"Wejście ABW do 'Wprost' było kwestią czasu"
"Było kwestią czasu, kiedy ABW, wykonując czynności w ramach śledztwa prowadzonego przez Prokuraturę Okręgową Warszawa-Praga (co ciekawe, zostało ono wszczęte po zawiadomieniu złożonym przez Bartłomieja Sienkiewicza, jednego z bohaterów afery taśmowej), zażąda od "Wprost" wydania nośników z posiadanymi nagraniami. Była to rzecz naturalna, w końcu pliki dźwiękowe z rozmowami najważniejszych osób w państwie były głównym dowodem w sprawie. Sylwester Latkowski od samego początku powtarzał: - Wydamy nośniki, gdy będziemy pewni, że nie ujawniają one naszych źródeł informacji" - opowiada dziennikarz.
"O tym, że we "Wprost" jest ABW, dowiedziałem się z internetu, w tym czasie miałem spotkania na mieście. Niedługo potem przeczytałem w sieci, że funkcjonariusze opuścili redakcję. Mniej więcej po godzinie 17.30 zadzwonił do mnie jednak Czarek Bielakowski.
- Piotrek, jak najszybciej przyjeżdżaj do redakcji, ABW weszło ponownie i chce przeszukać firmę. To skandal! Nie można do tego dopuścić! - rzucił przez telefon. Nie czekając na wyjaśnienia, przerwałem spotkanie, przepraszając mojego rozmówcę, i zamówiłem taksówkę" - relacjonuje Piotr Nisztor.
Przed 18.00 byłem pod siedzibą tygodnika. Wchodząc do firmy, zauważyłem, że pod budynkiem stoją samochody z logo kilku stacji telewizyjnych i rozgłośni radiowych.
Na zdjęciu: redaktor naczelny "Wprost" Sylwester Latkowski i dziennikarz tygodnika Michał Majewski podczas konferencji prasowej w Warszawie. Dziennikarze odnieśli się do zaprezentowanych przez Prokuraturę Okręgową Warszawa-Praga nagrań filmowych dokumentujących działania prokuratorów i funkcjonariuszy ABW w redakcji "Wprost"