Śmierć bliźniąt we Włocławku. Matka: powiedzieli, żebym nie robiła sobie złudnych nadziei
- Jestem w szoku. Będziemy walczyć o prawdę, żeby już nikt więcej nie przeżył tego samego, co my - powiedziała TVP Info Ewa Szydłowska, matka nienarodzonych bliźniąt, które zmarły we włocławskim szpitalu. Kobieta skomentowała w ten sposób informacje o skasowanych danych ze szpitalnych aparatów USG.
W poniedziałek Gazeta.pl podała, że po śmierci nienarodzonych bliźniąt w szpitalu we Włocławku, z pamięci aparatów USG została skasowana historia badań z 16 i 17 stycznia. Sprawę odkryli kontrolerzy z kujawsko-pomorskiego NFZ.
Zobacz więcej: Zniknęła historia badań USG nienarodzonych bliźniąt
Ewa Szydłowska opowiedziała w TVP Info , jak dokładnie wyglądał przebieg wydarzeń feralnej nocy z 16 na 17 stycznia. - O godz. 2, gdy położna nie mogła złapać tętna, zjechaliśmy windą na izbę przyjęć i tam zostało wykonane pierwsze USG. Doktor stwierdził, że jest wszystko dobrze. Pokazał, w którym miejscu leżą dzieci, w którym miejscu można szukać tętna i zostałam odesłana na górę - mówi kobieta.
- Na górze położna się nie poddawała. Stwierdziła, że póki nie usłyszy tętna, to ona tego nie uzna. Niestety nadal nie mogła go znaleźć. Powiadomiła lekarza i spytała czy to, co on tam widział, ma uznać za tętno i czy się pod tym podpisze. I lekarz kazał jeszcze raz iść na salę porodową, gdzie jest jeszcze lepszy zapis KTG. Kazał wykonać zapis, ale niestety tam też tętna nie znaleziono. Zostało wykonane następne badanie USG, gdzie stwierdzili, że nic nie wiadomo i lekarz powiedział, że musi skonsultować to szefem - dodała.
Według matki nienarodzonych bliźniąt ordynatora nie było na miejscu. Kiedy kobieta wróciła na oddział, ordynator czekał już na nią wraz z lekarzem, którzy robił badanie USG.
- Zostałam przebadana i poinformowana, że o godz. 6.30 zostanie wykonane kolejny zapis USG, gdzie zostanie wszystko potwierdzone. Powiedzieli jednak, żebym nie robiła sobie złudnych nadziei - opowiada przez łzy Ewa Szydłowska.
Śmierć bliźniąt w w szpitalu we Włocławku
Śmierć bliźniąt nastąpiła w nocy z 16/17 stycznia na oddziale ginekologiczno-położniczym włocławskiego Szpitala Specjalistycznego im. ks. Jerzego Popiełuszki. Doszło do tego kilkanaście godzin przed planowanym porodem, który miał się odbyć poprzez tzw. cesarskie cięcie. Ojciec dzieci obwinia personel placówki o zaniedbania, które miały doprowadzić do śmierci dzieci.
Według relacji ojca, ginekolog zalecił niezwłoczne przeprowadzenie zabiegu cesarskiego cięcia. Nie zrobiono tego, gdyż - jak usłyszał od personelu szpitala - osoba kompetentna do wykonania koniecznego badania ultrasonografem miała być na miejscu dopiero następnego dnia.
Sekcję zwłok dzieci przeprowadzono w Zakładzie Medycyny Sądowej w Bydgoszczy. Jak poinformowała włocławska prokuratura, wstępnie wskazano niewydolność oddechowo-krążeniową jako bezpośrednią przyczynę śmierci. Jednocześnie patolodzy ocenili, że dzieci do 35. tygodnia ciąży, gdy nastąpił zgon, rozwijały się prawidłowo. Nie stwierdzono żadnych poważnych wad rozwojowych, ani śladów ewentualnych urazów, które mogły przyczynić się do śmierci dzieci.
Prawidłowość postępowania w tym przypadku personelu medycznego bada na wniosek ministra zdrowia prof. Stanisław Radowicki, krajowy konsultant w dziedzinie ginekologii i położnictwa. Własne postępowanie zapowiedział już także samorząd lekarski. Na wniosek ministra zdrowia ordynator oddziału położniczo-ginekologicznego we włocławskim szpitalu został zawieszony w czynnościach służbowych.
Źródło: TVP INFO, gazeta.pl, PAP