Śmierć legendy
14 czerwca 1969 roku przed godziną 9 rano Marek Hłasko został znaleziony martwy w mieszkaniu w Wiesbaden. Do dzisiaj nie ma pewności, czy było to samobójstwo, czy nieumyślne przedawkowanie leków. Pisarz miał zaledwie 35 lat - pisze felietonistka Wirtualnej Polski Marta Tychmanowicz.
14.06.2010 | aktual.: 15.06.2010 11:15
Do Wiesbaden Marek Hłasko przyjechał z Monachium 5 czerwca 1969 roku. Kilka dni wcześniej był jeszcze w Izraelu, gdzie w Ejlacie niemiecka telewizja ZDF kręciła film na podstawie jego opowiadania „Wszyscy byli odwróceni” z Sonią Ziemann w roli głównej (Ziemann była żoną Hłaski, z którą ten żył w separacji już od kilku lat).
Marek Hłasko zatrzymał się u redaktora niemieckiej telewizji ZDF Hansa-Jurgena Bobermina, który kierował produkcją oraz był autorem scenariusza do filmu kręconego w Izraelu. Mieli pracować nad projektami kolejnych filmów – Hłasko w umowie z niemiecką telewizją zobowiązał się do dostarczenia jednego scenariusza rocznie o tematyce izraelskiej. W końcu – po wielu latach emigracyjnej tułaczki oraz ciężkiej, fizycznej pracy – los się do niego uśmiechnął. Umowa z telewizją ZDF oznaczała finansową stabilizację oraz dawała nadzieję na kontynuowanie pracy twórczej.
Hłasko wyjechał z Polski w 1958 roku (w wieku raptem 25 lat) już jako bardzo popularny i kontrowersyjny pisarz. Jego debiutancki zbiór opowiadań „Pierwszy krok w chmurach” wydany w kraju dwa lata wcześniej przez wydawnictwo Czytelnik był dwukrotnie dodrukowywany, a sam Hłasko otrzymał za tę książkę finansową oraz prestiżową Nagrodę Literacką Wydawców przyznawaną w Polsce pierwszy raz po wojnie. Po jego wyjeździe ówczesne polskie władze z Gomułką na czele odmówiły mu prawa do powrotu, traktując go jako zdrajcę. Od tej pory Hłasko tułał się po świecie – mieszkał m.in. w siedzibie „Kultury” Jerzego Giedroycia w Maisons-Laffitte, w Niemczech, kilka lat spędził w ciężkich warunkach w Izraelu.
Od lutego 1966 roku przebywał w USA gdzie nie udała mu się współpraca z Romanem Polańskim – Hłasko miał napisać scenariusz do filmu o Hitlerze (który miał przeżyć wojnę i ukrywać się w Argentynie), ale pomimo podjętych prób okazało się, że pisarz nie potrafi tworzyć na zamówienie. Musiał więc szukać sobie innego zajęcia, a ponieważ nie znał dobrze angielskiego, ani nawet nie miał pozwolenia na pracę (otrzymał je dopiero pod koniec swojego pobytu w USA w 1968 roku) podejmował się nielegalnie głównie ciężkich prac fizycznych. Z przygody z Hollywood została mu jedynie przyjaźń z Krzysztofem Komedą (odnoszącym coraz większe sukcesy w Ameryce kompozytorem m.in. muzyki do „Dziecka Rosemary” Polańskiego), która wkrótce zakończyła się tragicznie.
W październiku 1968 roku kiedy Hłasko z Komedą wracali z przyjęcia, pianista został niefortunnie popchnięty przez przyjaciela, upadł i uderzył głową o ziemię. Lekarze zbagatelizowali sprawę i za późno wykryli krwiaka mózgu. Komeda zmarł 23 kwietniu 1969 roku w Warszawie. Wiadomość o jego śmierci dotarła do Hłaski dopiero w maju i strasznie nim wstrząsnęła. Miał wówczas nawet powiedzieć, że jeśli umrze Komeda, on będzie następny... Trzy tygodnie później jego przepowiednia się spełniła.
Hans-Jurgen Bobermin, który spędził z Hłaską ostatnie dni jego życia nie zgadza się z tezą o samobójstwie pisarza, któremu szczęście właśnie zaczęło sprzyjać, a życie układać. Bobermin, wspominając ostatnie chwile Hłaski, przychyla się do wersji o przedawkowaniu leków: „Spał w pokoju obok nas. Żona, która szykowała rano córkę do szkoły, znalazła go martwego w pokoju, nie reagował na pukanie do drzwi. Nic nie wskazywało na samobójstwo. Lekarz stwierdził, że śmierć nastąpiła stosunkowo szybko na skutek zapaści spowodowanej przez alkohol w połączeniu ze środkami nasennymi”. Natomiast Zofia Komedowa-Trzcińska (żona Komedy), która spędziła z Hłaską ostatnią jego Wielkanoc w roku 1969 w wywiadzie z roku 2009 powiedziała: „Marek przyczynił się do śmierci Krzysia, a potem sam sobie życie odebrał - jestem o tym przekonana”.
Ciało Hłaski sprowadzono do Polski dopiero w listopadzie 1975 roku i pochowano na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie. Na płycie nagrobnej Jan Himilsbach na życzenie Marii Hłasko (matki pisarza) wykuł napis: „Żył krótko. A wszyscy byli odwróceni”.
Marta Tychmanowicz specjalnie dla Wirtualnej Polski