Śmierć 14‑letniej Natalii. "Mieszkańców Andrychowa bardzo skrzywdzono"
Andrychów nie może się pogodzić ze śmiercią Natalii. Ale nie tylko z tym. - Czujemy się skrzywdzeni medialnym przekazem. Przekroczono kolejną granicę. Jak można transmitować na żywo pogrzeb dziecka? - pyta burmistrz miasta, Tomasz Żak.
- 28 listopada 14-letnia Natalia zasłabła w centrum Andrychowa. Przez kilka godzin nikt nie udzielił jej pomocy. Dzień później zmarła. Przyczyną śmierci był obrzęk mózgu.
- Policja bezskutecznie poszukiwała dziewczyny. Po wewnętrznej kontroli wobec czterech funkcjonariuszy wszczęto postępowanie dyscyplinarne.
- Nie można obwiniać o śmierć Natalii mieszkańców, którzy jej nie zauważyli - apelują burmistrz Andrychowa Tomasz Żak i ks. Stanisław Czernik, proboszcz parafii św. Macieja.
Znicze nadal się palą.
Centrum 20-tysięcznego Andrychowa. Na drodze krajowej łączącej Małopolskę ze Śląskiem spory ruch. Zaraz za mostem po prawej duży parking i pasaż handlowy. Przy jednym z banerów reklamowych, prócz zniczy, kilka maskotek i kartka z napisem: "Obojętność zabija".
Tutaj znaleziono Natalię.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Oblężenie Andrychowa
We wtorkowy poranek, 28 listopada, Natalia idzie na przystanek, żeby złapać autobus do szkoły w pobliskich Kętach. To wtedy dzwoni do taty, że źle się czuje i nie wie, gdzie jest. Kontakt się urywa. Mężczyzna zgłasza zaginięcie na policji, szuka też córki na własną rękę. Nikt nie wie, że 14-latka leży pod banerem reklamowym w centrum miasta.
Po kilku godzinach Natalię odnajduje znajomy rodziny. Dziewczyna trafia do szpitala w ciężkiej hipotermii. Umiera dzień później. Jak wykazuje sekcja, przyczyną zgonu jest śmierć mózgowa, która nastąpiła wskutek obrzęku spowodowanego masywnym krwawieniem. Nie wiadomo, czy do śmierci przyczyniło się wyziębienie.
Nie wiadomo też, jak to możliwe, że 14-latka leżała półprzytomna w centrum miasta i nikt nie zareagował.
Ludzie pchają wózki z zakupami przez zaśnieżony parking, nieufnie spoglądając na obce twarze. W ostatnich dniach Andrychów przeżył prawdziwe oblężenie. Ekipy telewizyjne, uzbrojone w kamery i mikrofony, polowały niemal na każdego, od zwykłych przechodniów, po bliskich Natalii. Nawet na mszy pogrzebowej rozstawiono kamery, a nad kościołem latał dron.
Mieszkańcy opowiadają półgłosem, że w miejscu, w którym znaleziono Natalię, dzień po tragedii dosłownie zrobiła się kolejka ekip reporterskich. Każdy chciał złapać jak najlepszy kadr, by powiedzieć widzom, że umierała właśnie tutaj.
Burmistrz: przekroczono granicę
- U mnie była jedna telewizja. Powiedziałem jedynie, że przeżywamy wielką tragedię. W trudnych sytuacjach trzeba poczekać, aż opadną pierwsze emocje - mówi Tomasz Żak, burmistrz Andrychowa.
Pierwsze emocje opadły. Dlatego teraz powie więcej.
Urząd miasta jest kilka minut drogi od miejsca tragedii. Żak zaprasza do gabinetu i opada na fotel. Krótkie siwe włosy, ciemne oczy, marynarka. Wydaje się opanowany i pewny siebie, jak przystało na kogoś, kto rządzi miastem od trzynastu lat.
- Mieszkańcy czują się bardzo pokrzywdzeni medialnym przekazem. Niektórzy przedstawiają to tak, jakby Natalia leżała na widoku, a ludzie na nią patrzyli i mijali obojętnie, nie udzielając pomocy. Pierwsze doniesienia mówiły przecież, że przyczyną śmierci było zamarznięcie, a to nieprawda. Jest w Andrychowie wielu ludzi o dobrych sercach, mamy organizacje pomocowe i wolontariuszy. Tymczasem przyklejono nam łatkę, co jest dla mnie niezwykle przykre - mówi Żak.
