Stała się ofiarą hejtu, bo jest łysa i ma tatuaże. "Skala była niespodziewana"

Została koordynatorką ds. praw kobiet i walki z dyskryminacją w OZZL – Region Mazowiecki i... sama stała się jej ofiarą. Zderzyła się z ogromną falą hejtu nie dlatego, że ktoś kwestionował jej umiejętności. Dlatego, że jest ogolona na łyso, ma kolczyki i tatuaże. - Pomyślałam - to wszystko, co robiłam, nie ma żadnego znaczenia. Znaczenie ma tylko to, jak się ubieram, jak się strzygę. To absurdalne - mówi Julia Pankiewicz, gościni podcastu "One mają głos".

Julia Pankiewicz
Julia Pankiewicz
Źródło zdjęć: © archiwum prywatne | Zuzanna Śpiewak
Żaneta Gotowalska-Wróblewska

20.11.2022 | aktual.: 20.11.2022 19:05

"To był przyspieszony kurs dorastania"

Julia Pankiewicz, rezydentka psychiatrii, koordynatorka ds. praw kobiet i walki z dyskryminacją w OZZL - Region Mazowiecki, na co dzień walczy z dyskryminacją, bardzo aktywnie włącza się w przeciwdziałanie różnym formom wykluczenia społecznego. Dzięki stanowisku, jakie objęła w Ogólnopolskim Związku Zawodowym Lekarzy - Region Mazowsze, skupia się na reagowaniu na sygnały o łamaniu praw kobiet oraz wszelkich przejawów dyskryminacji w środowisku pracy.

"One mają głos" to cykl podcastów Żanety Gotowalskiej, w których dziennikarka rozmawia wyłącznie z kobietami, które zmieniają naszą rzeczywistość. Premiera w co drugą niedzielę.

Już od chwili, kiedy objęła to stanowisko, miała prawdziwą lekcję walki z dyskryminacją. Tym razem jednak skierowaną wobec niej. Spotkała się z zupełnie nieuzasadnionymi, brutalnymi opiniami, które nie miały nic wspólnego z jej pracą - pełną profesjonalizmu, kompetencji i szczerego poświęcenia dla innych. Skupiono się na jej wyglądzie - tatuażach, ogolonej głowie i kolczykach.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

- Skala hejtu była niespodziewana - mówi Julia Pankiewicz, gościni trzeciego odcinka podcastu "One mają głos". - Jestem przyzwyczajona, że wzbudzam kontrowersje, jestem charakterystyczna. W internecie ludziom jest łatwiej wyrażać swoje zdanie, zwłaszcza nieprzychylne. W twarz ciężej jest takie rzeczy mówić. Ludziom nie spodobało się to, co zobaczyli. Na jednym obrazku było zamkniętych bardzo dużo sprzecznych komunikatów - sprzecznych w odniesieniu do stereotypów, jakie funkcjonują - dodaje.

Jakie to stereotypy? - Kobieta, lekarka - wykonująca poważny zawód, który wymaga kompetencji, łysa, czyli "niekobieca", z tatuażami, kolczykami i jeszcze rezydentka psychiatrii - wylicza Pankiewicz. - Tak analizując tę informację, wcale się nie dziwię. Ale to ocena na chłodno. Wtedy bardzo mnie to dotknęło. Pomyślałam - to wszystko, co robiłam, nie ma żadnego znaczenia. Znaczenie ma tylko to, jak się ubieram, jak się strzygę. To absurdalne. Wtedy było to dla mnie bardzo trudne - wspomina.

- Dosyć szybko sobie z tym poradziłam. To był przyspieszony kurs dorastania. Pewne przekonania na temat ludzi i świata zostały zweryfikowane. To było mi bardzo potrzebne. Jestem teraz mniej wrażliwa na ocenę. Wiem, że nie ma szans, by dogodzić każdemu. Życiowa lekcja, idę dalej - dodaje.

Julia Pankiewicz
Julia Pankiewicz© archiwum prywatne | Hubert Komerski

Czy na co dzień spotyka się też z dyskryminacją językową, kiedy stara się używać feminatywów w swojej pracy zawodowej, określając siebie jako psychiatrkę, koleżanki jako chirurżki itd.? - W pracy nie, ale ciekawą próbą są social media. Kiedy w poście na Twitterze użyję feminatywu, treść tweeta już nie ma żadnego znaczenia. Pada wiele argumentów, np. że to brzmi źle, że jest to słowo niepoprawne. Wszystko sprowadza się do tego, by nie dać kobietom podmiotowości - ocenia gościni podcastu.

- Zgadzam się, że to są językołamacze. Ale mamy wiele takich słów w języku polskim. To dla mnie żaden argument. Widzę pod tym brak akceptacji, że kobiety chcą mieć głos, chcą być odrębne i widoczne w zawodach - dodaje.

