Spór polsko-izraelski eskaluje. Nikt go nie chce, ale nie może zakończyć
Trwa burza w stosunkach polsko – izraelskich. Warszawa odwołała udział w spotkaniu Grupy Wyszehradzkiej w Jerozolimie. W rezultacie szczyt nie odbędzie się. Dziennikarz "The Jerusalem Post" wyjaśnia w rozmowie z WP, że nikt jej nie chciał, ale z powodów politycznych, nikt nie potrafi jej teraz wyciszyć. Radzi przeczekać.
- Nie uważam, że mamy do czynienia z kryzysem w relacjach między Polską a Izraelem – mówi Wirtualnej Polsce Herb Kenion, korespondent dyplomatyczny dziennika "The Jerusalem Post". – W obu krajach trwa kampania wyborcza, która spowodowała, że utracona została finezja w dyplomacji. Po wyborach wszystko wróci do normy – dodaje.
Zdaniem publicysty, Benjamin Netanjahu nie przyjechał do Warszawy z intencją wywołania napięć. Burza rozpoczęła się od wypowiedzi szefa izraelskiego rządu o kolaboracji Polaków z nazistami.
- Na szybko odpowiedział na pytanie, a jego odpowiedź została przeinaczona przez dziennikarzy – uważa Kenion. – Wtedy ostro zareagowali Polacy odwołując udział premiera na szczycie Grupy Wyszehradzkiej w Jerozolimie. Następnie wywiadu udzielił nowy szef dyplomacji Katz i dolał oliwy do ognia.
Israel Katz, który nie jest dyplomatą, dopiero 17 lutego zaczął pełnić obowiązki ministra spraw zagranicznych. W jednym z pierwszych wywiadów po objęciu stanowiska przypomniał wypowiedź premiera Icchaka Szamira sprzed lat o tym, że "Polacy wysysają antysemityzm z mlekiem matki".
- Polska jest ważnym partnerem Izraela jako członek Unii Europejskiej – tłumaczy Kenion. - Netanjahu stara się stworzyć przeciwwagę dla bardzo krytycznego stanowiska Brukseli wobec Izraela i stąd zaproszenie Grupy Wyszehradzkiej do Jerozolimy. To można interpretować jako element jego kampanii wyborczej, natomiast nie jest nim pogorszenie relacji z Polską. To nie leży w jego interesie.
Sojusznik, ale nie za wszelką cenę
Publicysta "The Jerusalem Post" podkreśla dwa fundamentalne elementy w postrzeganiu Polski w Izraelu. Jednym jest rola sojusznika państwa żydowskiego w UE, a drugim kraj, w który miała miejsce Zagłada.
- Jeżeli Izraelczycy muszą wybierać pomiędzy przyjaźnią z Polską, a pamięcią o Holokauście, to zawsze wybiorą to drugie, nawet kosztem relacji z ważnym sojusznikiem – podkreśla publicysta. – To jednak nie musi być sytuacja zero-jedynkowa a rolą dyplomacji jest unikanie takich wyborów.
"Mamy do czynienia z drgawkami dyplomatycznymi". Zobacz, jak sytuację ocenia Leszek Balcerowicz
Zarówno w Polsce jak i w Izraelu trwają kampanie wyborcze. Jako pierwsi do urn pójdą Izraelczycy, którzy 9 kwietnia wybiorą parlament, Kneset. Później, w maju, Polacy będą wyłaniać Parlament Europejski, a jesienią Sejm i Senat. W rezultacie politycy po żadnej ze stron nie mogą zignorować wrażliwości swoich sympatyków, co zostałoby zinterpretowane jako słabość i wykorzystane przeciwko nim.
Dziennikarz podkreślił, że w Izraelu obecne napięcia z Polską są traktowane po prostu jako jedno z bieżących wydarzeń politycznych. Powstały artykuły prasowe, ale nie jest to temat, którym przez dłuższy czas będą zajmować się Izraelczycy. Kenion stwierdził też, że nie ma potrzeby, aby znowu interweniowali Amerykanie w celu załagodzenia kłótni między sojusznikami Waszyngtonu. Jego zdaniem spór po prostu minie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl