Śmierć 16‑letniego Palestyńczyka rozpętała w Izraelu burzę. "To początek trzeciej intifady"
Palestyńczycy są przekonani, że żydowscy ekstremiści uprowadzili i zabili 16-letniego Muhammeda w odwecie za śmierć trzech izraelskich nastolatków. Izraelska policja wciąż tego nie potwierdza. Wydarzenia ostatnich dni sprowokowały największe od lat protesty w Jerozolimie. Niektórzy twierdzą, że to początek trzeciej intifady, palestyńskiego powstania przeciwko izraelskiej okupacji - pisze z Jerozolimy dla Wirtualnej Polski Ala Qandil.
Muhammed Abu Khadeir siedział na schodkach przed swoim domem, naprzeciwko meczetu w palestyńskiej dzielnicy Jerozolimy, Szuafat. Była środa, 2 lipca, między trzecią a czwartą w nocy. Na ulicach wciąż było ciemno. Chłopiec czekał na swoich kuzynów, razem mieli iść na poranną modlitwę o czwartej rano. Chwilę później podjechał czarny samochód, honda - twierdzą ci, którzy widzieli nagranie z kamery z pobliskiego sklepu. Zatoczyła trzy kółka, aż w końcu, zatrzymała się przed domem Muhammeda. Jeden z pasażerów wysiadł zapytać o coś 16-latka, a potem wciągnął go siłą do samochodu. Mężczyzna, który stał pod meczetem, próbował interweniować, ale było już za późno.
Chęć zemsty
Dwa dni wcześniej, w poniedziałek wieczorem, izraelska armia ogłosiła znalezienie ciał trzech młodych Izraelczyków, uprowadzonych 12 czerwca. Sprawcami mieli być - jak twierdzą izraelskie władze - dwaj Palestyńczycy z Hebronu, członkowie Hamasu, którzy prawdopodobnie działali na własną rękę. Choć podejrzanych nie postawiono jeszcze przed sądem, ich domy zostały natychmiast wyburzone.
Przez niemal trzy tygodnie trwały poszukiwania zaginionych nastolatków. Izraelska armia dokonała inwazji na palestyńskie miasta, wsie i obozy dla uchodźców; przeszukała ponad dwa tysiące domów, aresztowała ponad 400 osób i praktycznie co noc bombardowała Strefę Gazy. Palestyńczycy protestowali. - Nie istnieje uzasadnienie dla zbiorowej kary nałożonej przez Izrael na Palestyńczyków - oświadczyła Hannan Ashrawi, członkini komitetu wykonawczego Organizacji Wyzwolenia Palestyny.
Wielu Izraelczyków otwarcie domaga się rewanżu, kary zbiorowej na Palestyńczykach, za porwanie i śmierć trójki izraelskich nastolatków. Powstają grupy na Facebooku, wzywające rząd do podjęcia działań, a obywateli - "do wzięcia spraw we własne ręce". We wtorek, gdy trwały pogrzeby trójki uprowadzonych Izraelczyków, w Jerozolimie kilkuset żydowskich nacjonalistów i prawicowców biegało po centrum miasta, szukając palestyńskich pracowników restauracji i przechodniów. Pięć osób zostało rannych.
Palestyńczycy są przekonani, że porwanie 16-letniego Muhammeda to właśnie akt zemsty. Jego ciało, donosiły izraelskie media, znaleziono w środę rano w lesie - spalone, ze śladami po pobiciu. Dwa dni wcześniej w Szuafat, zaledwie 500 metrów na północ od domu Muhammeda, doszło do próby porwania innego chłopca, również przez grupę poruszającą się w czarnej hondzie.