Jak na Julię Pankiewicz reagują pacjenci? - Jeśli padają komentarze, to przychylne. Jedna sytuacja mnie bardzo rozczuliła. Pacjentka ok. 60-letnia powiedziała: pani doktor, ja zawsze chciałam mieć taką fryzurę, ale nie miałam odwagi. Kobiety trzeba ośmielać - mówi.

- Słyszę głównie pozytywne głosy, że pacjent czuł się przeze mnie zaopiekowany, że czuł się dobrze, że miło się ze mną rozmawia, że bije ode mnie spokój. To są dla mnie rzeczy, które są istotne. Nie będę się każdemu podobać, więc skupiam się na pozytywach. Nie zdarzyło się, że mój wizerunek wpłynął na relację terapeutyczną - dodaje.

"Radzenie sobie z bezsilnością to moja codzienność"

Jak radzić sobie, wykonując tak trudny zawód? - W pracy lekarza bardzo ważne jest, by uznać, że będziemy czuć bezradność. Trzeba wymyślić, jak będziemy sobie z nią radzić. Bezradność zawsze będzie się pojawiać. Nasza gotowość do pomocy nie znaczy, że zawsze ktoś będzie tę pomoc chciał przyjąć. To kluczowe, żeby oddzielić to, na co mamy wpływ i na co nie mamy. Inaczej to prosta droga do wypalenia. Radzenie sobie z bezsilnością to moja codzienność - mówi gościni podcastu. I dodaje: - Historie pacjentów to nie są bajki. To bardzo często tragiczne historie. Wiem, że je przeżywam.

- Trzeba dbać o siebie w tej pracy, także dla pacjentów. By wykonywać tę pracę dobrze i jak najdłużej z zaangażowaniem. Wypalenie zawodowe to zagrożenie dla lekarzy - mówi.

"Pacjenci trafiający do szpitala są w potrzasku"

- Pacjenci trafiający do szpitala są w takim potrzasku, że lekarz to jedyna osoba, która może ich uratować. Nie spotkałam się jeszcze z tym, żeby pacjent coś ukrywał. Bardzo często, poza wywiadem, rozmawiamy z pacjentami. Niektórzy z nich wymagają rozmowy co drugi dzień - opowiada.

I podkreśla: - Bardzo często zdarza się tak, że do pacjenta wzywane jest pogotowie, policja, bo zagraża on zdrowiu i życiu swojemu lub innych. Są też osoby, które chorują wiele lat i wiedzą, kiedy coś się zaczyna dziać, kiedy leki przestają dobrze działać. Albo mają objawy zwiastujące kryzys. Zgłaszają się wówczas same.

- Ostatecznie to my (pacjenci) jesteśmy 1 na 1 z chorobą psychiczną. Ponosimy jej konsekwencje, musimy przyjmować leki, dbać o siebie, bo my mamy realny wpływ na to, jak będzie przebiegać choroba. Możemy z tą chorobą czuć się samotni - dodaje.

"Kryzys psychiczny to nie jest coś, co może czekać"

- Psychiatria dzieci i młodzieży jest szczególną dziedziną. Jest mniej więcej 4 tys. psychiatrów dla dorosłych i 400 dla dzieci. To ogromna dysproporcja. Po samych tych danych możemy ocenić, w jak złej kondycji jest psychiatria dla dzieci. Kolejki są wydłużone, na wizytę czeka się pół roku, rok. Nawet kilka miesięcy to dużo za dużo. Rodzice, którzy nie wiedzą, co robić, zgłaszają się do szpitala - zaznacza gościni.

I podkreśla, że w przypadku psychiatrii dorosłych też nie jest kolorowo. - To nie jest tak, że pomoc dostaje się od ręki. To byłby idealny świat, kiedy mamy potrzebę i możemy ją spełnić. Kryzys psychiczny to nie jest coś, co może czekać - zaznacza.

Potrzebujesz pomocy? Jesteś w kryzysie? Skorzystaj z pomocy:

  • 116 111 - całodobowy telefon zaufania dla dzieci i młodzieży Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę,
  • 800 70 22 22 - całodobowy telefon dla osób w kryzysie psychicznym, Centrum Wsparcia dla Osób Dorosłych w Kryzysie Psychicznym
  • 116 123 - telefon zaufania dla osób dorosłych Polskiego Towarzystwa Psychologicznego,
  • 22 484 88 01 - antydepresyjny telefon zaufania Fundacji ITAKA,
  • 22 484 88 04 - telefon zaufania młodych Fundacji ITAKA,
  • 800 12 12 12 - dziecięcy telefon zaufania Rzecznika Praw Dziecka

Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Napisz do autorki: zaneta.gotowalska@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (207)