"Psychiatria jest niedotleniona, sina". Jak wygląda leczenie na polskich oddziałach psychiatrycznych?
W systemie widnieje napis "minus 37 wolnych miejsc". Pacjenci śpią na łóżkach polowych lub na samych materacach. Wokół obdrapane ściany. Na dyżurze obecny jest jeden lekarz. - Psychiatria w Polsce wydaje się być niedotleniona, sina, nie do końca reagująca na bodźce. I bardzo cicha. Głosu ani chorych, ani personelu medycznego nie słychać. To temat niszowy. Dla pasjonatów, dla osób, którym zależy. A cała reszta żyje w poczuciu, że przecież ich to nie dotyczy - mówi w dwunastym odcinku "Moja, Twoja, Nasza... Podcast" lekarka Anna Bazydło, rezydentka psychiatrii pracująca w Szpitalu Tworkowskim.
"Moja, Twoja, Nasza... Podcast" zwraca uwagę na problemy, które na jedynkach gazet pojawiają się okazjonalnie, i które każda kolejna ekipa rządząca od momentu transformacji ustrojowej w 1989 roku traktowała po macoszemu. Mowa o sprawach, którymi żyła lub żyje młodzież. Słuchamy pomysłów, konfrontujemy je z opiniami innych, a także rozliczamy tych, którzy w przeszłości odpowiadali za kształt polskiej polityki młodzieżowej.
Gościem dwunastego odcinka była lekarka Anna Bazydło, rezydentka psychiatrii pracująca w Szpitalu Tworkowskim. Rozmawialiśmy o problemach ochrony zdrowia, doświadczeniach w pracy na oddziale psychiatrycznym, a także o warunkach, które panują w polskich szpitalach.
- Zacznijmy może od krótkiego testu. Noworodki zaraz po narodzinach ocenia się w dziesięciostopniowej skali Apgar. Gdyby miała pani ocenić dzisiaj stan polskiej psychiatrii od zera do dziesięciu, to jaką notę by pani wystawiła? - pytam.
- Myślę, że w najlepszych miejscach może sześć. Psychiatria w Polsce wydaje się być niedotleniona, sina, nie do końca reagująca na bodźce. I bardzo cicha. Bo tak naprawdę psychiatria w Polsce jest w dalszym ciągu dziedziną bardzo stygmatyzowaną. Głosu ani chorych, ani pracowników całego tego obszaru praktycznie nie słychać. To jest temat niszowy. Temat dla pasjonatów, dla osób, którym zależy. A cała reszta żyje w poczuciu, że przecież ich to nie dotyczy. Tam są jacyś chorzy ludzie, szaleńcy, których należy zabrać. Schowajmy ich, udawajmy, że ich nie ma - wskazuje rozmówczyni WP.
W Polsce rośnie liczba samobójstw i prób samobójczych. W 2019 roku było to ponad 11,9 tys. zamachów samobójczych, w 2020 nieco ponad 12 tys., a w 2021 już niecałe 13,4 tys. - Te dane przede wszystkim pokazują, że nasz system reagowania kryzysowego jest bardzo niewystarczający. Nie mamy wiedzy, nie mamy pewnej kultury wsparcia osób w kryzysie zdrowia psychicznego, ale też nie mamy do tego kompetencji. Nie uczy się nas o tym. Jest to po prostu tabu. Tego się nie dotyka. Jeżeli ktoś ginie śmiercią samobójczą, to bardzo często rodzina stara się, aby informacja ta nie wypłynęła. Samobójstwo jest traktowane jako wstyd, a nie jako alarm - tłumaczy lekarka.
Jeżeli ktoś podejmuje skuteczną próbę samobójczą, to nie jest to osoba, która chciała zwrócić na siebie uwagę. Nie jest to osoba, której było smutno. To jest osoba, która nie widziała sensu w tym, żeby kolejnego dnia wstać rano. To się nie dzieje z dnia na dzień. To są miesiące, a często lata, postępującej beznadziei i wygasającej wiary w to, że życie ma sens - mówi Bazydło.
