Słynna awantura w redakcji "Wprost". Dziennikarz Michał Majewski skazany
O aferze taśmowej mówiła cała Polska, a to był jej najbardziej rozpoznawalny moment. W 2014 roku służby wkroczyły do redakcji "Wprost". - W ostatni poniedziałek sprawa miała swój mały finał. Sąd skazał mnie za przeszkadzanie w odebraniu Sylwestrowi Latkowskiemu tego laptopa – pisze teraz Michał Majewski.
06.02.2020 | aktual.: 06.02.2020 08:24
Wejście agentów ABW w 2014 roku do siedziby redakcji "Wprost" miało związek z ujawnieniem nagrań rozmów ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza z prezesem NPB Markiem Belką oraz byłego ministra transportu Sławomira Nowaka z wiceszefem PGNiG Andrzejem Parafianowiczem. Afera taśmowa stała się tematem numer 1 w Polsce, a służby ruszyły do akcji. Dziennikarze próbowali się bronić. Teraz o całym zamieszaniu zdecydował sąd.
Informując o wyroku dziennikarz Michał Majewski podkreśla, że zamieszanie sprzed 6 lat było ostatnią sytuacją, która tak mocno zjednoczyła całe środowisko dziennikarskie w Polsce. "Ludzie z tak różnych światów powiedzieli: 'Stop, tak władza postępować wobec mediów nie może'. Od Moniki Olejnik po Cezarego Gmyza, od Wojciecha Czuchnowskiego po Samuela Pereirę, od Bertolda Kittla po Michała Rachonia, od Katarzyny Kolendy-Zaleskiej po Rafała Ziemkiewicza. Tuziny dziennikarzy, pełna paleta redakcji od 'Gazety Polskiej', 'Sieci' przez 'Rzeczpospolitą', 'Dziennik', RMF, Radio Zet po 'Newsweeka', TVN i 'Wyborczą'" - wspomina Majewski.
Michał Majewski: Otwarta ingerencja tajnych służb w sferę wolności słowa
Teraz Majewski został skazany na 18 tys. zł grzywny, a były wydawca pisma Michał M. Lisiecki na 20 tys. zł. Proces toczył się w Sądzie Rejonowym w Warszawie, wyrok wydała sędzia Monika Tkaczyk-Turek. Decyzja zapadła na podstawie art. 224 par. 2 Kodeksu karnego, który stanowi, że "podlega karze ten, kto stosuje przemoc lub groźbę bezprawną w celu zmuszenia funkcjonariusza publicznego do przedsięwzięcia lub zaniechania prawnej czynności służbowej".
Co o wydarzeniach sprzed 6 lat pisze teraz Majewski? - To pierwszy po 1989 roku przypadek jawnie siłowego rozwiązania wobec mediów i otwartej ingerencji tajnych służb w sferę wolności słowa w jej najbardziej wrażliwym aspekcie, jakim jest ochrona źródeł, które zastrzegły sobie anonimowość - podkreśla dziennikarz na łamach tvp.info.
Michał Majewski zaznacza, że dziennikarze mają prawo i obowiązek ochrony swoich źródeł informacji. Jeśli zdradzą, od kogo pozyskali daną wiedzę, w tym zawodzie są skończeni. Informuje, że to, kto akurat sprawował w 2014 r. władzę w Polsce nie miało dla niego znaczenia.
"Mówiąc krótko, identycznie zachowałbym się, gdyby tego laptopa wyrywali agenci służb nadzorowani przez jakąkolwiek inną władzę. Nie budują zaufania, wiary w wymiar sprawiedliwości wyroki, w których przestępstwem nazywa się zachowania etyczne, moralnie właściwe i broniące zasad wolności prasy. Nie dopuszczam do siebie myśli, że sprawa może skończyć się opisanym rozstrzygnięciem. I liczę tu na roztropność, rozsądek i wyobraźnię apelacji" - podsumowuje dziennikarz.
Przypomnijmy, że w 2014 roku Sylwestrowi Latkowskiemu ostatecznie udało się obronić swojego laptopa.
Źródło: tvp.info