- Wierzę, że każdy człowiek jest z natury dobry. Niedawno andrychowianie zebrali dla dziecka chorego na stwardnienie 9 mln złotych. Czy ktoś się tym zainteresuje? Wolimy dziś skupiać się przede wszystkim na tym, co złe - dodaje z żalem.
- Media przekroczyły przy tej sprawie kolejną granicę przyzwoitości. Jak można było transmitować na żywo pogrzeb Natalii? Nie rozumiem tego. Co innego, gdybyśmy rozmawiali o jakichś uroczystościach państwowych. Podwójnie współczuję rodzinie, bo w takich warunkach trudno przeżywać żałobę. Codziennie widzą w mediach twarz Natalii, czytają różne komentarze.
Dlaczego przez kilka godzin nikt nie udzielił Natalii pomocy?
Żak przypomina, że tamtego dnia mocno padał śnieg. I odpowiada pytaniem: u ilu z nas wzbudzi dziś niepokój widok nastolatki siedzącej z telefonem w dłoni? - Zastanawiałem się, czy sam idąc z zakupami, zauważyłbym Natalię. I jak żyłbym z poczuciem, że tego nie zrobiłem?
- To nie kwestia Andrychowa. Jesteśmy społeczeństwem ze słuchawkami na uszach i klapkami na oczach. Gdyby to się stało godzinę wcześniej - Natalia byłaby w domu. Gdyby 30 minut później, siedziałaby w autobusie. Proszę mi wierzyć, to po prostu zbieg nieszczęśliwych zdarzeń, który mógł wystąpić wszędzie, w każdym mieście - ocenia Żak.
Oświadczenie policji. Cztery postępowania dyscyplinarne
Prokuratura Rejonowa w Wadowicach prowadzi śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci.
Burmistrz jeszcze raz apeluje, by nie obwiniać mieszkańców. A co z policją? Natalia zasłabła kilkaset metrów od komisariatu. Ojciec po ostatniej rozmowie z córką zgłosił zaginięcie.
We wtorek policja poinformowała w oświadczeniu, że miejscowi funkcjonariusze "wykonali szereg działań": m.in. analizowali monitoring, sprawdzili szpitale, poinformowali jednostki ościenne, złożyli wniosek do komendy wojewódzkiej o zlokalizowanie numeru telefonu.
Jak jednocześnie stwierdzono, "istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że doszło do uchybień proceduralnych". Wobec czterech andrychowskich policjantów wszczęto postępowanie dyscyplinarne. W miejscowym komisariacie odesłano mnie do rzecznika prasowego, a zespół prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie – do oświadczenia.
Burmistrz wstrzymuje się z oceną działań policjantów. - Za wyjaśnienie sprawy odpowiadają przede wszystkim służby i prokuratura. Na pewno nie będzie jednak żadnego zamiatania pod dywan. Jeśli będziemy mieli pewność, że zadziałano niezgodnie z procedurami, winni muszą ponieść konsekwencje - mówi Żak.
- Sam się zastanawiałem, czy jako gmina mogliśmy coś zrobić - dodaje.
- I jaka jest konkluzja?
- Działamy w porozumieniu ze służbami, mamy dział powiadamiania mieszkańców o klęskach, zagrożeniach itd. Każdy mógł otrzymać SMS, że trwają poszukiwania dziewczynki. Tyle że nie dostaliśmy takiej informacji na czas. Gdyby tak się stało, ludzie zwiększyliby swoją czujność.
- W dzisiejszych czasach, przy takim rozwoju technologicznym, podobna tragedia nie powinna mieć miejsca - kończy Żak.
Wstrząs na plebanii
Na dworze już ciemno, z nieba spadają pojedyncze płatki śniegu. Parking przed kościołem opustoszał. Jeszcze kilka godzin temu tłum ludzi żegnał tu Natalię. Teraz panuje cisza, w kościele żywej duszy. Ksiądz proboszcz, zamiast podnieść słuchawkę domofonu, po kilku sekundach pojawia się w drzwiach plebanii.