O problemach leczenia psychiatrycznego w Polsce mówi się coraz głośniej. Brakuje lekarzy, miejsc w szpitalach, pieniędzy, a często także zwykłej cierpliwości i wyrozumiałości. Od wielu lat media nagłaśniają kolejne historie. Jedną z nich dziennikarka Aneta Pawłowska-Krać opisała w książce pt. "Głośnik w głowie". W reportażu pojawia się historia nastoletniego Kuby z Augustowa, dla którego matka szukała miejsca w szpitalu psychiatrycznym. "Beata od rana dzwoniła po szpitalach. Najbliższy jest w Olsztynie. Odmówili przyjęcia, brak miejsc. Lekarz, który odebrał telefon, zaproponował, żeby dzwonić po całej Polsce. 'Może Gdańsk was przyjmie?'. Beata nie brała tego pod uwagę, za daleko. Bliżej jest do Konstancina pod Warszawą, ale nie mogła się dodzwonić. W końcu ktoś podniósł słuchawkę. Usłyszała, że tego dnia ostry dyżur ma Józefów. Procedura wygląda następująco: jak nie mają miejsc, a przyjęcie jest konieczne, dzwonią po szpitalach, zaczynając od najbliższych, aż znajdą miejsce. 'Jestem bardzo zmęczona. Dwa dni dzwonię po szpitalach i odbijam się od ściany' - napisała Beata do autorki reportażu. - To jest obraz polskiej psychiatrii? - pytam.
- Jest to obraz polskiej psychiatrii, ale także ochrony zdrowia jako całości. W tym fragmencie pojawia się kwestia "ostrego dyżuru". Jest jeden szpital, który pełni dyżur. Jeśli nie ma miejsc, to "szpital dzwoni". Prawda jest jest taka, że na oddziale jest jeden lekarz dyżurny przypadający na kilkuset pacjentów. I to on dzwoni. I poza tym jednym pacjentem, który w tym momencie wymaga uwagi, jest kilkanaście czy kilkadziesiąt osób w kolejce w bardzo podobnym stanie. Ten niedobór personelu przekłada się na uczucie, które towarzyszy nam - medykom - przez cały czas. To poczucie bezsilności wobec tego, jak ten system nie działa - wskazuje Bazydło.
"Na Mazowszu minus 37 wolnych miejsc". Oddziały psychiatryczne dla dzieci przepełnione
W woj. mazowieckim funkcjonują cztery placówki, które prowadzą oddziały psychiatryczne dla najmłodszych. Wszystkie są przepełnione. - Dziecięcy Szpital Kliniczny na Żwirki i Wigury - minus 12 miejsc. Instytut Psychiatrii na Sobieskiego - minus pięć. Szpital w Józefowie - minus 10, szpital w Konstancinie - minus 10. Co te minusy oznaczają? - dopytuję.
- Że na tych oddziałach jest 37 dzieci więcej, niż te placówki są w stanie pomieścić. Najprawdopodobniej ci pacjenci nie mają łóżek w salach, tylko są rozłożeni na tzw. dostawkach. Najczęściej są to łóżka polowe rozłożone w każdym kącie oddziału lub po prostu materace, które leżą na ziemi - przyznaje lekarka.
- To są warunki, w których ten człowiek ma wyzdrowieć? - upewniałem się. - Tak. W dodatku są to warunki niezgodne z BHP, nie tylko z logiką i jakimś poczuciem godności - dodaje rezydentka.
Według Naczelnej Izby Lekarskiej w Polsce jest 4 670 psychiatrów, z których zawód ten wykonuje 4 403 osób. Aktywnych psychiatrów dziecięcych jest ok. pięciuset na cały 38-milionowy kraj. - Ten brak specjalistów jest zauważalny na co dzień? - pytam.
- Nie wiem, czy w ramach przygotowywania się do tego materiału sprawdzał pan np. ceny prywatnej konsultacji u psychiatry dziecięcego. Nawet w miejscach, w których jest taniej, wcale nie jest tanio. To jest wydatek ok. 350-400 złotych za jedną wizytę. Jakiś czas temu miałam nieprzyjemność szukać konsultacji u psychiatry dziecięcego dla swojej kuzynki. W bardzo krótkim czasie miała do czynienia z kilkoma samobójstwami oraz próbami samobójczymi wśród swojej grupy rówieśniczej. W ciągu miesiąca były to cztery śmierci i dwa niepowodzenia. Dziewczyna była w kryzysie, chciałam znaleźć dla niej pomoc. To było gdzieś w połowie grudnia. Szukając terminu, nawet w prywatnych placówkach, nie znalazłam wolnej wizyty do końca kolejnego roku - wspomina rozmówczyni WP.
- Wydawałoby się, że psychologów w kraju mamy całkiem przyzwoitą liczbę. Ale prawda jest taka, że psychologów pracujących w systemie publicznym jest stanowczo za mało. Dostępność do konsultacji psychologicznej w ramach NFZ czy np. w szkole jest w zasadzie żadna. U nas na oddziale w Tworkach pracuje jeden psycholog. Jeżeli jeden psycholog przypada na prawie 50 pacjentów, to tak naprawdę przeprowadza on pojedyncze rozmowy, nawet z pacjentami, którzy przebywają w szpitalu wiele tygodni - podkreśla lekarka.
