Wiadomość o takim ataku podała stacja CBS News. Pentagon nie chciał komentować tych doniesień.
Powołując się na źródła w Pentagonie stacja podała, że co najmniej jeden śmigłowiec z sił USA stacjonujących w Dżibuti wziął udział w akcji przeciwko domniemanym członkom Al-Kaidy. Wśród nich miał znajdować się jeden z wyższych przywódców organizacji w Afryce wschodniej, oraz członek Al-Kaidy zamieszany w zamachy na ambasady USA w Kenii i Tanzanii.
Rzecznik rządu somalijskiego Abdirahman Dinari powiedział natomiast w Baidoa (tymczasowej siedzibie władz tego kraju), że celem amerykańskiego nalotu były "obiekty Al-Kaidy" na południu Somalii w rejonie miejscowości Badel, "gdzie ukrywają się terroryści".
Według Dinariego, nalot był skuteczny. Kryjówka została zniszczona. Na miejscu zginęło wielu ludzi - w strefie nalotu znaleziono wiele ciał, nie wiadomo jednak kim byli zabici. Atak zakończył się sukcesem - powiedział somalijski rzecznik. W pobliżu zbombardowanej miejscowości, niedaleko granicy z Kenią - dodał - znajdują się siły somalijskie i etiopskie. W ostatnich tygodniach w Somalii trwały walki między siłami rządowymi, wspieranymi przez wojska etiopskie, a bojówkami z Unii Trybunałów Islamskich. USA, które oskarżają Trybunały o powiązania z Al-Kaidą i obawiają się, że pod rządami islamistów kraj ten mógłby stać się przyczółkiem organizacji terrorystycznych, udzieliły poparcia etiopskiej interwencji.
W zamachach na ambasady USA w Kenii i Tanzanii w 1998 roku zginęło ponad 250 osób.