HistoriaStanisław Żółkiewski pogromca Moskwy

Stanisław Żółkiewski pogromca Moskwy

Stanisław Żółkiewski był jednym z najwybitniejszych ludzi epoki. Wśród wrogów Rzeczpospolitej wzbudzał strach i szacunek. Trudno powiedzieć, co w jego legendzie miało większe znaczenie: poprowadzenie wojsk Rzeczpospolitej do zwycięstwa nad czterokrotnie liczniejszymi Rosjanami w bitwie pod Kłuszynem, czy też śmierć podczas odwrotu spod Cecory. Tak czy inaczej dzień 4 lipca 1610 r. i noc z 6 na 7 października 1620 r. przysłoniły resztę życia i niebanalną osobowość hetmana.

Stanisław Żółkiewski pogromca Moskwy
Źródło zdjęć: © Stanisław Żółkiewski | Wikimedia Commons

Jego ród wywodził się z Żółkwi (dziś w powiecie krasnostawskim), ale Stanisław Żółkiewski urodził się w 1547 r. w Turynce, na ziemi lwowskiej, niedaleko przyszłego, założonego przez siebie miasta Żółkiew.

Mentorem i promotorem wojskowej kariery Stanisława Żółkiewskiego był krewny, hetman i kanclerz Jan Zamoyski. Wraz z nim wziął udział w wyprawie Stefana Batorego na Gdańsk i na Inflanty. Podczas oblężenia Pskowa Żółkiewski pokazał szlachetny rys charakteru, a jednocześnie o mało co nie zginął. Obleganemu Iwanowi Szujskiemu zakomunikował bowiem, że nie będzie czynił przeszkód, jeśli chce zabrać z przedpola zwłoki zabitych. Gdy sam podjechał pod mury miasta, dostał się wraz z towarzyszami pod grad kul.

W 1588 r. Stanisław Żółkiewski wziął udział w bitwie pod Byczyną, w której Jan Zamoyski rozgromił wojska wybranego w podwójnej elekcji arcyksięcia Maksymiliana. Przyszły hetman wsławił się zdobyciem jego żółtej flagi z czarnym orłem. Otrzymał ciężki postrzał w kolano. Do końca życia utykał.

Już jako hetman polny koronny stłumił w 1596 r. kozacki bunt Semena Nalewajki. Doszło wówczas do tragedii. W zdobytym taborze kozackim polscy żołnierze dokonali rzezi Kozaków, ich żon i dzieci. Nie ma powodu wątpić, że Żółkiewski tego nie chciał. Nawet próbował przeciwstawić się rozszalałym żołnierzom. Schwytany przywódca buntu został stracony w Warszawie. Stało się tak, mimo że hetman obiecywał mu życie.

Kiedy w 1605 r. zmarł drący koty z Zygmuntem III kanclerz i hetman wielki Jan Zamoyski, wydawało się, że Stanisław Żółkiewski może stać się jedną z głównych postaci wzbierającego rokoszu przeciw królowi. Także dlatego, że był spokrewniony z jego przywódcą Mikołajem Zebrzydowskim.

Tak się nie stało. Żółkiewski wybrał wspieranie nie tyle Zygmunta III, ile autorytetu monarchy. Usiłował jednać zwaśnione strony.

Pogromca Moskwy

Do interwencji w Rosji Żółkiewski nie miał entuzjazmu i usiłował się wykręcić od udziału w niej. Nie był młody - miał już 63 lata - a zdrowie miał nie najlepsze. Zwyciężyło poczucie obowiązku.

"Batalię pod Kłuszynem rozegrał Żółkiewski po mistrzowsku. Z konsekwencją realizował przyjęty plan operacji, biorąc pod uwagę jego wiek (63 lata), zły stan zdrowia i czas trwania starcia (około 5 godzin), dowodzenie jego należy ocenić bardzo wysoko. Nie tylko bowiem narzucił przeciwnikowi miejsce i czas walki, ale umiejętnie wprowadzając oddziały do boju, bez przerwy kontrolował sytuację. Zwycięstwo jego nad czterokrotnie silniejszym przeciwnikiem wyraźnie kontrastowało z niepowodzeniami armii królewskiej pod Smoleńskiem, dlatego starano się je pomniejszyć, a olbrzymi sukces wojskowy jak i polityczny tej operacji docenili dopiero historycy" - pisał prof. Mirosław Nagielski w książce "Hetmani Rzeczypospolitej Obojga Narodów".