Mazowieckie Specjalistyczne Centrum Zdrowia im. prof. Jana Mazurkiewicza w Pruszkowie, powszechne znane jako Szpital Tworkowski, jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych placówek w Polsce. Historia oddziału sięga końca XIX wieku. Od 2009 do 2015 roku na terenie szpitala przeprowadzono gruntowną modernizację. - Jest to stary kompleks budynków, część z nich została już wyremontowana, część ciągle nie. Mój oddział należy do tych niewyremontowanych - wskazuje Bazydło.
- Część oddziałów w naszym szpitalu posiada sale dwu-, trzyosobowe z łazienką. Są tam nowoczesne łóżka medyczne czy chociażby antypoślizgowe wykładziny na podłodze. Nasz oddział jest niestety nadal w stanie sprzed dwudziestu paru lat. Pacjentki sypiają na łóżkach kojarzących się trochę z internatem, trochę z jakimś akademikiem. Większość pomieszczeń bardziej przypomina schronisko niż szpital. Oddział jest dwupoziomowy, jedna łazienka jest na górze, jedna na dole - mówi lekarka.
- Nie posiadamy windy. W czasie pandemii bardzo ciężko było prowadzić izolację pacjentek zakażonych wirusem od tych niezakażonych. Część chorych nie poruszała się samodzielnie po schodach, wymagała przebywania na dole. Ale to samo było ze zdrowymi. Skoro jedni i drudzy używają tej samej łazienki, to tak naprawdę izolacja jest fikcją - dodaje.
Żyletki i papierosy to waluta. "Pacjenci są w stanie przeliczyć wszystko"
- Często znajduje pani żyletki u pacjentów? - pytam. - W trakcie ostatnich sześciu miesięcy żyletki przemycono na oddział raz, ale szybko udało nam się je zlokalizować. Na oddziałach psychiatrycznych stanowią one walutę, ale stosunkowo trudno je wnieść. Wszystkie rzeczy, które pacjenci próbują wnieść do szpitala, są przeszukiwane w ich obecności. Zabierane są sznurówki, dłuższe kable od ładowarek, ostre przedmioty, włącznie z nożyczkami do paznokci czy maszynkami do golenia. Wszystkie te rzeczy są dostępne, ale tylko pod opieką personelu. Trzeba przyjść i powiedzieć, że bierze się prysznic i chciałoby się np. ogolić nogi. Wtedy jedna z pielęgniarek czy salowych po prostu stoi i patrzy, czy nie dzieje się nic niebezpiecznego - tłumaczy lekarka.
- Drugą rzeczą, która stanowi walutę na oddziałach psychiatrycznych, są papierosy. Pacjenci organizują handel wymienny i są w stanie przeliczyć na nie wszystko. Jestem ciągle pod wrażeniem, że to się dzieje. Natomiast najbardziej zaskoczona byłam, jak znalazłam u jednej z pacjentek butelkę z syropem metadonowym. Nasze panie pielęgniarki tego nie zlokalizowały, nie wzbudziło to u nich żadnych wątpliwości. Pacjentka była w trakcie terapii substytucyjnej. Na szczęście oddała syrop dobrowolnie i zaczęła przyjmować go zgodnie z zaleceniami - mówi rozmówczyni WP.
- Zdarza się pani czasem zwyczajnie bać pacjentów? - dopytuję. - Myślę, że istnieje taka grupa pacjentów. Ale póki co bardziej czuję respekt niż strach. Podchodzę do nich z dość dużą ostrożnością, trzymam się na dystans. Staram się być poza zasięgiem ich rąk. Są to przede wszystkim pacjenci, którzy znajdują się pod wpływem różnego rodzaju środków psychoaktywnych. (...) Na oddział detoksykacji trafiają pacjenci w różnym stanie. W naszym kraju najczęściej są to zatrucia alkoholem, czasem jest to alkohol "z plusem". Z racji, że jest to oddział męski, zdarza się, że pacjent waży ode mnie dwa lub trzy razy więcej. I to są pacjenci, którzy wzbudzają duży niepokój, napięcie, że coś może się wydarzyć - zaznacza Bazydło.
