SLD w "blokach startowych"
Sojusz Lewicy Demokratycznej jest gotowy
samodzielnie wystartować w wyborach parlamentarnych - oświadczyli w Olsztynie liderzy tej partii. Ich zdaniem, bez
znaczenia jest termin głosowania. Za minimum Sojusz uznaje
zdobycie 154 mandatów sejmowych.
Jesteśmy za tym, żeby jednoczyć lewicę do wspólnego startu w wyborach, ale ponieważ nie widać chętnych, chcę zapowiedzieć, że Sojusz jest gotów pójść do wyborów pod własną nazwą i pod samodzielną flagą programową - podkreślił podczas konferencji prasowej przewodniczący partii Józef Oleksy.
Oleksy skrytykował członków partii, którzy chcieliby związać się z mającą powstać partią centrową. Jego zdaniem "fascynacja nową partią" świadczy o słabej wierze w SLD tych, którzy od partii "pobierali stanowiska, a dziś zerkają tu i ówdzie, na lewo i na prawo, gdzie by się ulokować" - powiedział szef ugrupowania.
Zdaniem posła z woj. warmińsko-mazurskiego Tadeusza Iwińskiego, SLD nie wyklucza jednak dalszych rozmów na temat wyborów z ugrupowaniami lewicowymi.
Liderzy SLD uważają, że sejmowe minimum w przyszłym parlamencie to 154 mandaty. Jak ocenił Iwiński, tyle mandatów wystarczy, by stworzyć tzw. mniejszość konstytucyjną, pozwalającą kontrolować "zamysły zmian w konstytucji".
Musi być układ kontroli i równowagi. Nazywamy te 154 mandaty minimum konstytucyjnym i jest to do ugrania razem, albo do zebrania poprzez kampanię poszczególnych partii lewicowych - dodał Iwiński.
Osiągnięcie dobrego wyniku Sojusz uzależnia w części od wsparcia premiera Marka Belki. Oleksy oczekuje, że Belka i jego rząd "uczynią dla społeczeństwa coś, co zabrzmi pozytywnie dla SLD, bo z jego poparcia pełni on tę rolę".