Sprawa wanny Wassermanna miała być umorzona rok temu
Powodem umorzenia śledztwa w tzw. sprawie wanny Wassermanna był brak
cech przestępstwa - dowiedział się "Wprost". Z materiałów zebranych przez prokuratorów wynika, że robotnicy montujący instalację w domu byłego koordynatora ds. służb specjalnych ani nie popełnili przestępstwa ani też nie mieli zamiaru go popełnić.
Jak donosi "Wprost", do takich wniosków śledczy doszli już w kilka tygodni po przekazaniu sprawy wanny do prokuratury Warszawa-Praga w styczniu 2006 r. Przeanalizowali wtedy akta i byli zdecydowani umorzyć sprawę. Nie mogli jednak tego zrobić ze względu na wytyczne z prokuratury apelacyjnej i kolejne wnioski dowodowe składane przez Zbigniewa Wassermanna.
10 grudnia tygodnik ujawnił, że trwające od czterech lat śledztwo kosztowało podatników 27 580 złotych. Ponad dwie trzecie tej sumy pochłonęły ekspertyzy zlecone przez prokuraturę Kraków-Nowa Huta. Po przeniesieniu sprawy do Warszawy tylko koszty przejazdu świadków pochłonęły 3 tys. zł. W sumie cała sprawa trwała niemal dwa razy dłużej niż głośne śledztwa w sprawie mafii pruszkowskiej czy gangu wołomińskiego.
Afera z wanną Wassermanna wybuchła w 2003 r., kiedy to ówczesny poseł PiS pokłócił się z właścicielem firmy budującej jego willę w Krakowie. Polityk odmówił zapłacenia części umówionej kwoty, bo stwierdził, że zamontowano mu wadliwą instalację wanny z hydromasażem. Jednocześnie zawiadomił prokuraturę, że elektryk wraz ze współpracownikami narazili jego i rodzinę na bezpośrednie zagrożenie utraty życia. (mg)
Rafał Pasztelański