Dzieci pozamykane w domach
Tej samej nocy, gdy izraelska armia znalazła ciała trójki nastolatków, Nassar Salajmeh siedział z rodziną w ogrodzie przed domem. Koło godziny pierwszej rodzina Salajmehów usłyszała krzyki kobiety wołającej o pomoc. Wybiegli na ulicę, zobaczyli odjeżdżającą szybko czarną hondę i siedmioletnie dziecko leżące na chodniku z ranami na szyi. Zbiegł się tłum ludzi. - W poniedziałek wieczorem miała miejsce pierwsza próba uprowadzenia palestyńskiego dziecka w Szuafat, zadzwoniliśmy po policję i karetkę. Przyjechali, popatrzyli na kamery - a są ich aż trzy w tym miejscu - i nic z tym nie zrobili - powiedział Wirtualnej Polsce jeden z sąsiadów, Dajer. Izraelska policja jeszcze w środę zaprzeczała, by dostała wezwanie z Szuafat. Jednak wieczorem, gdy lokalne media zdobyły dowody obecności policji po próbie porwania, służby bezpieczeństwa potwierdziły, że doszło do interwencji.
- Policja jest bezużyteczna. My ich nie interesujemy, a przynajmniej nie nasze bezpieczeństwo. To przecież nie pierwszy raz, gdy w tej okolicy dochodzi do ataków żydowskich ekstremistów. Przecinanie opon, mazanie po samochodach, antyarabskie hasła - to wszystko miało już miejsce wcześniej, ale policja nie zrobiła nic, żeby znaleźć sprawców - mówi Dajer.
- Są za to bardzo skuteczni we wlepianiu nam mandatów. Trzy dni temu, w środku nocy, pofatygowali się do Szuafat, żeby wlepić mi mandat za parkowanie na chodniku - dodaje Nassar. Przerywa rozmowę, by zawołać syna, który oddalił się na kilka metrów.
Jego bratanek tłumaczy, że rodzice są przerażeni, pozamykali dzieci w domach, matki wolą same wyjść po sprawunki do sklepu niż wysyłać synów. I rzeczywiście, ulice w Szuafat są puste, jest tylko kilkoro dorosłych, przyglądających się trwającym od rana starciom z policją.
Protesty
Ojciec Muhammeda spędził całą środę na posterunku policji, czekał m.in. na wyniki testu DNA potwierdzające, że spalone ciało to jego 16-letni syn. Matka Muhammeda, Suha Abu Khadeir pogrążyła się w żałobie, nie miała słów. Członkowie rodziny nie byli zaskoczeni, że uprowadzenie palestyńskiego nastolatka nie pociągnęło za sobą tych samych konsekwencji, co porwanie żydowskich chłopców - armia nie przeszukiwała tysięcy mieszkań, nie aresztowała setek osób, a premier nie zapowiedział wyburzenia domów podejrzanych.
Szuafat, arabska dzielnica klasy średniej, leży we wschodniej, palestyńskiej części Jerozolimy - podbitej przez Izrael w 1967 roku. Izrael anektował tę część miasta, ale świat aneksji nie uznał i nadal traktuje te terytoria jako okupowane. Z aneksją nie pogodzili się też mieszkańcy miasta, co manifestują podczas częstych protestów.
W środę rano, gdy wiadomość o porwaniu chłopca obiegła rodzinę Abu Khadeir, mężczyźni zaczęli się zbierać pod meczetem. Kilkadziesiąt osób zablokowało trasę izraelskiego tramwaju - symbolu okupacji i izraelskich osiedli pobudowanych na ziemiach Jerozolimy Wschodniej. Tramwaj łączy izraelskie osiedla po palestyńskiej stronie Jerozolimy z żydowską, zachodnią częścią miasta.
Ale skala protestów i starć z izraelską policją, do których doszło po porwaniu Muhammeda, jest wyjątkowa. Trwające cały dzień konfrontacje Palestyńczyków z policją przed domem zmarłego, przeniosły się wieczorem do kilku innych dzielnic Jerozolimy. Palestyńczycy rzucali kamieniami, a policja i wojsko odpowiadały metalowymi kulami obleczonymi w gumę, granatami hukowymi i gazem łzawiącym. Przynajmniej 30 protestujących i trzech dziennikarzy zostało rannych. Wielu Palestyńczyków odmówiło ewakuacji do szpitala, obawiając się, że tam aresztuje ich policja. - Ludzie są wściekli. To, co tu widać, to początek trzeciej intifady. To się tak szybko nie skończy - mówi Nassar Salajmeh, wciągając swoje dzieci do domu.
Tytuł pochodzi od redakcji.