- No wchodź, bo zimno! - rzuca, jak gdyby spodziewał się wizyty.
Rozległa sala z długim stołem. Ze ścian spoglądają Jezus, Jan Paweł II i św. Maciej, patron parafii. Proboszcz przynosi filiżankę kawy i ciasto. Zanim usłyszy pierwsze pytanie, powtarza to, co mówił kilka godzin wcześniej, podczas mszy, ojcu Natalii:
- że śmierć nie jest końcem, tylko początkiem;
- że Natalia chciałaby pewnie teraz wszystkim powiedzieć: nie rozpaczajcie.
- że każda tragedia niesie za sobą jakieś przesłanie.
Znał Natalię. Raz w miesiącu przychodziła z koleżankami na dwugodzinne wieczory uwielbienia. Spokojna, dobra dziewczyna, co wcale nie jest normą, podkreśla proboszcz, bo dziś młodzież jest bardzo pogubiona. Jeden z duchownych przygotowywał ją do bierzmowania, inny uczył w szóstej klasie. Dlatego, kiedy ksiądz Mariusz powiedział na plebanii, że pod sklepem znaleziono ją nieprzytomną, wszyscy bardzo to przeżyli. Nie aż tak, by zamknąć się w sobie - mówi proboszcz – ale początkowo nikt nie chciał o tym rozmawiać.
Z jednej strony obcujesz ze śmiercią niemal każdego dnia. W poniedziałek odprawiasz pogrzeb stulatka, a kilka dni później trzymiesięcznego dziecka. Z drugiej, z odejściem Natalii trudno jest się pogodzić.
– To był dla nas prawdziwy wstrząs - przyznaje ks. Czernik.
Żałuje, że nie opowiedział wiernym, co zrobił ksiądz Kazimierz. Mówi to teraz:
Niedługo po pierwszej wiadomości o Natalii na plebanię wrócił ksiądz Kazimierz. Jechał samochodem, gdy zobaczył przy centrum handlowym grupę osób. I nieprzytomną Natalię. Czekano właśnie na przyjazd pogotowia. Ksiądz udzielił dziewczynie sakramentu pokuty i pojednania.
- To ogromny dar. Jak tylko się o tym dowiedziałem, poczułem ulgę - mówi proboszcz. - Bo to znaczy, że w tej ostatniej chwili Bóg jej nie opuścił.
Potrzebna cisza
Ksiądz proboszcz, tak jak burmistrz, mówi o krzywdzie mieszkańców. W internecie czytał dużo nienawistnych komentarzy. Ludzie są agresywni, szukają winnych. Tak nie wolno. Przecież nie można nikogo potępiać.
Zaznacza: - Ubolewam, że przedstawia się teraz Andrychów w tak negatywnym świetle.
Przypominam o transparencie na miejscu tragedii: "Obojętność zabija".
- Nie wiemy, kto zostawił tę kartkę. Może ktoś nosi w sobie poczucie winy? To dla nas bardzo trudny czas. Trzeba to wszystko przetrwać, przemodlić - mówi ksiądz Stanisław.
Najbardziej tej modlitwy potrzebuje rodzina Natalii. Ojciec został sam z trójką córek. Jego żona zmarła jakiś czas temu.
- Mam nadzieję, że Bóg da im siłę. Nie uciekniemy przed śmiercią. Ale w takiej chwili wszyscy powinniśmy poszukać jakiegoś pozytywnego przesłania. A nie tylko gonić za sensacją - tłumaczy ksiądz.
- Jakie pozytywne przesłanie można mieć dla człowieka, który właśnie stracił córkę? - pytam, gdy odprowadza mnie do drzwi.
Proboszcz w odpowiedzi streszcza ostatni tydzień z życia Andrychowa: ekipy reporterskie, kamery ustawione przy ołtarzu, dron latający nad kościołem, fotoreporterzy.
- Powiedziano i napisano już bardzo dużo. Teraz my wszyscy najbardziej potrzebujemy ciszy.
Dariusz Faron, dziennikarz Wirtualnej Polski