Hetman doprowadził do przysięgi bojarów na wierność królewiczowi Władysławowi jako carowi Rosji. Wkrótce jednak znalazł się w kłopotliwym położeniu. Zygmunt III, niespodziewanie, wbrew pierwszym deklaracjom co do swojego syna, sam zapragnął zostać carem, wbrew politycznym realiom Rosji. Żółkiewski musiał ten fakt ukrywać przed bojarami.

Niestety Żółkiewski, przyjechawszy do Zygmunta III pod Smoleńsk, nie zdołał przekonać króla, by ten zrezygnował z władania Rosją na rzecz syna. Radził, by "za inklinacją tego narodu iść, gdyż i teraz z pakt pod Moskwą uczynionych siła pożytku ku dobremu Rzeczypospolitej mogło się zawiązać, wojnie koniec uczynić. [...] Lecz zawarte były uszy króla jegomości pana hetmanowym perswazjom".

Zygmunt III zgotował Żółkiewskiemu po zakończeniu kampanii w Rosji wspaniałe przyjęcie. Nie mógł nie uważać Żółkiewskiego za zdolnego, wiernego współpracownika, jednak nie był w stanie mu też zapewne zapomnieć tego, że hetman miał swoje zdanie - zarówno podczas rokoszu, jak i wojny z Moskwą. Dlatego też buławę wielką koronną dostał Żółkiewski dopiero w 1618 r. Jednak wtedy rozwiała się już sława zwycięzcy spod Kłuszyna.

Tragiczny odwrót

W 1620 r. za zgodą króla Żółkiewski wkroczył do Mołdawii, by pomóc utrzymać się na tronie hospodarowi Grazzianiemu, który oddawał się pod polską protekcję. Przegrana bitwa z Turkami - 19 września pod Cecorą załamała morale wojska. Sam zaś Grazziani, namówiwszy część Polaków, uciekł. Wśród żołnierzy celowo rozpuszczono plotkę, że hetmani Żółkiewski i Koniecpolski chcą się wymknąć i uciekać do Polski, co spowodowało dalszą falę dezercji, a także grabieże wewnątrz obozu w nocy z 20 na 21 września. Nie oszczędzano nawet namiotów Żółkiewskiego. Hetmani byli bezradni. Ostatecznie jednak udało się sformować obronny tabor, który odpierając tureckie ataki, posuwał się ku polskiej granicy.

Bitwa pod Cecorą, obraz pędzla Witolda Piwnickiego Wikimedia Commons

"Katastrofa, do której doszło u progu Rzeczypospolitej, była przede wszystkim wynikiem istniejącego w armii Żółkiewskiego i nieprzezwyciężonego po wypadkach nocy 20/21 września (wobec nieukarania winnych) kryzysu dyscypliny i karności wojskowej. Rozwydrzenie i demoralizacja (wzięte w karby, a także samoistnie tłumione w trudnych chwilach przebijania się na północ) zaczęły się nasilać wobec bliskości Dniestru i malejącej aktywności przeciwnika" - pisze Ryszard Majewski w znakomitej książce "Cecora. Rok 1620", dodając, że dyscyplina rozprzęgła się całkowicie.

Na znajdujący się pod Mohylewem Podolskim, pogrążony w chaosie polski tabor uderzyli z 6 na 7 października Tatarzy. Żółkiewski miał przebić szablą konia na znak, że nie chce uciekać.

Śmierć Żółkiewskiego stworzyła legendę i wzór walki żołnierza, wodza, aż do końca. Dwieście lat później tak zginie książę Józef Poniatowski. Ten wybór stał także przed marszałkiem Edwardem Rydzem-Śmigłym. Ktoś powiedział o nim: "Gdyby umarł, to by żył".

Tomasz Stańczyk, Historia do Rzeczy

Źródło artykułu:Historia Do Rzeczy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)