Jak dodaje, "na szczęście dotychczas żadna większa konfrontacja jej się nie przydarzyła". - Jedyny bezpośredni atak, którego doświadczyłam, był od pacjentki mniej więcej mojej postury. Kobieta znajdowała się w zespole abstynencyjnym po alkoholu, miała napad padaczki po podaniu leków. Po jej zakończeniu może wystąpić tzw. pomroczność. Wówczas ludzie nie są świadomi tego, co robią. Pacjentka się wściekła. Złapała za metalowy stojak od kroplówki i zamachnęła się nim jak włócznią. Na szczęście udało mi się uchylić. To był taki moment, w którym zrobiło mi się ciepło - wspomina rezydentka.
Reforma psychiatrii trwa? "Wszystko jest na papierze"
- Z punktu widzenia polityki państwa uznajemy, że psychiatria, szczególnie opieka psychiatryczna nad dziećmi, jest absolutnie priorytetem - deklarował pod koniec marca 2022 minister zdrowia Adam Niedzielski. - Odczuwa pani, że coś się w tej kwestii zmienia? - pytam.
- W moim szpitalu nie ma oddziału psychiatrii dziecięcej, więc pewne zmiany mogą na nas jeszcze nie oddziaływać. Mam jednak wrażenie, że są pewne chęci i koncepcje, ale ostatecznie bardzo dużo reform w polskim systemie ochrony zdrowia rozbija się o to, że wszystko znajduje się jedynie na papierze. Dostaniemy nowe formularze do wypełnienia, nową procedurę do wdrożenia, dokumenty do podpisania w czterech miejscach. Załączyć do akt i trzymać przez 30 lat. Tylko to nic nie zmienia z perspektywy pacjenta - przyznaje Bazydło.
- Żyjąc w dużym mieście, będziemy mieli kilka nowych centrów zdrowia psychicznego. W okolicach Warszawy jest kilka dużych stosunkowo dużych oddziałów, ale największy dramat jest w powiatowych i wiejskich rejonach naszego kraju. Tam nadal mało się zmienia - wyjaśnia lekarka.
Według Ministerstwa Zdrowia reforma psychiatrii trwa. W marcu w całej Polsce były 343 ośrodki opieki środowiskowej. - Docelowo liczba ta ma wzrosnąć do około 400. To może pomóc? - dopytuję.
- To dalej trochę mało. Każda większa liczba będzie na plus, ale w dalszym ciągu jest to po prostu mało. W mieście, z którego pochodzę, mieszka ok. 27 tys. mieszkańców. Tam w ubiegłym roku powstała jedna taka placówka. Wcześniej nie było absolutnie żadnego ośrodka. Był jeden psychiatra dla dorosłych przypadający na cztery sąsiadujące powiaty. Z perspektywy tamtego miejsca to ten system po prostu nie istnieje - przyznaje lekarka.
- Przypominam sobie próby szukania chociażby wsparcia psychologicznego dla dziecka w żałobie. Bez szans. Powiedzmy sobie wprost: ja nawet nie szukałam psychoterapii dla tego dziecka. Szukałam jedynie interwenta kryzysowego, który byłby w stanie spotkać się, przepracować to, co się wydarzyło. Trwałoby to 2-3 tygodnie. I okazuje się, że np. w woj. warmińsko-mazurskim interwenci kryzysowi zajmują się w zasadzie tylko przemocą albo upojeniem alkoholowym i uzależnieniami. Nie ma innych - podsumowuje rozmówczyni WP.
Marek Mikołajczyk, dziennikarz Wirtualnej Polski
marek.mikolajczyk@grupawp.pl
Powyższą rozmowę odsłuchasz w większości serwisów streamingowych, w tym na Spotify, Apple Podcasts czy Google Podcasts. Wszystkie odcinki "Moja, Twoja, Nasza... Podcast" dostępne są tutaj.
Gdzie szukać pomocy?
Jeśli znajdujesz się w trudnej sytuacji i chcesz porozmawiać ze specjalistą, dzwoń pod bezpłatny numer:
- 116 111 - całodobowy telefon zaufania dla dzieci i młodzieży Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę,
- 800 70 22 22 - całodobowy telefon dla osób w kryzysie psychicznym,
- 116 123 - telefon zaufania dla osób dorosłych Polskiego Towarzystwa Psychologicznego,
- 22 484 88 01 - antydepresyjny telefon zaufania Fundacji ITAKA,
- 22 484 88 04 - telefon zaufania młodych Fundacji ITAKA,
- 800 12 12 12 - dziecięcy telefon zaufania Rzecznika Praw Dziecka.
Listę miejsc, w których możesz szukać pomocy, znajdziesz też tutaj.