Sporty ekstremalne nad Bałtykiem. "Nie potrzeba brawury, by zginąć"
Fani spadochronów czy kitesurfingu ulegają wypadkom nad wodą. Choć w sieci pojawiają się zarzuty, że "ponoszą śmierć przez nieodpowiedzialność", bronią ich ci, którzy próbują ich ratować. - Wszędzie może nam się coś stać - mówi WP Janusz Radtke, szef ratowników WOPR we Władysławowie.
Informacja o śmierci dwóch spadochroniarek nad Bałtykiem, wstrząsnęła internautami. Spośród komentarzy wyrażających smutek wybijają się jednak te o niedojrzałości, głupocie, braku wyobraźni, cwaniactwie czy brawurze osób, które zginęły. - Ja nie widziałbym w tragedii ich winy - mówi w rozmowie z WP Janusz Radtke, szef ratowników WOPR we Władysławowie.
Nasz rozmówca przyznaje, że wypadków z udziałem kitesurferów jest sporo. Nie wynika to jednak z tego, że piją alkohol czy są nieodpowiedzialni. - To raczej doświadczeni ludzie. Pływają o różnych porach. Lubią, jak jest duży wiatr, duże fale. Chcą wyżej, szybciej, dalej. To ekstremalny sport, nie dla każdego. I dużo sportowców ulega wypadkom - tłumaczy Radtke.
I dodaje, że do tragedii mogą doprowadzić czynniki niezależne od człowieka. - Sprzęt może ulec awarii, czasem linki się poplączą, można zasłąbnąć, wiatr jest nieprzewidywalny. Wszystko wszędzie się może stać. Każdy musi zakładać ryzyko - podkreśla.
Jak przyznaje jednocześnie Radtke, czasami brakuje też asekuracji. Choć pojawiły się głosy, że dwie kobiety, które zginęły w poniedziałek w Kołobrzegu, nie miały kamizelek i przez to nie udało się ich uratować, według naszego rozmówcy "mogły je mieć". - Myślę, że tamta czwórka była dobrze przygotowana - twierdzi.
To nie brawura zabija
Radtke zgadza się z tezą, że "nowicjusze giną rzadziej", choć podkreśla, że nie można tworzyć z tego reguły. Przypomina, że 40-letnia kobieta, która stawiała swoje pierwsze kroki w kitesurfingu, "miała wodę po kolana" i uderzyła głową o brzeg. Nie przeżyła. - U niej brawury nie było - zwraca uwagę szef ratowników WOPR we Władysławowie.
Z drugiej strony - kilka lat temu wypadku nie przeżył doświadczony ratownik WOPR. - Pływał po jeziorze, przepływał pod pomostem. Poziom wody się zwiększył i ratownik uderzył w pomost czołem, zginął - mówi Radtke.
Jak dodaje, mimo niezależnych od nas czynników, najlepiej gdyby ktoś został na brzegu i czuwał. - Zawsze jakiegoś elementu zabraknie, ale trzeba myśleć i jeszcze raz myśleć - podsumowuje.
#bezpieczniWPolsce
Poprzez wakacyjną akcję Wirtualnej Polski chcemy ostrzegać naszych czytelników o utrudnieniach spowodowanych wypadkami i innymi niebezpiecznymi zdarzeniami.
Tagujcie swoje materiały hasztagiem#bezpieczniWPolsce i razem z nami informujcie o niebezpiecznych sytuacjach. Wysyłajcie swoje zdjęcia i nagrania na adres dziejesie.wp.pl bądź nasz profil na Facebooku WP Dziejesie.