl