Słowo, które zrobiło zawrotną karierę w 2009 r.
Słowo "kryzys" zrobiło zawrotną i niezwykle destrukcyjną w skutkach karierę w 2009 r., niczym przepowiednia Majów dotycząca końca świata. Pomyśleć, że zaczęło się od upadku jednego banku. "Kryzys" straszył w mediach codziennie, często był nadużywany, więc się zdewaluował i niektórych zaczął drażnić. Ale też wielu z nas dotknął, skoro niemal 70% internautów Wirtualnej Polski uważa, że kryzys wciąż panuje w Polsce.
.
Słowa "kryzys" używali i nadużywali wszyscy - politycy (ci najwięcej), przedsiębiorcy, dziennikarze, nie zawsze w szlachetnym celu. Kryzys był i wciąż jest ulubioną wymówką wielu firm. I teraz nikogo nie dziwi, gdy pytając o podwyżkę, etat, awans widzi tylko wzruszenie ramion i słyszy westchnienie poprzedzające sakramentalne: „No, wie pan, jest kryzys…”.
Pod koniec 2008 r. w Polsce unikano słowa na k. Premier Donald Tusk uspokajał, że Polska jest wyspą stabilizacji na oceanie kryzysu. Eksperci mówili jednak, że to największe światowe spowolnienie gospodarcze od 1927 r. i Polacy bali się przyszłości. Coraz częściej media informowały o zwolnieniach i spadku produkcji firm. Rząd za późno dostrzegł skutki kryzysu finansowego na Zachodzie dla Polski - tak się wypowiedzieli Polacy w sondażu TNS OBOP. Ale koniec końców nie potwierdziły się czarne scenariusze Komisji Europejskiej i Banku Światowego. „Z globalnego kryzysu gospodarczego Polska wychodzi w lepszym stanie niż reszta Unii Europejskiej” - podkreślał niedawno "Financial Times". Skąd więc tyle kryzysowej piany w tym roku?
Kryzys jako wyzwanie
Władysław Kopaliński określa kryzys zgodnie z jego greckim pochodzeniem („krisis”) nie tylko jako okres załamania gospodarczego, ale także przełom, przesilenie, decydujący zwrot. W mijającym roku każdy interpretował kryzys na swój sposób, zależnie od intencji. Papież Benedykt XVI powiedział, że światowy kryzys należy traktować także "jako próbę" i "wyzwanie", a powodem „upadku amerykańskich banków była chciwość i kult mamony". - Kryzysu nie da się ani przeczekać, ani przemilczeć, ani tym bardziej przemodlić – przestrzegał Aleksander Kwaśniewski, w duchu nie do końca zgodnym z kościelnymi naukami. Media, szczególnie tabloidy, wpadały czasem w histerię, jak w przypadku nowej grypy. Pisały o szpitalach psychiatrycznych pełnych biznesmenów-bankrutów i zestresowanych pracowników korporacji, samobójstwach milionerów (pod pociąg rzucił się m.in. niemiecki miliarder Adolf Merckle, jeden z najbogatszych ludzi świata). Niestety, rzeczywistość niektórych krajów (np. Islandia, Ukraina) stała się rzeczywiście dość
ponura.
Gratka dla populistów?
„Nic lepszego nie mogło się przytrafić populistom i demagogom niż kryzys ekonomiczny. Im większy, tym lepszy dla nich. Wtedy łatwiej wskazywać winny rząd, wtedy łatwiej krzyczeć i domagać się pieniędzy dla wszystkich po kolei” – pisał Lech Wałęsa w felietonie w styczniu 2009 r., krytykując czarnowidztwo opozycji i nasze narodową skłonność do szukania dziury w całym. Zwalniani stoczniowcy pewnie byliby innego zdania. Premier zalecał w tym czasie zaciskanie pasa, domagał się od ministrów cięć wydatków na administrację i inwestycje wysokości 17 miliardów złotych. „Mamy zaciskać pasa?” – pytali internauci. „Niektórzy zaciskają pasa od zakończenia II wojny” . „Na progu kryzysu pozostaje prawie półtora miliona Polaków” – alarmował dr Mariusz Opaliński, znawca etyki biznesu i Internauta wp.pl, podkreślając, że emeryci i renciści nie mają z czego żyć.
Przyczyny kryzysu z humorem obnażył nieodżałowany Maciej Rybiński na łamach „Wprost”: „To nie jest kryzys strukturalny ani załamanie koniunktury, tylko efekt budowania przez największe banki świata klasycznej piramidy finansowej. Czyli kryzys jest rezultatem oszustwa. Najpiękniejszy, bo bardzo skrótowy i jasny opis zastosowanego, zwłaszcza w USA i Wielkiej Brytanii, sposobu wychodzenia z kryzysu dał karykaturzysta „The Daily Telegraph" – Matt. Narysował faceta przy stoliku restauracyjnym mówiącego do kelnera: „Jestem bankierem. Rachunek proszę dać tym przy sąsiednim stoliku”. To znaczy obywatelom, ich dzieciom i wnukom.”
Felietonistka Wirtualnej Polski, prof. Jadwiga Staniszkis przekonywała, że kryzys może okazać się szansą, więc nie powinniśmy się go bać, lecz uznać za normę. „Dobrą stroną kryzysu jest uświadomienie sobie, że nie ma systemu, który nad nim panuje: świat wciąż jest nasz, bo samoregulacja okazała się mitem. I to w naszych rękach jest możliwość zmiany” – uspokajała. Podobnego zdania byli młodzi artyści. - Kryzys zmusza do zatrzymania się w pędzie ku produkcji i konsumpcji - mówiły młode kuratorki wystawy "Wolność od-zysku", która została pokazana w lipcu w galerii Zachęta. Artyści pokazali dzieła niskobudżetowe, powstałe w wyniku recyklingu, udowadniając, że pieniądze w dobie kryzysu to nie wszystko.
Mamy dość słowa kryzys!
Słowo kryzys cudownie rozmnożyło się w blogosferze, najciekawsze blogi powstały, gdy polski rząd przekonywał, że kryzysu w Polsce nie będzie. ”Jesienią i zimą 2008 r. pojawili się najciekawsi blogerzy, jak Trystero, Doxa, Kryzys blog Instytutu Misesa, panika 2008, cynik9” – informował "Forbes". Blogerom nie brakowało poczucia humoru. „Gdy Jan Vincent bez Pesel, jak ministra Rostowskiego nazywa polska blogosfera, zapewnia, że w naszym kraju nie ma kryzysu, jest tylko spowolnienie, czytelnicy bloga natychmiast proponują, aby część działalności Trystero nazwać "Spowolnienie na wesoło".
Powstaje forum internetowe antykryzysowi.pl dla ludzi wkurzonych burzą medialną wokół kryzysu i manipulowaniem za pomocą kampanii strachu. ”Dosłownie ze wszelkich stron jesteśmy zalewani tym hasłem” – piszą założyciele forum i demonstrują nawet pod sejmem. Zamiast kobiety pobitej za to, że „zupa była za słona” możemy zobaczyć w sieci zdjęcie posiniaczonego mężczyzny z podpisem: „Bo mówił, że jest kryzys”.
„Teraz już dosłownie każdy usiłuje wykorzystać to magiczne słowo na “k” w celach zarobkowych. W ten sposób powstają już strony internetowe promujące usługi (oczywiście płatne) mające pomóc przedsiębiorcom w zarabianiu w tych ciężkich czasach. Widzę taki banner – z hasłem “Zarabiaj w kryzysie!” – codziennie na elewacji hali głównej Dworca Centralnego w Warszawie i codziennie bardzo mnie ten widok denerwuje” – czytamy na blogu glupota.wordpress.com. Rzeczywiście w polskich, dość siermiężnych realiach żerowanie na ludzkiej naiwności może irytować.
Przewodniczący litewskiego Związku Liberałów i Centrum, poseł Arturas Zuokas proponował wprowadzenie dla polityków kary w wysokości 100 litów (ponad 25 euro) za użycie słowa "kryzys". „W Rosji pojawiło się miejsce gdzie nie ma kryzysu” – pisały media. „Szef rejonu noginskiego pod Moskwą zakazał używania określenia "kryzys finansowy".
Zdaniem Anna Dymnej, aktorki i założycielka fundacji „Mimo wszystko”, słowo „kryzys” jest nadużywane jak wykręt od wszelkiej pomocy . - U nas są takie przestrzenie życia, gdzie cały czas jest kryzys, gdzie ludzie są pozostawieni sami sobie, swojej samotności, swojemu cierpieniu i potrzebują pomocy – powiedziała w wywiadzie dla RMF FM.
O nieużywanie drastycznego słowa "kryzys" apelował do mediów również językoznawca Jerzy Bralczyk. Proponował, by pójść tropem Lecha Kaczyńskiego i przekonać się do mniej spektakularnego słowa "choroba". - Choroba dla nas to najczęściej nie jest coś, co powoduje śmierć, lecz coś, co jest naturalnym etapem w życiu człowieka, co się przydarza i z czego wychodzimy – powiedział w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”.
Kryzys na wesoło – w sejmie i w internecie
Kryzys pojawiał się wielokrotnie w żartach, które można przeczytać w internecie. Np. dwóch maklerów jedzie metrem w Londynie, niedługo po głośnym upadku Lehman Brothers, który zapoczątkował krach na giełdzie. „Jak spałeś?” – pyta jeden drugiego. „Jak niemowlę” – pada odpowiedź. „Pół nocy płakałem, pół - robiłem pod siebie”. Albo taka wątpliwość w dobie kryzysu: „Chciałem podjąć pieniądze w bankomacie. Wyświetlił się komunikat: niewystarczające środki. Ciekaw jestem, czy chodziło o mnie, czy o bank?”. Na koniec kawał z Argentyny, którą kryzys mocno poturbował: Jeden inwestor mówi do drugiego: „Ten kryzys jest gorszy niż rozwód”. „Dlaczego?” – pyta drugi. „Straciłem połowę majątku, a moja żona ciągle jest w domu”.
Gdy w lutym niemiecki „Die Welt” pisał, że Polsce, Czechom i Węgrom grozi krach, niektórzy nasi posłowie byli w dobrym humorze i popisywali się kabaretowymi dowcipami. - „Wejście smoka" czyli pracowici Chińczycy i Hindusi i "wejście smoczka", czyli pokłady zaufania dla Obamy - to wszystko wyprowadzi nas z kryzysu – pocieszał Polaków senator PO Andrzej Person. - Z kryzysem w Polsce jest jak z Yetim - wszyscy mówią, że jest, ale nikt go nie widział – mówił z uśmiechem senator PO Stanisław Bisztyga. Może rzeczywiście strach miał wielkie oczy, a kryzys jest stały jak pory roku?
Jak widać, „kryzys” wszedł przebojem do Słownika 2009 i na dobre zawładnął naszą piękną polszczyzną, która - jak twierdzą eksperci - od dawna jest w głębokim kryzysie...
Adam Przegaliński, Wirtualna Polska