Speckomisja bez konkluzji o tłumaczeniu raportu z likwidacji WSI
Nie ma potwierdzenia, że raport o likwidacji WSI był i nie ma potwierdzenia, że nie był tłumaczony na język rosyjski przed publikacją w Monitorze Polskim - mówiła po posiedzeniu speckomisji jej szefowa Elżbieta Radziszewska. Według PiS umowy potwierdzają, że nie był wcześniej tłumaczony.
17.12.2013 | aktual.: 17.12.2013 20:43
Jak poinformowała w komunikacie Służba Kontrwywiadu Wojskowego, na wszystkich posiedzeniach sejmowej Komisji do Spraw Służb Specjalnych ws. rosyjskiej wersji tzw. Raportu Macierewicza (12, 13 i 17 grudnia), pełniący obowiązki szefa SKW ppłk Piotr Pytel, przekazywał posłom takie same informacje dotyczące tej sprawy.
Wieczorem w TVN24 Radziszewska mówiła: "pan pułkownik Pytel i na komisji w zeszłym tygodniu, i teraz, mówił nam to samo: my nie wiemy, kiedy ten raport został oddany do tłumaczenia, my nie wiemy, na podstawie jakich dokumentów i kiedy wydanych, w ogóle dokonywano tłumaczenia i dlaczego ukazał się on w języku rosyjskim".
Po wtorkowym posiedzeniu sejmowej komisji ds. służb specjalnych Radziszewska poinformowała, że w lutym komisja dalej będzie zajmowała się tą sprawą. Do 1 lutego posłowie dali czas SKW na zgromadzenie dokumentów dot. przygotowania raportu.
Według "Wprost" raport z likwidacji WSI został przetłumaczony jeszcze przed publikacją dokumentu po polsku, a tłumaczyć go miała zatrudniona bez przetargu Irina O., Rosjanka, która mieszkała w budynku przeznaczonym dla obsługi ambasady rosyjskiej. Antoni Macierewicz uznaje te zarzuty za absurdalne.
Radziszewska pytana po posiedzeniu komisji, czy tłumaczenie zostało wykonane zanim raport w połowie lutego 2007 r. ukazał się w Monitorze Polskim powiedziała, że "nie ma potwierdzenia, że był i nie ma potwierdzenia, że nie był".
W TVN24 Radziszewska wskazała, że są wątpliwości, kiedy raport został przetłumaczony. Pierwsza transza wynagrodzenia, na którą umowa jest z marca, kosztowała 13 tys. zł. Praca zlecana była 9 marca i czas na tłumaczenie przewidziany był na 10 dni, do dwóch tygodni. Jak mówiła Radziszewska, umowa na drugą transzę wynagrodzenia dla tłumaczki datowana jest na 29 czerwca, a czas tłumaczenia określony został do 30 czerwca. Druga część kosztowała 17 tys. zł.
- Daty na dokumentach niekoniecznie odzwierciedlają rzeczywistość - oceniła. Podkreśliła, że to jest kilkusetstronicowy raport, napisany trudnym językiem i w jej opinii trudno domniemywać, by tłumaczka podjęła się przełożenia nawet części raportu w jedną noc.
- Nie mamy pewności, czy tłumaczka nie podjęła tłumaczenia znacznie wcześniej. Dokument (umowa na drugą transzę) nie jest wiarygodny, więc prawdy dociekać na podstawie dokumentów nie można - uznała Radziszewska.
Szefowa speckomisji dodała, że zlecono też tłumaczenia na inne języki. - Jest raport po ukraińsku, ale nie wiemy, kto robił tłumaczenie, nie ma umowy. Zlecono tłumaczenie na angielski, mamy fakturę, ale też nie mamy dzieła. Zlecono również tłumaczenie na niemiecki. Ale nie ma żadnych umów, ani faktur, ani dzieła - mówiła Radziszewska.
- Jedno jest pewne. Wyłania się obraz proceduralnego bałaganu, który bardzo niedobrze świadczy o osobach, które w tamtym czasie działały - podkreśliła.
