Starcie zachodnich cywilizacji. Głęboki rozłam w sprawie uchodźców
W relacjach z dramatu uchodźczego w Europie oglądamy uśmiechnięte tłumy w Wiedniu i Monachium, za to ponure, odpychające twarze w Budapeszcie. Narasta fala komentarzy o "dwóch Europach" - przyjaznej i nieprzystępnej. Ale brak zgody w sprawie ewentualnego przyjmowania uchodźców wcale nie jest osobliwością europejską. Wyraźne różnice w tej materii świadczą o głębokim rozłamie wewnątrz zachodniego świata.
16.10.2015 10:51
Podzielone są Stany Zjednoczone, Unia Europejska i Izrael - a co równie ważne, wspólnoty żydowskie i chrześcijańskie. Po jednej stronie znaleźli się politycy tacy jak niemiecka kanclerz Angela Merkel, przewodniczący komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker, amerykański prezydent Barack Obama, były izraelski minister opieki społecznej Icchak Herzog oraz osobistości ze świata religii takie jak papież Franciszek. Po drugiej - premier Węgier Viktor Orban, francuska nacjonalistyczna polityk Marine Le Pen, kandydat amerykańskich republikanów na prezydenta Donald Trump, premier Izraela Beniamin Netanjahu, węgierski kardynał Péter Erdő i wielu innych duchownych z Europy Wschodniej.
Każda ze stron ma własny pogląd na rolę uchodźców w społeczeństwie. Pierwszą tworzą ci, którzy wartości demokratyczne cenią wyżej niż tożsamość etniczną czy narodową. Ich zdaniem każdy, kto przestrzega obowiązujących praw, może zostać pełnoprawnym obywatelem i wnosić swój wkład w życie przybranego kraju.
Zgodnie z takim poglądem włączenie "innych" - ludzi z różnych krajów i kultur - nie niszczy narodowej tożsamości, ale wzbogaca ją nowymi ideami i zachowaniami. Rzecznicy takiej wzajemnej inspiracji wskazują na ludzi z zewnątrz albo ich potomków, którzy w swych przybranych ojczyznach osiągnęli wysokie stanowiska, tak jak Latynos, który jest członkiem Sądu Najwyższego USA, jak niemieccy konstytucjonaliści pochodzenia tureckiego, francuscy prefekci - synowie i wnuki przybyszów z Afryki Północnej, brytyjscy lordowie i baronessy o afrykańskich korzeniach czy karaibscy i włoscy pisarze wywodzący się z Indii.
Zwolennicy takich poglądów uważają, że płoty i mury są obrazą człowieczeństwa; dowodem na to, że ten, kto je buduje i utrzymuje, nie wierzy w witalność i siłę swojego kraju. A przede wszystkim opowiadają się za uniwersalnym dyskursem opartym na prawie międzynarodowym oraz zasadach etycznych, moralnych i religijnych.
Chrześcijanie i żydzi tej opcji podkreślają, że pomoc obcym i ludziom w potrzebie stanowi podstawę ich wiary. Przyjęcie potrzebującego jest nakazem etycznym, a nie decyzją uwarunkowaną politycznie. Mimo że większość uchodźców pochodzi z krajów arabskich znanych z antysemityzmu i z postaw antyizraelskich, żydowscy intelektualiści z tej formacji jednomyślnie witają ich z otwartymi ramionami. Jednocześnie papież Franciszek wyraźnie głosi, że chrześcijańskie wartości obejmują też opiekę nad uchodźcami.
Po drugiej stronie są ci, którzy obcych się boją, uważając, że stanowią oni zagrożenie dla narodowej tożsamości. Instynktownie reagują budową płotów i murów, najdłuższych i najwyższych, jak to możliwe, czy to na granicy między Meksykiem i USA, czy między Izraelem i Egiptem, czy wreszcie na granicy Węgier z Serbią, a nawet z będącą członkiem UE Chorwacją. Nie przypadkiem z prośbą o doradztwo techniczne w budowie ogrodzeń węgierscy i bułgarscy decydenci zwrócili się do firm izraelskich.
Zwolennicy tej opcji nie wierzą, że dynamiczne społeczeństwa obywatelskie mogą w otwartym, demokratycznym systemie połączyć ludzi o różnym pochodzeniu ani że ich własne kraje mogą z przyjęcia takich przybyszów odnieść korzyści. Groźba pojawienia się kilku czarnych owiec (meksykańskich dilerów narkotykowych, islamskich terrorystów, imigrantów ekonomicznych czy amatorów zasiłków) przeważa nad wszelkimi korzyściami, jakie ogromna większość młodych i zdeterminowanych przybyszów mogłaby przynieść.
Środowiska te nie mają też przekonania do międzynarodowych konwencji dotyczących praw osób ubiegających się o azyl czy obowiązku przyjmowania ich przez kraje sygnatariuszy. Powoływanie się na prawa człowieka wyszydzane jest jako przejaw niebezpiecznej naiwności, podobnie jak odwołania do nakazów moralnych i religijnych. Nacisk kładzie się na ochronę "narodu" przed wirusem obcości. Poglądy takie szerzą nie tylko politycy, ale także autorytety religijne, w tym ewangelikalna prawica w USA, katoliccy hierarchowie w Europie Wschodniej i nacjonalistyczni rabini w Izraelu.
To zderzenie zachodnich cywilizacji ma szczególną wagę. Kto zamyka drzwi i buduje mury, nie należy do tej samej rodziny co ci, którzy w imię wyższych wartości przyjmują potrzebujących. Gra idzie o podstawowe zasady naszych demokratycznych tradycji - zasady, które samo to starcie już osłabia.
Diana Pinto - historyk i pisarka. Jej najnowsza książka nosi tytuł "Israel Has Moved".