Śmierć Igora Stachowiaka. Policjant, który go torturował, znał swoją ofiarę
Policjant, który raził paralizatorem Igora Stachowiaka znał go. Miał z nim wcześniej zatarg - poinformował na antenie TVN24 Wojciech Bojanowski, reporter, który od dłuższego czasu zajmuje się sprawą śmierci wrocławianina na komisariacie.
Mężczyźni - jak ustalił reporter TVN24 - spotkali się po raz pierwszy w 2013 roku na stacji benzynowej. Tak wynika z akt śledztwa przesłanych przez poznańską prokuraturę do Sądu Rejonowego we Wrocławiu.
Policjant został wezwany na stację na interwencję. Stachowiak miał być wówczas pijany i pod wpływem narkotyków. Zachowywał się agresywnie wobec jednego z pracowników stacji. Policjanci przewieźli go na komisariat Wrocław-Grabiszynek.
Co tam się wydarzyło? Bojanowski dotarł do raportu sądowo-lekarskiego z 14 czerwca 2013. Ma z niego wynikać, że Stachowiak został pobity na komisariacie. Miał być podduszany, jego głową uderzano w ścianę, rażono go prądem.
Stachowiak po wyjściu z komisariatu złożył skargę na funkcjonariuszy. Postępowanie zostało jednak umorzone.
Sprawę opisuje także "Fakt", który dotarł do znajomego Stachowiaka - świadka zdarzenia na stacji benzynowej z 2013 roku. Z jego relacji wynika, że policjantem, którego wówczas poznał był Adam W.
Jak przebiegała interwencja na stacji benzynowej? - Po krótkiej wymianie zdań zaczęli go okładać już na stacji. Prosiłem żeby go zostawili, ale ochroniarze przyblokowali i nie mogłem podejść do Igora - opowiada "Faktowi" znajomy chłopaka.
"Chciał się zemścić na Igorze"
Z jego relacji wynika też, że chłopak zanim dotarł na komisariat został wywieziony na Dworzec Świebodzki. - Tam kopali, bili po twarzy a na koniec go obsikali - opowiadał "Faktowi" znajomy Igora Stachowiaka.
Trzy lata później mężczyźni spotkali się ponownie. Stachowiak został wówczas przewieziony na komisariat Stare Miasto. W jego zatrzymaniu Adam W. nie brał udziału. Przyłączył się jednak do swoich kolegów, którzy maltretowali chłopaka.
- Chciał się zemścić na Igorze za sytuację ze stacji benzynowej - mówi "Faktowi" znajomy chłopaka.
Wkrótce rozpocznie sie proces ws. śmierci Igora Stachowiaka
Stachowiak zmarł na komisariacie kilka godzin po zatrzymaniu. Jego śmierć stała się pretekstem do wielu protestów, a nawet zamieszek. Policjanci obiecywali, że wyjaśnią sprawę. Śledztwo toczyło się jednak bardzo wolno.
Rok po śmierci Stachowiaka Wojciech Bojanowski w programie "Superwizjer" TVN ujawnił nieznane dotąd nagranie z paralizatora, którym rażono mężczyznę. Okazało się, że wiedzieli o nim od początku zarówno śledczy, jak i przełożeni policjantów z wrocławskiego komisariatu.
Sprawa nabrała wówczas tempa, posypały się dymisje.
Jak ustalili śledczy nad Igorem Stachowiakiem miało się znęcać czterech policjantów: Adam W., Łukasz R., Paweł P. oraz Paweł G. We wrześniu 2017 roku usłyszeli prokuratorskie zarzuty ws. przekroczenia uprawnień oraz fizycznego i psychicznego znęcania się nad 25-latkiem. Grozi za to do pięciu lat pozbawienia wolności.
Rodzina Stachowiaka uważa, że oskarżeni policjanci powinni odpowiadać za zabójstwo. Złożyli w tej sprawie wniosek do sądu.
Wkrótce poznamy datę rozpoczęcia procesu.
Źródło: TVN24, fakt.pl