Członek komisji Marek Opioła z PiS mówił, że we wtorek ppłk Piotr Pytel pokazał na speckomisji dokumenty, z których wynika, że tłumaczenie raportu z likwidacji WSI przebiegało zgodnie z prawem. - Raport opublikowano w połowie lutego 2007 roku, umowy na kolejne tłumaczenia są z marca, kwietnia i następnych miesięcy - mówił.
Opioła uważa, że sprawa jest jasna, a zamieszanie wokół niej to próba odciągnięcia uwagi od spraw, które są najistotniejsze dla kraju i "hucpa polityczna" i próba ataku na Macierewicza. W jego ocenie komisja powinna zająć się prawdziwymi problemami np. korupcją przy informatyzacji administracji.
- Wszelkie zarzuty wobec tłumaczki raportu na język rosyjski są nieuprawnione. To obywatelka polska, która dobrze wykonała swoją pracę - powiedział Opioła.
Radziszewska przyznała, że umowa na rosyjskie tłumaczenie jest z 9 marca z terminem wykonania do końca marca. Dodała, że zapłacono za nią w kwietniu, ale nie wiadomo, kiedy wpłynęło tłumaczenie. Nie ma też tekstu samego tłumaczenia.
- Jeśli nie będzie dokumentów wprost, to być może uda się to ustalić np. na podstawie tras samochodów, dat wyjazdów - tłumaczyła. - Ale na to jeszcze za wcześnie, by przed przeprowadzeniem całej kwerendy w SKW odpowiedzieć tak lub tak - dodała zapowiadając lutowe posiedzenia komisji.
Na konferencji po posiedzeniu komisji politycy PiS domagali się dymisji szefa SKW i szefowej speckomisji. Macierewicz zapowiedział, że wobec wszystkich, którzy przekazywali nieprawdziwe informacje na ten temat zostaną wyciągnięte konsekwencje prawne. Pisma przedprocesowe o sprostowanie w poniedziałek trafiły do "Wprost" i "Gazety Wyborczej" - podał.
Według Stanisława Wziątka (SLD) cześć dokumentów w tej sprawie zaginęła, nie wiadomo, czy z powodu bałaganu, czy zacierania śladów. - Interesuje nas, by to wyjaśnić\ - powiedział.
Wiceprzewodniczący komisji Artur Dębski (TR) powiedział, że ze spotkania wynika, że państwo w latach 2005-07 działało na innych zasadach, niż powinno działać. - Normy i procedury nie były przestrzegane - powiedział. Poinformował, że prezydium zdecydowało, iż w przyszłym roku przynajmniej dwa posiedzenia komisji będą poświęcone raportowi z likwidacji WSI.
W wieczornym oświadczeniu SKW poinformowała, że "pełniący obowiązki Szefa SKW podpułkownik Piotr Pytel, odpowiadając na pytania członków sejmowej Komisji do Spraw Służb Specjalnych dotyczące tłumaczenia na język rosyjski tzw. Raportu Macierewicza, na wszystkich posiedzeniach Komisji, które odbywały się w dniach: 12.12, 13.12 i 17.12 br. w sprawie rosyjskiej wersji ww. raportu przekazywał posłom takie same informacje dotyczące tej sprawy".
W oświadczeniu po publikacji "Wprost" Macierewicz zapewniał, że "to jest absolutnie niemożliwe, żeby jakikolwiek fragment raportu z likwidacji WSI był wynoszony na zewnątrz przed ujawnieniem go przez prezydenta". "Wszystkie tłumaczenia odbywały się po publikacji jawnej części raportu. Raport po publikacji przetłumaczono na wszystkie języki kongresowe, w tym na rosyjski, lecz najczęściej korzystano z tłumaczenia angielskiego" - podkreślił.
"Raport z weryfikacji WSI przed publikacją znał tylko prezydent i ja. Nawet członkowie komisji weryfikacyjnej nie znali całości tekstu. Tym bardziej nikt na zewnątrz komisji nie mógł tego znać" - zapewniał. Podał, że raport - po opublikowaniu - był tłumaczony, by uniknąć manipulacji.